Chochlica z zadziwieniem obserwowała usilne zmagania Kilu z impem o zamglonych z rozkoszy oczach. Przyjrzała się z bliska mocnemu uchwytowi Słodziaka i oceniła siłę uderzenia, albo raczej pacnięcia gnomicy. Kilu miała ramię równie słabe jak Lele. „Jeju jej, Kilu nie da sobie rady! Lele musi pomóc Kilu.”
Z taką myślą Lele sięgnęła do woreczka z przysmakiem, którym się wcześniej zajadała. Nie mogło być w nim trucizny, skoro ona sama nie miała oporów przed jedzeniem. Gdy tylko imp oderwał się od okładającej go maczugą po głowie, tupiącej i kopiącej gnomicy, chochlica zamachała mu przed nosem apetycznie wyglądającą czekoladką.
Hop, hop? Taś, taś? Cip, cip? Jak się woła na impy? - Hej, ty, mały! Trzymaj! – Lele rzuciła mu jeden z przysmaków, ciekawa, czy go skusi.
Składnikiem dodatkowym nadzienia był zmielony szczurzy ogon. Według chochlicy nadał on mu idealną konsystencję, choć nie dało się go wyczuć w smaku. Słodziak nie musiał nic o ogonie wiedzieć, a zresztą chyba mu nawet niespecjalnie zależało…
Lele zostawiła impowi całą paczuszkę, którą akurat miała przy sobie, w nadziei, że go zajmie, a cudzą własność zostawi w spokoju. Pomyślała, że to był właśnie z góry ustalony cel, dla którego wzięła czekoladki ze sobą. A przy okazji Słodziak może nie będzie miał chęci wylizać krwi snotlingów, ani zjeść posiekanego mięsa. Chochlica będzie mogła wykorzystać je do własnych celów.
__________________ Do zobaczenia w maju! |