Słońce prażyło niemiłosiernie, przez co jazda stawała się jeszcze bardziej dokuczliwa, do tego droga wcale nie sprawiała łatwej i wprost nadającej się do trasy na rodzinną wycieczkę. Nie dezorientowało to Sid'a, który za coś fascynującego obrał punkt w dalekiej przestrzeni za oknem czarnego coupe.
Tak czas leciał w błogim rytmicznym stukaniu silnika i monotonicznych podskokach na wyboistej drodze, na tylnych siedzeniach siedział zaćpany Indianin , a Latynoska z pasją i przyjemnością prowadziła auto.
Jednak ten niezmącony obrazek nie trwał długo. Na horyzoncie wyłoniły się sylwetki osób przemierzających tę zasraną pustynię na koniach i ze strzelbami , które z pewnością nie służyły za najnowszy trend mody teksańskiej. -No to ekipa mamy towarzystwo!- krzyknął ostrzegając resztę pasażerów- Propozycje mówisz...
W tym momencie z pomocą przyszedł Coyote Jednak coś mówi, i to z nie byle jakim sensem, no no ucieszył się w duchu. -Jestem za- po czym z kabury umocowanej pod flanelową koszulą, wyjął swoją giwerę- Berettę model 93R, ulokował ją w bocznej kieszeni drzwi samochodu, trzymając ją poza zasięgiem wzroku osób spoza samochodu, gotowy na każdą ewentualność. |