Słońce przygrzewało, ale nie paliło, lekki wietrzyk ledwo poruszał gałęziami krzewów i liści. Idealna pogoda na przejażdżkę.
Droga była w miarę prosta - zboczyć z gościńca raczej było trudno. Do trzech też każdy zliczyć umiał, zatem o pojechaniu za daleko też nie było mowy. Znalezienie Glada Tarenifa powinno być tylko kwestią czasu.
Na widok kapliczki Mananna Cliff pochylił głowę. Miał temu bogu wiele do zawdzięczenia, a wyrażenie swojej wdzięczności nigdy nikomu nie zaszkodziło...
Widok karczmy nasunął mu nieo inne myśli. Na przykład o tym, zeby zsiąść na chwilę z wierzchowca i rozprostować nogi. Jakby nie było, bardziej był przyzwyczajony do pokładu pod stopami, niż siodła pod tyłkiem.
Obrócił się do towarzyszy.
- Może by tak wpaść tam - wskazał karczmę - i coś przegryźć? Po co tracić zapasy... Poza tym moglibyśmy się dowiedzieć, jak daleko jest do najbliższej wioski. I czy zdążymy tam przed zmrokiem.
Nie mówiąc już o tym, że karczmarz mógłby im powiedzieć coś więcej o czekającej ich drodze... |