Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2008, 04:26   #5
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Center, gdzieś w kanałach, 0:30 czasu planetarnego

Była ciemna noc. Ciemna tu, w kanałach, gdzie nie dochodziły światła planety miasta. Center było oświetlone jak zwykle, przestraszone jak zwykle i sztuczne jak zwykle.

Niedawno powiedziałby - jak zawsze. Ale teraz... teraz słychać było plotki. Pytanie, czy była to plotka rozpowszechniana przez ludzi spragnionych dawnych czasów? Niejeden przecież opowiadał z nostalgią jak było dawniej. Bo dawniej było lepiej. Dawniej ludzie nie bali się tak, jak bali się teraz.

Może też plotki miały inną podstawę. Może zrodziły się z tego ostatniego ataku na Konsorcjum. Zrywu wolnościowego? Albo jakiejś akcji, albo czegoś jeszcze innego. Faktem było, że był atak, odparty, mnóstwo ofiar. Oczywiście Konsorcjum zwyciężyło. Siła, która naginała kolejne planety do swej woli raczej nie mogła przegrać.

Jeśli to było źródłem plotek, to należało się pakować i zmienić okolicę. Konsorcjum nie było miejscem pracy idiotów. Ktokolwiek dokonał ataku, rozjuszy bestię. Nierozsądnie będzie pozostawać w okolicy, kiedy zaczną wyłapywać wszystkich, którzy mogliby mieć coś wspólnego z tą sprawą. Wszyscy byli strażnicy znajdą się na liście. A jego już ścigano. Co prawda zmienił swoje akta w Konsorcjum śmiałym włamem, ale to nie oznaczało, że był bezpieczny.

"Do tego ostatnio sypiałem w trzech różnych miejscach. Ktokolwiek, kto by mnie szukał nie będzie miał problemu."

A jeśli faktycznie odkryto lustro... wtedy NA PEWNO będą szukać strażników. Jedni... ORAZ drudzy.

"Nie czuję się Strażnikiem. Dlaczego? Czy powinno mnie to obchodzić? Genoshian ma swoją władzę i ciągle żre więcej. Ostatnio holowizja piała peany o kolejne planecie nawiązującej z nami polityczne przymierze. Gołymi oczyma widać, jak rozrasta się na mapie galaktyki nowe państwo. Nawet nie mają jeszcze nazwy. Czy naprawdę to, co ten gość zrobił nikogo nie ostrzegło? Czy nie widać co chce? Chyba nie... Genoshian nie życzy sobie Strażników. Ale... czy to oznacza, że mam iść przeciw niemu? Szukać innych jak ja? Tych, co przeżyli pogrom, łapankę, utratę mocy? To co mam, to cień tego, co miałem. Inni są w podobnym stanie. Ukrywając się przeżyję latami. Nie czuję potrzeby pomsty, nie pluję jadem na sam dźwięk imienia Genoshiana. Nie miałem nawet jakichś szczególnych przyjaciół wśród Strażników czy przywiązania do ich misji. A jeśli teraz dołączę się do opozycji... to w imię czego? Ryzykuję wszystko co mam. Moje drobne przyjemności, obserwowanie innych z daleka, wolność, swobodę każdego kroku. Nigdy mnie nie złapią. Mogą znaleźć, ale nie złapać. Nie mam dla kogo walczyć przeciw panu G. Dlaczego zatem miałbym to robić? Czyż nadzieja nie jest matką głupców?"

Nawykowo przystanął przy wodospadzie. Ścieki z trzech różnych rur spadały tutaj do rzeki. Idealne miejsce, by cicho coś zrobić. Hałas był taki, że słuch tutaj kompletnie zawodził.

Wydobył klucz. Przyłożył go do ściany. Wkrótce niewielka oczyszczalnia ścieków otworzyła się, wpuszczając do środka Richarda Jonesa, swego konserwatora.

