Coyote
Całkiem mili ludzie z tych gangerów. To kolejny przykład, że nie należy oceniać ludzi według stereotypów. Sprzedali oponę w dobrej cenie, ba! jeszcze nawet podowieźli. Ich filozofia też jest niczego sobie. "Po co ludziom truć dupy, skoro można im się przysłużyć i mieć z tego więcej?". To zdanie bardzo się Indianinowi podobało - myślał jadąc starym pickupem z Michelle. Rozłożył się trochę wyciągając fajkę. Nabił ją jakimś ususzonym zielskiem, do tego dodał kilka czarnych ziarenek, które znalazł w obozie gangerów. Był ciekawy, jak one działają... Wyciągnął swoje zapałki. Na pudełku był namalowany czerowny samochód, a obok data wyrobu - 2012. Pustynia skrywa w sobie różne skarby. Wyciągnął zapałkę, odpalił od draski i prawie zaciągnął się wspaniałym dymem, gdyby.. Daj no troszkę ziółka. Spojrzał zdziwiony na Michelle. Ona chyba nie mówi poważnie... - Wiesz, zazwyczaj nie dzielę się tym z nikim. - Indianin opierał się. - Daj. Tylko troszeczkę. Właściwie to... już mi się kończy... - Coyote był gotowy nawet od tego, żeby wciągnąć wszystko naraz.
Ostatecznie przeważył argument, że latynoska kupiła wóz i benzynę do niego. Chcąc nie chcąc Coyote przystawił jej fajkę do ust. -Tylko szybko.
Tak, jak się spodziewał Latynoska nie umiała tego robić zbyt dobrze i po chwili zakrztusiła się. Na nią dym podziałał jednak inaczej i złapała ją straszna śmiechawa. Amatorzy. - Coyote zaciągnął się. Wszystko stawało się coraz mniej wyraźne, aż w końcu Indianin odleciał. Obudził się wśród mnóstwa ludzi. Był zamknięty w jakimś wagonie, czy czymś podobnym. Spojrzał na siebie. Ubrany był w... garnitur! Rozejrzał się po ludziach. O kurwa ! Przeniósł się w przeszłość! Dotychczas miewał tylko cos w rodzaju wizji, a teraz! Oglądnął się w szybie. Czarne, krótkie, starannie przystrzyżone włosy. W kieszeni miał portfel. Alan Greenwood. Kto to jest do cholery Alan Greenwood. Spojrzał dalej. Czterysta dolarów ! Dziesięć minut później siedział na łąwce i zajadał się marchwią i sałatą. Jakie to czyste! Jakie to świeże! Jaki to ma smak! Obserwował ludzi. Wszyscy się gdzieś śpieszyli, nikt nie miał czasu zatrzymać się i po prostu porozmawiać. Jedynie grupa dzieciaków, które beztrosko bawiły się w jakąś grę, która polega na skakaniu przez napięty sznurek była uśmiechnięta. Indianin spojrzał w górę i uśmieich momentalnie zszedł z jego twarzy. Zobaczył kilka czarnych kropek na niebie. Te czarne kropki stawały się coraz większe, w miarę, jak się zbliżały. Po prostu czekał. Wiedział co zaraz nastąpi. Opowiadała mu o tym mama, gdy był jeszcze mały. Gdzieś w tle rozległ się czyjś krzyk, płacz. Po chwili wszystko ucichło...
Coyote zaczerpnął powietrza. Obudził się w samochodzie Michelle. Ta jechała z przodu, a obok niej ten cały naukowiec, Sid. Shlazzar na szczęście był na swoim miejscu. Co, co się stało ? Gdzie jesteśmy ? |