Po chwili do krasnoluda dołączyła drużyna. Młodzian już zaczął mówić to, czego oczekuje.
Patrzył na niego z miną lekkiego zdziwienia i ukrytego poirytowania.
-„Czy on naprawdę myśli, że zdoła utrzymać przy sobie to wszystko?” – myślał.
-„Zanim wyjedzie z miasta, nie pozostanie mu na koniu nic, oprócz siodła.” – śmiał się w duchu.
Po chwili przyszła kolej na krasnoluda. Stajenny, po wysłuchaniu zamówienia młodego odszedł szybkim krokiem i Thoden nie zdołał go już zatrzymać. Wszedł głębiej w stajnię czając się na następnego służącego. Ten nagle wypadł z rogu i krasnal mógł zatrzymać go tylko w jeden sposób. Mianowicie zagrodził mu drogę toporem, patrzył w jego przestraszone oczy mówiąc:
-Nic ci nie zrobię. Potrzebuję jedynie paru drobiazgów i zapasy na drogę. – powiedział, opuszczając topór.
-Jak widzisz, jestem potomkiem ludu, który bezustannie drąży tunele pod górami. Jak również widzisz, lubię dobrze zjeść. – mówił wskazując na swój brzuch i śmiejąc się.
-Oprócz jedzenia, którego chcę dużo, potrzebuję spory bukłak napełniony piwem, to tak dla umilenia podróży, ciężki skórzany płaszcz podróżny, taki który ochroni mnie przed zimnem i deszczem i zioła lecznicze. – mówił, wyliczając na palcach.
-Myślę, że przydałby mi się jeszcze muł, albo osioł i coś, żebym mógł pod tym przenocować. Myślę, że śpiwór byłby idealny. - rzekł po chwili.
-Na czymś w końcu muszę trzymać swoje wyposażenie, więc nie zapomnij o zwierzęciu!
Stajenny słuchał wszystkiego z trochę pewniejszą miną, krasnal opuścił przecież swój topór i gdy ten tylko skończył, skinął głową mówiąc:
-Dobrze mój panie.
I odszedł w pośpiechu. Krasnal rzucił mu krótkie spojrzenie i wrócił do swych towarzyszy.
-No, już za chwilę ruszamy… - rzekł przyglądając się awanturnikom.
__________________ Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala... Jaki z tego morał? "Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty." |