Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2008, 22:31   #6
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legara

maj, bród pomiędzy Vengerbergiem a Aldersbergiem, wieś Szumy, Aedirn

Twoje pojęcie dyplomacji powinno zostać przez kogoś odrobinę zmienione, ale to z cała pewnością nie nastąpi dzisiaj. O ile kiedykolwiek.
Tocząca się, okrwawiona głowa wzbudziła nie lada sensację. Kobiety podniosły wibrujący pisk próbując zasłonić oczy swym ciekawskim dzieciom. Chłopi przesądnie pluli przez ramię. A Kierda pobladł strasznie i zaczęły trząść mu się kolana. W końcu przemógł się i podszedł dwa kroki do głowy. Popchnął ją butem, z widocznym obrzydzeniem, i popatrzył na twarz.
-On ci to. Wydukał z siebie przez zaciśnięte zęby. W sumie to nawet cię zdziwił- nie wyrzygał się.
-Schowajcie panie ten czerep z powrotem do waszego worka. Sensacyj na dziś dość będzie. Powiedział przecierając łysinę na której pojawiły się kropelki potu. Z pewną niechęcią podszedłeś do odrąbanej głowy, w końcu kim on jest bi ci cokolwiek kazać zrobić. Ale co ci tam. Niech zna łaskę. Podniosłeś czerep za włosy, z ostentacyjną powolnością. Uniosłeś go wysoko, czym wywołałeś kolejną falę krzyków. Dopiero wtedy znowu schowałeś swe „trofeum”.

(...)

Sołtys zaprowadził cię do swojej chaty, nie przestając się trząść. Jego brzurzysko obrzydliwie przy tym falowało. Teraz siedzieliście przy stole, a Kierda polewał do kubków siwuchy.
-Napijta się panie. Pewno wam w gardle zaschło po rąbaninie i wędrówce. A ja tymczasem przyniosę pieniądze. Napiłeś się, w końcu za darmo. Niedobre było cholerstwo jak diabli, ale dawało przyjemnego kopa. Rozejrzałeś się po izbie. I doszedłeś do wniosku, że gówno tu jest. Jakiś kufer w kącie, szafka z której wcześniej sołtys wyjął siwuchę. Brudne okno obciągnięte cienką skórą. ława pod ścianą. Wieś jednym słowem. W końcu jednak twój gospodarz wrócił.
-Macie tu panie, 60 talarów, co do jednego. Pięć razym liczył. Położył przed tobą dużą i pełną sakiewkę. Nie uwierzyłeś mu na słowo. Wysypałeś monety i zacząłeś przeliczać. 1,2,3... Sołtys trząsł się jak osika, zęby szczękały mu do rytmu twojego liczenia. Ale wszystko się zgadzało. Odetchnął z ulgą.
Zanim wyszedłeś, odważył się jeszcze powiedzieć jedno:
-Dla takiego zabijaki jak pan, jest zdaje siem robota w Aldersbergu. Wykrztusił.
-Pono sama straż miejska najmuje fachowców do wyłapania tych, co to ruchawkę przeprowadzili w mieście kilka dni temu.

do Derricka Talbitt

maj, trakt do Aldersbergu, Aedirn

Sadza jechała bardzo spokojnie, jak to ona. Droga mijała szybko i spokojnie, w jej trakcie minęła cię tylko dwójka jeźdźców i to nieuzbrojonych. Niestety na tyle nietowarzyskich, że nie odpowiedzieli na twe zapytanie skąd jadą. Zastanawiałeś się tedy wciąż, cóż takiego stało się w Aldersbergu, że hrabia kazał wysłać umyślnych celem odnalezienia medyków. Zaraza, mór? Jeśli tak, to sprawa jest fatalna. Medycy raczej nie zdecydują sie ryzykować życia, aby ratować mieszczan. A to przecież musi być coś dużego, w przeciwnym wypadku wystarczyliby ci, którzy praktykują w Aldersbergu.

(...)

