Fanfan - nic wam nie wiadomo o jego nazwisku i prawdopodobnie w ogóle go nie posiada. Ot, takie dziecko ulicy które dziwnym trafem trafiło do opery.
Przemyka czasem w tle, nosząc, przenosząc biegnąc i pomagając. Typowe popychadło i chłopiec na posyłki krążący na zapleczu.
Nie tak dawno udało mu się przewrócić na środek sceny ogromną drabinę - trafił w czaszkę jednego z nowych aktorów, nieomal kładąc go trupem na miejscu. Innym razem ktoś wpuścił do damskiej garderoby wielką, szarą mysz niemal przyprawiając tym o palpitację serc kilka statecznych dam. Pomimo braku dowodów, wiele pozwalało podejrzewać właśnie Fanfana...
Czasem pojawia się z tyłu sceny, pomiędzy przepierzeniami i dekoracjami. Obserwuje, rozgląda się. Ma rude, lekko skołtunione włosy i twarz, na której pierwsze pryszcze mieszają się z piegami. Gdy spojrzeć nań chwilę dłużej, widzi się jego oczy, dziwnie niepokojące. Lekko zmrużone, ciemne i pełne wesołych błysków, jednak... Z cieniem jakiejś nieokreślonej, złośliwej determinacji.