Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2008, 01:48   #2
Julian
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Dopiero po chwil Nick, a właściwie Tek, uświadomił sobie, że stoi jak osłupiały w otwartych drzwiach. Zamknął je szybko i poszedł do pokoju, rzucił pakunek na stół, usiadł na sofie przed nim i wpatrywał się w niego. Skąd mógł przyjśc pakunek? I - co ważniejsze - jak, do ciężkiej cholery, nadawcy udało się go znaleźć? Niezależnie od odpowiedzi na te pytania, z pewnością był czymś ważnym. Czymś, co mogło dużo zmienić w jego życiu. Dlatego właśnie musiał poczekać.

Młody strażnik przeczesał nerwowo białe włosy trupio bladą ręką po czym wstał i poszedł do kuchni. Mieszkanie było niewielkie i dość zaśmiecone, ale jemu wystarczyło, mieszkał sam, nikomu nie zawadzał, niewiele było mu potrzeba. Przez czternaście lat żył na pustyni, więc właściwie według tamtejszych standardów żył w luksusie. Wyjął z lodówki puszkę piwa i oparł się o ścianę obok. Stał tak przez długą chwilę sącząc piwo, rozważał wyrzucenie lub spalenie przesyłki. Nie potrzebował zmian, dobrze mu było w obecnej sytuacji. Właściwie to dopiero po rozpadzie zasmakował prawdziwego życia. Wreszcie traktowano go jak człowieka, nie jak ciekawy okaz do badań albo jedno z wielu narzędzi do ratowania lub niszczenia świata. Mimo że musiał się ukrywać było mu o wiele lepiej niż w konsorcjum. "Dość." Pomyślał. "Nieważne kto i czego chce, Tek zginął na trzeciej wyprawie." Postanowił wrócić do tego co miał zrobić przed pojawieniem się kurierki. Odstawił piwo i poszedł wziąć prysznic, jednak nie był w stanie uwolnić się od natrętnych myśli.

Po blisko piętnastu minutach wyszedł z łazienki i poszedł coś namalować. Wprawdzie malowanie miało być tylko przykrywką, ale odnalazł w nim wiele przyjemności, którą do niedawna widział głównie w walce. Dzięki niemu się wyciszał, pomagało mu się uspokoić. I sprawiało mu radość. Jednak w drodze do sztalugi musiał minąć paczkę.

Ciekawość zwyciężyła. Jednym machnięciem pazurów lewej ręki rozdarł paczkę, a prawą, normalną, sięgnął do środka. Wyciągnął bransoletę, taką samą jaką dostawali na wyprawach, z takim samym ekranem i komunikatorem, przyglądał jej się przez chwilę. "Bardzo subtelny sposób na powiedzenie 'znowu musisz ratować nasze dupy'." Pomyślał. Spojrzał na ekran, czekała na niego wiadomość. Usiadł, założył bransoletę na prawą rękę i wcisnął jeden z przycisków. Słowa roczarowały strażnika, było gorzej niż sądził, znowu chcieli załadować go do lustra. "Znowu robisz się miękki, Tek." Powiedział sobie w duchu. A może to jego zwierze się odezwało? Przez ten rok bardzo wzmocnił osłabioną więź z nim, zmienił się. Zdjął bransoletę z ręki i rzucił ją na stół.
- To nie moja wojna. - Powiedział spokojnie, bardziej do siebie niż do nadawców przesyłki.

Wstał powoli, wziął do ręki swój pędzel i spokojnie podszedł do sztalugi na której rozpięty był niedokończony obraz. Przygotował farby i już unosił pędzel, lecz zawahał się, gdy spojrzał na swoje dzieło. Malunek przedstawiał małą dziewczynkę, stąpającą po tafli jeziora i zbierającą białe lilie wodne.
- KURRRWA MAĆ! ROBIE SIĘ MIĘKKI! - Wrzasnął, po czym cisnął pędzel na ziemię.
Jak bardzo by się nie starał, od przeszłości nie mógł uciec. Paletę z farbami odstawił na stół i poraz kolejny ubrał bransoletę. Nie podali żadnych dokładnych danych, więc postanowił jakoś się porozumieć z resztą grupy. Odszukał przycisk, który jak pamiętał odpowiadał za komunikację i wcisnął go.
- Słyszy mnie ktoś?! - Prawie że wykrzyczał.
 
Julian jest offline