Miejsce było zarządzane automatycznie. Ale obowiązki pana Jonesa, czterdziestoletniego konserwatora, wymuszały jego wizyty w czterdziestu ośmiu takich autooczyszczalniach rozrzuconych po czterech dzielnicach Center. I dlatego pan Jones miał klucz, który kiedyś, w przypływie hojności zdecydował się pożyczyć. Układ był całkiem sensowny. Jose załatwiał niektóre kontrole za Jonesa, mając dzięki temu sieć schronień, schowków oraz dostęp do komputerowego sprzętu i nie tylko. Nie było tu kamer, nie było też niczego wartego kradzieży. Nie było też osób chętnych do odwiedzin. Rejestracja otwierania drzwi miała odnotować kolejną wizytę konserwatora, klucz zaś rejestrowano na pana Jonesa właśnie, nawet jeśli posługiwał się nim kto inny.

Jose sprawdził co należało, wykorzystując informacje od pana Jonesa, następnie wysłał odpowiedni raport z kontroli i spokojnie przeszedł na zaplecze instalacji. Tam spokojnie usiadł i obserwując pracujące maszyny myślał dalej.

Zastanawiał się nad tematem, jaki ostatnio go fascynował. Sens zmian. Jego życie było wygodne. Kiepskie, parszywe, bardziej zwierzęce niż ludzkie. Ale zaspokajało wszystkie potrzeby. Może poza potrzebą bliskości. Ale od śmierci rodziców nigdy nie miał nikogo bliskiego. I nie pamiętał już za dobrze jak to jest.

Jego zdolności od dawna odseparowały go od rówieśników, którzy szybko zaczęli nazywać go Schlangeaugen, częściej niż Wolfgang czy Jose. Tak bardzo przywykł do polegania na rodzicach, do interakcji z nimi, że kiedy ich zabrakło, nie miał co zrobić. Strażnicy... tak, tam było to coś. Ale, znowu, zanim naprawdę zdał sobie sprawę z tego, że fajnie byłoby nawiązać przyjaźnie, inni już dawno je nawiązali. W jego klasie było parę grupek. Oraz jeden prymus. On sam.

Może gdyby nie był tak inteligentny, gdyby jakiś przedmiot sprawiał mu kłopot, gdyby miał inny problem, który spowodowałby, że musiałby z kimś pogadać... może wtedy miałby przyjaciela. Może teraz ukrywałby się z kimś, nie sam.

Ale nie miał takiego problemu, nauka przychodziła mu bez trudu i wkrótce był pierwszy na roku. Z renomą odludka, zaś jego zdolności też nie przysporzyły mu popularności. Za jego plecami zaczęły się plotki. Tak jak w szkole. Wróciła dawna ksywka. W szkole po prostu zignorował sprawy i zaczął unikać pozostałych. Zwrócił się ku rodzicom. U Strażników nie miał do kogo się zwrócić. Nikt nie powiedział mu, że jego spokojna postawa i kalkulujące zachowanie go 'odczłowiecza'. Że jego samowystarczalność zniechęca do niego innych. Że jego wyniki w nauce i dystans do pozostałych rodzą plotki i niechęć tych, którzy radzili sobie gorzej. Dopiero podczas misji naprawdę współpracował z innymi. I chociaż pojął tą lekcję, to nim zdołało się zdarzyć cokolwiek więcej, nim więź z wypraw i wspólnych treningów przeszła dalej, pokonała przeszkodę w postaci jego reputacji - zdarzył się Genoshian.

*KLIK*
Nocne przemyślenia po plotkach o lustrze. Schlangeaugen in.


Kiedy nagrał wstęp do dzisiejszego zapisu, począł właściwy wpis do swego dziennika. Uporządkowywał swoje myśli.

Spójrzmy prawdzie w oczy. Wszędzie słychać plotki o lustrze. Jeśli to prawda, jest to okazja do odnowienia statusu i ducha Strażników. Jeśli nie, Genoshian dostanie prezent na urodziny i chłopak posika się ze szczęścia. Wyłapie tych, którzy mają ikrę i wolę by coś zrobić. Co z nimi zrobi, nietrudno się domyślić. Pytanie podstawowe zatem. Czy chcę coś z tym zrobić? Czy chcę się mieszać?

Zapadła chwila względnej ciszy. Względnej, bo oczyszczalnie ścieków na planecie takiej, jak Center, rzadko miały przerwy.