Kiedy zapadł wieczór akurat minąłeś zajazd. Wprowadziłeś klacz do stajni, a stajennemu rzuciłeś trzy miedziaki aby się nią zajął. Młody chłopak zabrał się za to z miejsca.
W samym zajeździe szukałeś trzech rzeczy- kolacji, łóżka i informacji. Zacząłeś od tego pierwszego. Gruba barmanka zaoferowała ci chleb, piwo i zimny gulasz. Twój żołądek ochoczo zgodził się na taką propozycję. Byłeś głodny.
Kiedy uspokoiłeś już swój głód, postanowiłeś zaciągnąć języka. Barmanka zbyła cię jednak prychnięciem, musiałeś tedy popytać kogoś innego. Na szczęście w zajeździe jadła jeszcze trójka osób, wszyscy przy jednym stole- jeden siwiejący, postawny facet z brodą. Obok niego młodszy blondyn siorbiący jakby nigdy w życiu nie słyszał pojęcia maniery. I jeszcze kobieta, gdzieś w wieku blondyna czyli dobijająca trzydziestki. Ale zadbana, o twarzy nie tkniętej przez zmarszczki i kruczoczarnych włosach opadających filuternie na jej twarz.
Trójka zapytana o to, co takiego stało się w Aldersbergu chętnie ci wszystko opowiedziała.
-To było dziesięć dni temu. Zaczął brodacz.
-Mieszczanie wzniecili bunt. Capnęli co mieli pod ręką i ruszyli na zamek. Jak im straż na drodze stanęła, to się walki zaczęły. Jucha w rynsztokach z gównem się zmieszała. Teraz zaś wyraźnie zmieszała się ich towarzyszka, chyba nie nawykła do przekleństw.
-Wtargnęli do donżonu i zaczęli rabować co popadnie. Podobno nawet zgwałcili jakieś szlachcianki. Ale o świcie armia weszła do Aldersbergu i rozgromiła bunt. Podjął młodszy mężczyzna.
-Hrabia kazał wyłapać wszystkich złodziei i powiesić na blankach. Kiedyśmy wyjechali z miasta to już trupy dziobali krucy.
-W drodze minął nas herold hrabiowski. Dodała dziewczyna, możliwe że miała na myśli tego samego z którym się spotkałeś.
-Medyków ponoć szukają. Może ktoś z hrabiowskiej rodziny został ranny podczas napaści? Mówiła dość nieśmiało, nie patrząc ci w oczy. Dziwne zachowanie, jak na kobietę w jej wieku.

do Nessy z Thanedd

maj, miasteczko Talberg pod Górą Carbon, Aedirn

Rozmowy z Celine zaowocowały nie tylko wymianą doświadczeń o mężczyznach i wspomnień z Aretuzy, w której faktycznie pobierała nauki. De Lure podała ci też adres zaufanego czarodzieja w Aldersbergu: Cerintiana. Konfraterka zapewniła cię o jego gościnności i dobrym usposobieniu.

(...)

Rozstałyście się z samego rana, na pożegnanie znowu całując się delikatnie w usta co wywołało donośne pogwizdywania przechodzących akuratnie krasnoludów. Celine dosiadła swego konia i odjechała. Ty jednak musiałaś znaleźć sobie jakąś karawanę ciągnącą do miasta. Na samotną kobietę czyha wszak wiele niebezpieczeństw.
Udało ci się natrafić na ludzką karawanę, wiozącą do miasta krasnoludzki kruszec. Z racji przewożonego towaru, była dobrze chroniona przez pięciu rosłych żołnierzy na koniach. Rudolf, szef karawany- lekko otyły facet po trzydziestce, z przetłuszczonymi brązowymi włosami, zgodził się na twoje towarzystwo jako czarodziejki. Widać doszedł do wniosku, że możesz jeszcze bardziej usprawnić jego ochronę. I jeszcze nie będzie ci za to musiał płacić, najwyżej nakarmi po drodze.

(...)

maj, trakt do Aldersbergu, Aedirn

Karawaną ciągnęło dziesięć osób, nie licząc ochroniarzy. Poza Rudolfem, jeszcze czterech ludzkich kupców. Trzech egzotycznie wyglądających pół-elfów, ubranych w bogate i krzykliwe szaty, mające zapewne dawać dowód ich bogactwu. Oraz dwie młode kobiety, z których jedna również była pół-elfką. W drodze zresztą egzotyczna trójka często ją zaczepiała, za co otrzymywała stek wyzwisk od jej ludzkiej towarzyszki.
W trakcie podróży dowiedziałaś się kilku ciekawych rzeczy. Niedawno w stronę Aldersbergu ruszyła aedirnska armia, odbywająca ćwiczenia polowe. To właśnie ona uspokoiła zamieszki. Mało tego, złożyła w mieście trochę zamówień, stąd właśnie potrzeba na kruszec. Ponadto usłyszałaś trochę plotek i ploteczek o tym co dzieje się w królestwie. Podróż miała trwać sześć dni.

(...)

Czwartej nocy podróży, gdy przejeżdżaliście przez las, coś wyrwało cię ze snu. Zdawało ci się, że usłyszałaś jakiś głuchy krzyk. Odruchowo sięgnęłaś po miecz i wstałaś z posłania. Ognisko już dogasało, ale w jego blasku dojrzałaś jedną sylwetkę oddalającą się w stronę drzew. To był zdaje się jeden z półelfów. Ale dokąd on szedł? Postanowiłaś sprawdzić.
Z mieczem i różdżką pod ręką, ruszyłaś cicho za nim. Lata biegów i skakania sprawiły, że panujesz nad swoim ciałem w zadowalającym stopniu. W każdym razie mężczyzna cię nie zauważył. Kiedy minął pierwsze drzewa odwrócił się gwałtownie, a ty nie mając lepszego schronienia padłaś na ziemię. Na szczęście półelf nie był zbyt uważny, bo po chwili odwrócił się raz jeszcze i zagłębił w las. Ty zaś wstałaś, otrzepałaś się trochę i ruszyłaś za nim.
nie musiałaś iść długo, gdy do twoich uszu dobiegły odgłosy szamotaniny i zduszone jęki. Zaniepokojona, kryjąc się za drzewami podeszłaś jeszcze bliżej i w końcu zobaczyłaś co się dzieje.
Trójka egzotycznych kupców zaciągnęła sobie do lasu półelfkę z którą podróżowałaś. Jeden z nich trzymał jej dłoń na ustach skutecznie tłumiąc krzyk. Drugi zerwał z niej koszulę. Trzeci, ten którego śledziłaś, już kombinował przy pasku swoich spodni. Cholerni, niewyżyci gwałciciele!

