Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2008, 14:15   #6
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
-75 gambli? – zapytał Matt.
-Ja się zgadzam, ale mój przyjaciel, nie… - dodał patrząc na miejscowego mechanika.
Ten widząc, że oferta chyba przypadła do gustu, uśmiechnął się pewien swego, odpowiadając:
-Pański przyjaciel nie powinien mieć nic przeciwko… W końcu to pański wybór, nie jego. – mówił, przyglądając się przybyszowi z uśmieszkiem na twarzy.
Matt Smith był sporej postury. Pod skórzanym płaszczem ukrywał się kawał niezłego tłuszczu.
Miał długie, ciemne włosy, które jego sylwetce niewątpliwie dodawały uroku. Dziwnie się z nim rozmawiało. Ernie czuł, że postać ta posiada ogromną siłę perswazji i nie chciał się jej poddać.
-Widzi pan… - zaczął Matt odnajdując spojrzenie montera.
-Ja i mój przyjaciel mamy wiele ze sobą wspólnego… - ciągnął odwracając się od niego i przyglądając warsztatowi.
-Można by powiedzieć, że ja i on dzielimy ze sobą wspólne życie, które niewątpliwie PRZYNAJMNIEJ JA chcę zachować na jak najdłużej. – dodał z naciskiem.
Monter był wyraźnie zdezorientowany.
-Nikt tu panu krzywdy nie zrobi, może być pan spokojny. – mruknął ironicznie.
Matt nagle się odwrócił. W ręce miał swojego poczciwego deserta.
-Widzisz Ernie, masz okazję poznać mojego przyjaciela. Będąc u ciebie wczoraj umawialiśmy się na 60 gambli za tą ślicznotkę, a teraz widzę, jest inaczej.
Ernie tępo przypatrywał się broni.
-60 gambli? Może... Wie pan, tyle spraw na głowie, każdemu uczciwemu obywatelowi może się zdarzyć zapomnieć czegoś. – ciągnął błagalnie.
Na to Matt tylko się uśmiechnął.
-Więc dobijemy interesu. - ciągnął. Rzucił sakiewkę w dłonie montera i powiedział:
-Jaguar ma stać przed karczmą za godzinę. – i po tych słowach, wyszedł.


A rozchodziło im się o to. O ślicznego Jaguara XJ6… Jak twierdził Matt, był dla niego idealny.




Wyszedł na ośnieżoną ulicę kierując swe kroki do karczmy. Było cholernie ślisko. Gdy podczas drogi otulał się płaszczem…
„Zimno, jak cholera.” – klnął w duchu.
Coś się stało. Matt pochłonięty zapinaniem płaszcza, nie zauważył oblodzonej sadzawki. Gdy postawił na niej stopę, ta poślizgnęła się i postać wylądowała w śniegu.
Ehh, kurwa… - westchnął i wstał, strzepując z siebie śnieg.
Dotarł do karczmy. Sprawdził kieszenie by zobaczyć, że nic w nich nie pozostało oprócz paru zeschniętych liści tytoniu.
-„Przydałoby się jakoś zarobić” – pomyślał. Gdy przechodził koło słupa ogłoszeń zobaczył coś, co może nie zgadzało się z jego ideałem zarobku, ale dawało gamble.



Poszukuję kilku śmiałków do trudnej roboty.
Płatne w amunicji i w benzynie.
W razie śmierci zapewniamy godny pochówek.
Informacje u barmana.


Szeryf John Wallet, Budbury



Tak więc podszedł do barmana, a ten kazał mu usiąść przy stoliku. Posłusznie wykonał polecenie, a potem wypowiedział jedno magiczne słowo.

-Amen.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."

Ostatnio edytowane przez mjl : 01-04-2008 o 16:39.
mjl jest offline