Wampierz porozumiał się wzrokiem z Kenem i przewrócił oczami - co On sobie wyobraża? Chłopak może się puszyć ale jak coś się schrzani będzie wlepiał w niego te błękitne oczka -napraw to, napraw tamto... proszę. Ale dobra, na to przyjdzie czas potem. -Mów mi Wampierz, wypomniał mu po raz kolejny - W Zasranych Stanach Jamesów są tysiące, a Wampierz był tylko jeden - ot co!
W gruncie rzeczy wóz był przygotowany na wszystko, Nix spędził nad nim morze czasu i wpakował w niego wszystko co było pod ręką - co nie zmieniało tego że co kilka godzin słyszał to samo zdanie -"James, sprawdź silnik"- wrzucił wszystkie narzędzia z powrotem do skrzynki, trzasnął klapą bagażnika i podreptał w stronę "odprawy", spoglądając co chwila na Indiańców i ich zwierzątko - czerep mutanta to nie problem...Lamborghini? Lamborghini? Jezusiczku, co to tu robiło? Z niedowierzaniem podszedł do mydelniczki i poklepał lekko jej karoserię, jeszcze się wgniecie?
-Czego tu szukasz brudasie? Spieprzaj mi z tąd raz dwa!
Przyciemniana szyba się opuściła i ze środka darł na niego mordę jakiś wypindrzony gnojek co tylko spowodowało paskudny uśmiech na twarzy Wampierza, niewidoczny niestety pod szmatami które ową twarz zakrywały. Facet obrócił się i ruszył za oddalającym się Karolem.
-- Pamiętajcie o jednej regule Cannonball’a –tu nie ma żadnych zasad... - już pokochał ten wyścig, widząc że jego kierowca sięga po numerek wyrwał się do przodu i zgarnął mu go prosto sprzed nosa -Ja to wezmę - uśmiech nie schodził mu z twarzy, nareszcie nadeszło coś na co od tak dawna się przygotowywał. Widząc że wszyscy przygotowują się do startu szarpnął bezczelnie Karola za fraki i ruszył truchtem w stronę ich Hammera, bezczelnie zrzucił wszytko co leżało na kanapie na wykładzinę i uwalił się z tyłu. Stuknął tylko Kena w ramie - Nie przyzwyczajaj się za bardzo, za jakiś czas przesiadka- rozwalony przez małą pozostałość po oknie (resztę zajmowały pancerne płyty) przyglądał się innym racerom - tuż obok stał ten dupek w lamborghini - daleko nie zajedzie, już Wampierz się oto postara, będąc w zaciemnionym pomieszczeniu odwinął chusty oplątujące mu łeb, gogle zsunął na szyję i przez chwilę leżał zastanawiając się którędy najlepiej jechać. Po kilku minutach odpiął kaburę z Beretką która boleśnie wpinała mu się w dupsko, wyciągnął z kieszeni drugi magazynek i wsadził zawiniątko w schowek na drzwiach. Przez chwilę przypatrywał się przydupasowi uśmiechająć się, już nie tak miło, raczej paskudnie, zwierzęcą - policzą się za miastem. Odwrócił wzrok od "cytrynki" i dalej lustrował plac startowy -O kur...- Wymskło mu się gdy zobaczył grupkę starych znajomych z Vegas, zagrzebał się głębiej i do startu nie wychylał łba za szybę.
Ostatnio edytowane przez Potwór : 13-03-2008 o 16:37.
|