do Francesci de Riue

maj, twierdza Scala, Lyria

Zach też by się pewnie ucieszył gdybyś z nim została. Wszak dał ci ten pierścień kompletnie za darmo, a to ewidentny dowód na to, że nie myśli o tobie tylko jako klientce. Jego uścisk był delikatny i serdeczny. Musiałaś pierwsza go przerwać, bo w przeciwnym razie trzymałby cię tak jeszcze długo. Z drugiej strony... jak zareagowałby, gdyby wiedział że naprawdę jesteś wampirzycą?
Nie, nie powinnaś tak myśleć. Dlaczego więc to właśnie przyszło ci do głowy?

(...)

Wróciłaś raz jeszcze do swej siedziby i przebrałaś się w coś wygodniejszego: skórznia, wysokie buty, spódniczka i cała reszta twojego codziennego stroju. Upewniłaś się jeszcze czy twoje sztylety gładko wychodzą ze swych pochw i wyszłaś na ulice Scali. Przy bramach na pewno stoją strażnicy, a tobie już zużył się na dzisiaj repertuar znikania. Ale posiadałaś jeszcze szeroki asortyment innych talentów.
Weszłaś do jakiejś ciemnej i cichej alejki. Takiej, w której zazwyczaj czają się typy spod ciemnej gwiazdy licząc na szybki rabunek i łatwe pieniądze. Ale ta alejka była pusta. Po chwili zaś wyleciał z niej w niebo bardzo duży nietoperz. A raczej nietoperzyca, gdyby gdzieś w okolicy znajdował się specjalista od tych ssaków, który mógłby to stwierdzić.

(...)

Nocne niebo jest wspaniałe. Rześkie powietrze, poświata księżyca w pełni, która doskonale oświetlała ci drogę i nie oślepiała jak słońce. I cały ten pejzaż w dole. Pola, ukwiecone łąki, lasy. Ciemności nocy gdzieniegdzie rozświetlane nieśmiałym światłem ognisk, w innych miejscach o wiele bardziej zdecydowaną łuną nocnego życia miasteczek. Jak wspaniale móc to stąd podziwiać. I przemieszczać się tak szybko i tak łatwo.
W trakcie lotu zastanawiałaś się, do jakiego miasta teraz zawitać. Daleko na zachodzie znajdowała sie Rivia, na wschodzie zaś Lyria- jedno i drugie zaś będące stolicą. Ta sama kultura, ci sami ludzie. Te królestwo już znałaś, może czas na zmianę?
W końcu podjęłaś decyzję- polecisz na północ wraz ze sprzyjającym wiatrem. Do Aldersbergu.

(...)

maj, podgrodzie Aldersbergu, Aedirn

Nawet wampiry się męczą. A ty leciałaś ładnych parę dni, z krótkimi przystankami potrzebnymi na sen i zdobycie pożywienia. W końcu, gdy byłaś już tak blisko miasta musiałaś wylądować. Nie czułaś już skrzydeł, a w ustach miałaś potwornie sucho. Opadłaś w małym gaju obok traktu. Przemieniłaś sie na powrót w humanoidalną formę i po znalezieniu sobie dobrej kryjówki- usnęłaś.
Przebudził cię tętent kopyt niesiony przez ziemię. Poderwałaś się i rozejrzałaś. Dalej byłaś w gaju, nikt sie do ciebie nie podkradał. Odgłos koni był daleki, ale zbliżał się. Podkradłaś się ostrożnie bliżej traktu i spojrzałaś kto tak gna.
W oddali zobaczyłaś trzy galopujące konie. Na tym z przodu, pięknym białym rumaku, jechała dziewczyna w rozchełstanej bluzeczce ze sporym dekoltem, skórzanych bryczesach i nałożonej na nich krótkiej spódniczce rozciętej po bokach i trzymanej razem przez rzemienie.


Za nią, na koniach brązowej maści gnali jacyś uzbrojeni w miecze mężczyźni. Krzyczeli do tej z przodu by sie zatrzymała i groźnie wymachiwali bronią. Cóż, dziewczynka chyba podpadła złym osobom.
 
Zapatashura jest offline