-Ja, demonem?! – krzyczał.
Po chwili na czole władcy wyskoczyła gruba żyła.
-Ty plebejski pomiocie, ja cię nauczę szacunku dla władzy! – darł się.
Nieświadomie zbliżał się do swego przeciwnika. Miecz opuszczony w dół, nie stwarzał na razie zagrożenia.
-Porzuć zaufanie, psie! U mnie nie zaznasz litości! – mówił.
-Gdybyś był w mym królestwie, już dawno byś zawisł i dusił się w swych szczynach! Odejdź stąd, pókim dobry. Znaj me miłosierdzie! – kontynuował, opierając swe potężne ciało na mieczu.
Nie urodził się wczoraj, był przygotowany na unik ciosu. Czekał tylko na pretekst, do walki. Miał nadzieję, że zwycięży honor jego przeciwnika i ten zaatakuje go. W końcu Łokietek nieźle go zwymyślał…
__________________ Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala... Jaki z tego morał? "Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty." |