Na stołówce panował niemały harmider. Długie, drewniane stoły były gęsto obsadzone przez mężczyzn i kilka kobiet w podobnych uniformach jak wasze.
Kiedy po zakończonym posiłku Wacko szedł w stronę okienka, w którym gość z poważną nadwagą odbierał "naczynia", uważnie przyglądając się szczególnie sztućcom, główne drzwi otworzyły się z takim impetem, że zawiasy wydały z siebie przeraźliwy pisk.
Do sali wszedł jeden, czarnoskóry chłopaczek, którego uniform został pozbawiony rękawów, a głowę okrywała czerwona chusta.
- Kto wypuścił psy?! - trudno było nazwać jego głos męskim, w tym pomieszczeniu usłyszał go jednak każdy, a wśród skazańców zapanowało niemałe poruszenie. W pewnym momencie, niemalże jednocześnie wszyscy zasiadający na stołówce zaczęli szczekać.
- Spokój kundle. - kontrastujący z głosem, który należał do chłopaka, bo niezwykle silny i pewny, należał do potężnego, czarnoskórego mężczyzny. Wkroczył do pomieszczenia, otoczony piątką ciemnoskórych, którzy z ledwością dorównywali mu wielkością muskulatury. Czarne oczy wwierciły się w Wacko, który jak się okazało, był jedyną osobą, która w tym momencie stała.
- Dlaczego ta szmata stoi, kiedy ja wchodzę? - na jego twarzy pojawiło się napięcie, zdawało się jakby nad czymś intensywnie myślał. Po chwili strzelił palcami i spojrzał na stojącego po swojej prawicy ochroniarza. - A-Dog, weź ze sobą chłopaków i połam świeżakowi nogi. Widać stary McKnight, nie przekazał im wszystkich zasad, które należy tu respektować. No a skoro on tego nie zrobił, a ja nie lubię bawić się w nauczycielkę, nauczymy parę osób samo inicjatywy, a on posłuży nam za model.
__________________ Może być sto postaw i ułożeń miecza, ale zwyciężasz tylko jedną.
- Yagyū Munenori |