Białe ściany... Krew... Wszędzie krew... On klęczy na środku pokoju... Dłonie całe we krwi... Po środku pokoju leży ciało... Nie rusza się... Chłopak podchodzi do martwej osoby... Twarz matki zimna i bez życia... Alarm! Patrol Kurzena nas znalazł!
Vedin usiadł gwałtownie. Krzyk jego towarzysza wyrwał go z tego okropnego snu. Ukrył twarz w dłoniach, czuł, że jest cały spocony. Nienawidził tych koszmarów, wiedział, że nigdy nie mógłby zabić tak bliskiej mu osoby.
Szybko jednak przypomniał sobie o alarmie. Zaczął rozglądać się po okolicy. Zauważył całkiem spory patrol zbliżający się w ich stronę. Wstał i schował się za pobliskim drzewem. Przecież nie musi walczyć sam, musi oszczędzać siły na atak z prawdziwego zdarzenia. To była tylko rozgrzewka przed najgorszym. Gdy towarzysze Vedina rozpoczęli już atak, czarnoksiężnik rozpoczął rzucanie czaru przywołania Voidwalkera. Kiedy skończył, stanął przed nim granatowy "duch". - Dijahh pokaż co potrafisz. Musisz uszkodzić troszkę naszych wrogów.- uśmiechnął się szyderczo - Ruszaj!- stwór posłusznie ruszył w stronę patrolu. Czarnoksiężnik wyszedł zza drzewa i zaczął rzucać zaklęcie osłabienia ataku na dwóch żołnierzy, którzy znajdowali się najbliżej niego. |