Mały kobold przechadzał się swoim głupkowatym krokiem, po korytarzu jaskini zwanej przez jego rasę LastInn, co w skrócie oznaczało: "Dar zesłany od bóstw, które chciały, aby ich wyznawcy zajmowali sobie cały wolny czas siedzeniem przed kompem." Przez cały czas pisał coś w swoim małym notatniku (?!
).
- Kerm? Jest. Efcia? Jest. Ja? Ekhm... No... Jestem. - mówił do siebie pod nosem, po czym przystanął zaszokowany. Przez chwilę wpatrywał głupio w puste miejsce wytężając swoje brzydkie, wyłupiaste oczy.
- Gdzie Cedryk?! - wykrzyknął zadziwiony...
***
W sumie chyba tylko Cedryk został, chyba że czekacie tez na moje potwierdzenie, że idę na egzekucję. Jeśli tak, to napiszę