Właściwie tak. Żyje mi się wygodnie, choć ubogi mieszkaniec planety nazwałby moje warunki nieludzkimi. Ale jeśli nie ruszę się stąd, nie przerwę kręgu, to nie widzę celu takiego życia. Jestem jak zahibernowany. To bardziej wegetacja niż cokolwiek innego. Plotka o lustrze jest wielkiego kalibru. Wniosek: sprawdzić prawdziwość. Jeśli plotka okaże się prawdą, to jest to cel, o jaki matka chciałaby zawalczyć. Jeśli taki cel mnie nie poruszy, nie wiem jaki mógłby. Może warto byłoby przywrócić Strażników do dawnej świetności. Pytanie, czy lustro daje taką szansę. Będę potrzebował ludzi. Planu budynku Konsorcjum. Lokalizacji lustra. Informacji po co i dokąd można by się udać z jego pomocą. Mamy zaczątek planu. Wyśpię się i rozpocznę realizację. Schlangeaugen aus.
*KLIK*


Niewielki, kryształowy kolczyk w uchu błysnął. Zapis został zaszyfrowany i skompresowany. Kolejnym plusem schronienia było to, że jakakolwiek aparatura podsłuchująca tutaj miałaby problem ze zrozumieniem słowa. A zapis, jak zwykle, był po kompresji transmitowany do duplikatu. Porcjami, skomplikowaną drogą. Wszystko, by utrudnić odnalezienie nadawcy i odbiorcy. Nadawca bowiem zmieniał pozycje i nie chciał być odnaleziony, odbiorca zaś był bratnim kolczykiem, jako ozdoba wkomponowanym w nagrobek państwa von Meirelles.

Wolfgang odczekał chwilę, relaksując się. Był już nieco śpiący, zatem jak tylko transmisja się zakończyła, odszukał niewielką kratkę wentylacyjną i w chwilę później znalazł się znowu w kanałach, a potem jeszcze - w swojej skrytce.

Kinder niespodzianka. Nie był tu jedynym gościem dzisiaj. Choć gość poprzedni odszedł dawno temu. Nawet śladu jego obecności. Poza tym celowym. Czyli bransoletą.

Ktokolwiek tu był, zadał sobie trochę trudu. Jose rozglądnął się uważnie. Pułapka? Myślenie takich, jak on? Sygnał?

- Jeśli pułapka, to na zbliżenie się, na dotyk, na założenie lub aktywację. - Wymruczał jedwabiście.

Ale nic na to nie wskazało. Trącona rzuconym kamieniem bransoleta po prostu zjechała ze skrzyni i poturlała się po ziemi. Koperta zjechała na stertę kamieni, bielejąc bez zmian.

Wydobywając niewielki worek, Wolfgang ostrożnie zapakował doń jedno i drugie. Czas był ruszać. Należało poprosić o pomoc...

* * *

Center, dolne poziomy 347 dzielnicy południowej hemisfery, bar Klepsydra, 2:16 czasu planetarnego

W chwilę później ciemnoskóry mężczyzna o brudnych, zlepionych tłuszczem włosach począł dobijać się do baru Klepsydra. Bramkarze na początku mieli wątpliwości, czy go wpuścić, ale jeden z nich w końcu się zgodził, a nim drugi zdołał zaprotestować, murzyn wślizgnął się do środka.

Z miejsca znalazł odpowiedni stolik. Usiadł. Nie czekał długo. W chwilę później chudy niczym szkielet człowiek dosiadł się do niego i zapytał, czego tu szuka.

Klepsydra to był specyficzny lokal. Przychodziłeś, wybierałeś stolik i siadałeś. Zamawiając drinka, mówiłeś, że jesteś klientem baru. Zajmując miejsce, byłeś klientem jego stałych bywalców.

Lee był stałym bywalcem Klepsydry i bratem właściciela. Był też specjalistą. Mówiono, że jeśli on coś sprawdzi i powie, że to bezpieczne, to można wyjąć kasę z polisy na życie.

Murzyn nie miał polisy na życie, ale miał coś do sprawdzenia. Bransoletę i kopertę.

