Kruk sam nie wiedział gdzie jest.
*To sen. Zapewne znowu śnię*
Znajdował się pośród ruin jakiegoś dużego domu a wokół niego leżały dziesiątki zwęglonych ciał. A wśród nich kilka małych dziewczynek. Jedna jakby wpatrywała się w niego i wskazywała na niego palcem jakby chcąc powiedzieć: *To twoja wina* Kruk złapał się za głowę.
*Nie to się nie dzieje naprawdę!!! NIE!!*
Zaczął biec na oślep przebijając się przez stosy trupów. Chciał uciec jak najdalej. Nagle zatrzymał się. Przed nim stał rudy bandyta z jego własnym karabinem myśliwskim wymierzonym w jego twarz. *Wróciłeś* - rzekł bandyta po czym rozległ się huk wystrzału.
Kruk zbudził się cały zlany zimnym potem. Niespodziewana myśl przemkła mu przez głowę. Zerwał się i pobiegł z powrotem do rannego. Widząc jednak, że ten śpi ochłonął.
*Może on wie? Niech się tylko obudzi...* |