Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2008, 11:52   #6
Maciass0
 
Maciass0's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłość
Gdy kowboje wparowali do pokoju burmistrza ten wzdrygnął się na ich widok. Wstał a jego fotel odskoczył na parę centymetrów. Delikatnie się zachwiał. Widząc ich powiedział:
- Witajcie, i siadajcie- wskazał na krzesła przed stołem.

Gabinet był ciemny. Na stole burmistrza stał stary telefon, który miał funkcję wizualną i czekał na poprawę świata. Zapewne był znaleziony w jakimś muzeum, bo tylko na to zasługiwał. Na stole, na samym środku leżała podkładka do pisania a na prawej stronie stołu stały dokumenty wciąż nie wypełnione i wciąż donoszone przez sekretarkę, która stała teraz przy szafeczkach na lewo od stołu. Gabinet rozświetlało parę lamp, jednak nadal było w nim ciemno, bo jedyne okno było zasłonięte przez żaluzje. Na ziemi był rozłożony kremowy, gęstowłosy dywan, który wyciszał wszystkie dźwięki. Na prawo od drzwi stała ławka, zapewne działała jako poczekalnia. Pokój był ochładzany przez słabo napędzany wiatrak. Widocznie w pobliżu tego miasteczka musiała być jakaś elektrownia atomowa. Znajdowali się w Texsasie więc takowe elektrownie bodajże dwa są.


Kowboje zobaczyli pokój i bardzo się zdziwili ponieważ parę rzeczy po prostu nie było ruszane z miejsca po wojnie. Grzejnik, radio na stoliku (nawet widoczny jest kabel) oraz ogromna szafa w rogu dawała nastrój starego, nigdzie nie widzianego świata.

- Widzę że podoba wam się mój pokój, jestem koneserem takich staroci, bardzo tęsknię za tamtymi czasami sprzed wojny. Widziałem wiele książek i powiem wam że teraz jesteśmy w piekle i płacimy za własne grzechy. To tylko przez ludzi żyjemy w takim stanie w jakim jesteśmy. Pragnę naprawy świata i dlatego musimy zmiażdżyć indiańców albo ich przepłoszyć. Moi drodzy - Wypowiedział monolog burmistrz i sam usiadł na swoim fotelu. Rozsiadł się wygodnie i zaczął dalej mówić - Mam pewien plan. Nie wiem czy widzieliście tego naszego zakładnika indiańca. Jest na dole uwiązany aby nie uciekł pod okiem strażnika. Plan jest taki, jedziemy na spotkanie z indiańcami i chcemy wymienić tego czerwonoskórego na naszych ludzi. Jeśli się nam uda to będziemy chcieli dać im w zamian pewne przyprawy. Powiem wam, że to będzie trucizna, która powinna ich pozabijać gdy będą robić te swoje przeklęte jedzenie z mutosaren i mutobizonów. Co wy na to?

Kowboje zamyślili się, nie wiedzieli co mówić, było to trochę dziwne, lecz z nutką prawdy i odnajdywali w tym drogę do sukcesu, ale trzeba było to dobrze przemyśleć

-To jest dobry pomysł, ale jeśli nie przyjmą wymiany, albo indianiec będzie z innego plemienia? Wtedy to przecież nas zmasakrują zatrutymi strzałami lub czymś takim. Nie wiemy czy boją się broni palnej. Ja natomiast mam pewną propozycję abyśmi z samochodu jakiegoś zrobili pułapkę. Umiem robić bomby z samochodu - odezwał się jeden z kowboi. Był to zapewne Tom Sayer bo miał przestrzelony kapelusz. - Przepraszam że się nie przedstawiłem, nazywam się Tom

- A ja John - wtrącił drugi - miło mi że mogę wam pomóc

- A więc trzeba znaleźć samochód, hmmm w naszym mieście są raczej same konie, nie ma samochodów więc będziemy musieli go sprowadzić z innego miasta, chyba że... - Alan spojrzał na Johna - Pan przecież ma samochód!
 
Maciass0 jest offline