* * *

Center, ruiny wieżowców Skyreal, 4:21 czasu planetarnego

Skyreal było firmą produkującą wieżowce. Miało świetną reklamę, wielu klientów, piękną siedzibę, rewelacyjny projekt miasteczek drapaczy chmur jako zamkniętych osiedli i ... niezbyt uczciwego prezesa. Kiedy sześć wyprodukowanych przez nich budynków zawaliło się w przeciągu niecałego miesiąca od otwarcia, pierwsze zamknięte osiedle na Center stało się ruiną przeznaczoną do zburzenia. Prace wyburzeniowe jednak posuwały się powoli, bo prezes Skyreal był tak samo nieuczciwy, jak ustosunkowany. I miał zamiar osiedle dokończyć, diabli wiedzą czemu.

Wolfgang nie narzekał. Widok był rewelacyjny, a niektóre windy nawet działały. Spoglądając na nocną panoramę Center i niebo, von Meirelles rozluźnił się całkowicie. To właśnie ten widok spowodował, że pierwszy raz po upadku zadał sobie pytanie "po co żyję". Pytanie o sens dalszego istnienia i cel tegoż dotąd go nie opuszczało. Od tego też czasu, zawsze, kiedy miał ważne rzeczy do przemyślenia, przyjeżdżał tutaj.

Teraz, kiedy było już jasne, że obie rzeczy są bezpieczne, Schlangeaugen założył bransoletę. Przyłożył palec do czytnika papilarnego. Holo ożyło, wyświetlając wiadomość. Wtedy Wolfgang wiedział, że rzecz jest autentyczna. Bransolety Strażników były dostosowane do ich właścicieli. Mogły robić za komunikatory oraz minibazy danych.

"Jak dobrze, że kazałem Lee zapomnieć o sprawie..."

*KLIK*

Wiadomość ze znalezionej dziś w mej tymczasowej noclegowni bransolety. Schlangeaugen in.


Począł głośno czytać.

Nadzieja.

Słowo, którego brzmienie i my zapomniałyśmy, a które na nowo rozbłysło. Wraz z wami cierpimy wygnanie choć dla nas jest ono zapewne łatwiejsze. Lecz jest szansa. Lustro będące łącznikiem pomiędzy światami ponownie się przebudziło. Jego siła nie jest już taka jak dawniej, lecz wystarczy aby odwrócić bieg historii. Aby przywrócić świetność tym, którzy ja utracili. Zwracamy się wiec do ciebie Wilczko. Zbierz drużynę tych, którzy wciąż zachowali swe moce. Odnajdźcie je i wyruszcie w nieznane by ponownie odzyskać pełnię swych mocy potrzebna do walki z NIM. I spieszcie się... Nie wiemy jak długo uda nam się trzymać ta wieść w tajemnicy. I uważaj...



- Drugą informacją jest lokacja lustra. Główny budynek Konsorcjum. Poziom 23. Pokój 13. No proszę. Chciałem ludzi, weryfikację plotki, plan i lokalizację lustra. Wszystko mam, niczym na talerzu. Tylko brak informacji dokąd ma być misja... i kto jest nadawcą. Przekaz informacji obstawiam, że wykonała wspomniana Wilczka. Sprawdzam bransoletę pod kątem dalszych informacji, dalszy ciąg wpisu za chwilę.


Zapauzował nagranie i rozpoczął przeszukiwanie bazy danych bransolety. Znalezione informacje były skąpe. Poza wiadomością, lokalizacją lustra, znalazł tylko instrukcję obsługi bransolety (która nie zmieniła się od czasów szkolenia Strażnika) oraz mapę wieżowca Konsorcjum.

Sama mapa była całkiem ciekawa - 3D, interaktywny hologram, z możliwością oglądania przekrojów pięter, lub budynku. Zmiana punktu widzenia na życzenie, oraz świecąca kropka wskazująca pokój 13 na poziomie 23. Odpauzował nagranie.

Ma się ochotę mruczeć, albo ktoś robi nas w konkretnego buca. Punkt pierwszy, odszukać Wilczkę, punkt drugi, sprawdzić tożsamość nadawcy. Zgrywam holomapę wieżowca z bransolety. Schlangeaugen aus.
*KLIK*


Zaktualizowawszy dziennik wstał i dłuższą chwilę napawał się w milczeniu scenerią nocnego nieba. Potem skorzystał z zapomnianego przez ekipę burzącą hydrantu i umył się. Wróciwszy na dach, skompletował ekwipunek, rozpoczął też ćwiczenia. Wkrótce umył się ponownie, ubrał i raz jeszcze stanął patrząc na panoramę. Był gotowy do wyruszenia, gdy pierwsze promienie słońca sięgnęły tej części globu. Dla postronnego obserwatora był niewielką postacią, kropką na ogromnym wieżowcu. Oczywiście, teleskopy, satelity, wszystko to mogło bez problemu odpowiednio przybliżyć widok, umożliwiając dokładne go obejrzenie, ale Wolfgang nie przejmował się tym. Kto oglądałby przeznaczone do zniszczenia budynki? Spokojnie obserwował, z dachu ponad osiemdziesięciopiętrowego budynku, jak miasto - a wreszcie on sam - zalewane jest promieniami słońca. I słuchał. Czekał na odzew pozostałych, milcząc.

W końcu się doczekał.

- Słyszy mnie ktoś?!

Krzyk tego mężczyzny był tak intensywny, że von Meirelles się aż wzdrygnął. Ktokolwiek to był, emocje w jego głosie aż dźwięczały.

- Tak tak słyszę cię, a teraz wyjaśnij mi co chcecie ode mnie i podaj przy okazji numer dziewczyny która dostarczyła przesyłkę.

Kolejny głos. Męski, raczej ochrypły:

- Nigdy nie sądziłem, że ktoś użyje tę błyskotkę by znaleźć sobie dziewczynę.

Wolfgang uśmiechnął się. Podzielał ten osąd. Sam zdziwił się, jak wielkie uczucie zadowolenia go ogarnęło przez tą prostą konwersację. Miał teraz parę scenariuszy przed sobą. Milczeć i słuchać dalej. Najbezpieczniejsze, najmniej ryzykowne. Przejąć inicjatywę i podzielić się wiedzą.

Zanim się zorientował, mówił dalej. Krystalicznie czystym, wyraźnym i stanowczym głosem:

- Nie ma potrzeby byś szukał numeru dziewczyny, która dostarczyła ci przesyłkę. Jest to albo sama Wilczka, albo ktoś od niej. Mówi Wolfgang Jose von Meirelles, pseudonim operacyjny Schlangeaugen. Poszukuję ludzi, z którymi wspólnie uda mi się zweryfikować autentyczność wiadomości z tej bransolety, tożsamość nadawcy lub nadawców jak również pośrednika. W wypadku pozytywnej weryfikacji informacji o lustrze, zgłaszam gotowość do wyprawy. Zatem, Wilczko, jeśli jesteś na linii, odezwij się. Pozostałych proszę o przedstawienie się, bym wiedział z kim rozmawiam. Na wypadek konieczności spotkania się dla weryfikacji mojej tożsamości, proponuję spotkanie twarzą w twarz w miejscu mojego lub Waszego wyboru. Na chwilę obecną zakładam, że każda komunikacja przez bransolety dociera do Konsorcjum, jeśli tak nie jest, prosiłbym o dowody. Schlangeaugen, bez odbioru.

Zakończywszy, czekał.

"Czas na namierzenie, odkąd włączyłem się do rozmowy, to trzy minuty. Jako, że to Konsorcjum, po dwóch minutach należy uznać się za namierzonego i zmyć się z okolicy. Albo poczekać, kto mnie namierzy, jak tu przyjdzie i spokojnie odejść."

Wieżowce Skyreal były imponującą konstrukcją. Najniższy miał czterdzieści cztery piętra, najwyższy sto dwanaście. Samo osiedle liczyło ponad trzydzieści budynków i stanowiło osobną, zamkniętą dzielnicę osiedlową. Założenia projektu były imponujące. Nawet jeśli po dwu minutach określono by dokładną lokalizację osoby korzystającej z komunikatora, zostawało przeszukać ten i sąsiednie budynki. Wolfgang wiedział co robi. Był też w stanie zwiać trzy dzielnice dalej w przeciągu dziesięciu minut i to w sposób niemal niewykrywalny. Skyreal było azylem. Idealnym miejscem na zostanie znalezionym, ściągnięcie do siebie poszukiwaczy i zrobienie ich w trąbę.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline