Koen rzucił okiem na bransoletę i wykrzywiając twarz w coś na kształt uśmiechu założył ją na rękę. Słuchając wiadomości na niej zapisanej sięgnął ręką za drzwi i włączył prąd. Goła żarówka pod sufitem oświetliła obskurne wnętrze umeblowane tym co dało znaleźć się na śmietnikach. Jedynym elementem który wyglądał w miarę porządni był stojący w kącie blat. Cały zasłany był kabelkami, różnego rodzaju częściami elektronicznymi i narzędziami. Obok piętrzyła się sporego rozmiaru kupa zardzewiałych rur i stała skrzynka z oznaczeniami wskazującymi na niebezpieczną zawartość. Koen odstawił lekko przetłuszczoną torbę z jedzeniem na stół, zrzucił płaszcz i kurtkę odsłaniając zawieszony na szyi karabinek i lekki pancerz na torsie. Słuchając odzywających się z komunikatora głosów siadł w jednym z dwóch rozpadających się foteli i zapalił wygrzebanego z kieszeni papierosa. Paczkę rzucił na stół. Kiedy w eterze wreszcie zapanowała cisza rzucił do mikrofonu:
-Koen. Póki co nie wierzę w ani jedno słowo z tego śmierdzącego na mile prowokacją gówna. Jeśli zmienię zdanie to się odezwę.
Skończył i zaciągając się głęboko dymem skoncentrował uwagę na dziewczynie bobrującej po lodówce.
-Jak już jesteś przy lodówce to przynieś piwo.
Odezwał się lekko drwiącym tonem rozpakowując żarcie z torby, ilość wskazywała na zakupy na minimum trzy dni więc raczej powinno wystarczyć na posiłek dla dwojga.
- Chodzi ci o ta lurę w puszkach? Heh nawet w najgorszych chwilach bym sie do tego nie zabrała.... Czy ty tu w ogóle masz cokolwiek zjadliwego?!
Nie czekając na odpowiedź wyprostowała sie i lekko stając na palcach stop i wyciągając ręce w górę. Kimkolwiek była czuła się w tej piwnicy jak u siebie skoro najzwyczajniej w świecie przeciągała sie prezentując całkiem zgrabne ciało, zupełnie nie zrażona zachowaniem mężczyzny i bronią, która bez dwóch zdań mogla pozbawić ją życia w ciągu sekundy.
Niespiesznym krokiem ruszyła w stronę drugiego fotela aktywując jednocześnie własną bransoletę.
- niestety tu w kanałach ciężko o coś lepszego... W wieżowcach Konsorcjum pewnie dostajesz lepsze ale cóż... Mam mniejszy budżet...
Koen nadal nie rezygnował z ironii i sarkastycznego tonu.Z westchnieniem ulgi usadowiła sie wygodnie sięgając dłonią po najlepiej wyglądający kąsek.
- Nie da sie ukryć, ze kredytami od ciebie nie zalatuje. Heh czas sie włączyć do rozmowy...
Co mówiąc ustawiła przekaz na nadawanie.
- Pepper. Bar odpada, jest pod obserwacja. Lepsze będą wieżowce Skyreal.
Na chwile zamilkła by rzucić mężczyźnie złośliwy uśmiech.
- Koen i ja będziemy tam za dwie standardowe godziny. Uważajcie na siebie. Bez odbioru.
Jego reakcja było tylko krótkie stwierdzenie.
- Zbytnia pewność siebie niejednego zgubiła, uważaj.
Dziewczyna roześmiała sie wesoło.
- Brak kąpieli również.... Rozumiem, ze nie masz tu nigdzie ukrytego prysznica?
Koen przyjrzał sie jej wyraźnie głodnym spojrzeniem lekko oblizując wargi.
- Jeśli chcesz to mogę ewentualnie zrobić dziurę w rurze z ciepłą wodą. Warunki polowe na gumowa kaczuszkę nie licz.
Najwyraźniej idea montowania prysznica w tymczasowej kryjówce była dla niego na tyle absurdalna, że tym razem ton głosu był lekko zirytowany.
- Gumowe już od dawna mnie nie cieszą...
Rzuciła wstając i spoglądając wyczekująco.
- Podniesiesz się sam czy tez tak już zramolałeś, że trzeba ci pomoc? Idziemy do mnie... Musze wziąć kąpiel, a i tobie nie zaszkodzi... - Jesteś całkowicie pewna że chcesz wyjść ze mną na ulicę? Listy gończe krążą. Ale hmm...
Obrzucił ja niedwuznacznym spojrzeniem.
-Pomyślę... - No cóż.. to już sam pomyślisz. Ja sie zmywam. Jestem głodna, brudna i chce mi sie pic, a to co ty ....
W dokończeniu wypowiedzi przeszkodził jej cichy dźwięk przychodzącej rozmowy dobiegający z małego aparaciku przy lewym uchu.
- Szlag by go..... Tak? ... Odpada.. Tez odpada...To znajdź kogoś na moje miejsce... Na pewno.. Tak...
Koen widząc że to koniec zabawy w przekomarzanki wszedł w poważny i rzeczowy ton.
-Spuść ciśnienie, potrzeba mi piętnaście minut na zdemontowanie pułapek i zebranie gratów. Nie zostawię uzbrojonych min bo jeszcze jakiś dzieciak tu wlezie i zrobi z tego miejsca dymiący lej. Pasuje? I ostrzegam, że jeśli zauważę coś podejrzanego to pierwsza oberwiesz kulkę.
Kończąc rozmowę niechętnie skinęła głowa w twoja stronę na znak zgody.
- Piętnaście....
Koen wstał przeciągnął się i ruszył do drzwi wyjmując z kieszeni małe cążki. Szybko i bez wahania przeciął kilka kabelków wystających z framugi po czym podważył ją nożem i wyjął kilka sporych grudek szarej substancji i fiolkę z niebieskimi kryształami. Zniknął na chwile w korytarzu po czym wrócił do blatu w kącie. Zebrał narzędzia i części do niedużego pudełka które wrzucił do plecaka wyjętego spod blatu. Po chwili dołożył do środka skrzynkę z oznaczeniami i jakieś graty spod łóżka.
- Jestem gotowy. Dla Twojego komfortu psychicznego dodam, że mam przy sobie dość materiałów wybuchowych żeby wysadzić spory wieżowiec.
Pepper nieco przybladła i nie spuszczając wzroku z plecaka rzuciła nieco zduszonym głosem.
- Obyś faktycznie umiał sie z tym obchodzić...
Choć starała się to ukryć widać było, ze jest co najmniej przerażona.
- Ja umiem ale... jak ktoś trafi w to z jakiejś broni to...
Robiac pospieszny krok w tył podniosła głowę tak, że wasze oczy sie spotkały. Brązowe dotąd nagle przybrały świetliście złotego koloru o wąskiej, niby kociej źrenicy.
- W takim razie może lepiej już ruszajmy...
Głos sugerował jednak, ze gdyby nie wcześniejsza deklaracja w życiu nie zaprosiła by go do siebie...Koen odpowiedział chyba pierwszy raz szczerym uśmiechem i trzeba przyznać że było mu z nim do twarzy. Narzucił kurtkę i płaszcz i ruszył pierwszy do drzwi po drodze zarzucając niedbałym ruchem na ramię plecak. Nim Pepper podążyła za nim dało sie słyszeć głeboki wdech i wydech dziwnie zbieżny z momentem zarzucania plecaka. Wkrótce przejęła prowadzenie. Zwinnie omijając wszelkie przeszkody wyprowadziła oboje do jednego ze starych wyjść obok złomowiska starych transportowców gdzie czekał jej dwuosobowy Skabik.
- Hmm mam nadzieję że ten pryszcz nie spada ot tak sobie. Bo nie chcę tak głupio zginąć, nikt nawet sobie na nagrodzie nie zarobi.
- Hmm mam nadzieje, ze jednak kiedykolwiek myślisz .. ot tak sobie...
Odwarknęła na skraju wytrzymałosci która to zanikała z każda chwila pobytu w pobliżu tego mężczyzny i jego kinder niespodziankowego plecaka.
- Uch chyba to ten czas w miesiącu co? A plecaka się nie bój to nie eksploduje udarowo, mogę walić młotkiem i nie wybuchnie. Potrzeba iskry elektrycznej albo impulsu termicznego żeby rąbnęło. Więc jeśli nie masz w tym maleństwie przebić z instalacji to nie ma się co bać.
Koen był spokojny i wyluzowany, pogwizdywał i uśmiechał się pogodnie spod kaptura. Psucie komuś humor wyraźniej poprawiało mu nastrój.
- Uch to ten czas co zawsze? Czyżby ostatnia mysiofretka cię rzuciła? A Skrabika sie nie boj.. Nie spadnie o ile jakiś piro spec go przez przypadek nie wysadzi w powietrze...
Odwarknęła sadowiąc sie w fotelu pilota dopasowanym do jej budowy ciała. Z namaszczeniem kładąc dłonie na konsolki uśmiechnęła sie czule niczym do kochanka.
- Zapnij pasy .. Torebki wymiotne są w schowku..
Dodała złośliwie odpalając silnik.
- Ja niczego nie wysadzam przypadkiem. Jeśli coś wylatuje w powietrze w wyniku mojej działalności to jest to działanie celowe.
Koen użył bardzo irytującego w jego wykonaniu mentorskiego tonu.
- Wiec teraz celowo zamknij sie łaskawie.
- Taaa lepiej nie rozpraszać nadpobudliwej kobiety za sterami.
Mruknął pod nosem. Ostry zakręt wzięty przy pełnej szybkości był nagroda za mruczenie pod nosem w jej pojeździe. Postanawiając nie zwracać dłużej uwagi na swojego irytującego towarzysza w pełni skupiła sie na tym co robiła najlepiej. Prowadzeniu pojazdów powietrznych. Do hotelu dotarli w rekordowym czasie dwudziestu minut. Położony w nieco lepszej części miasta sprawiał całkiem przytulne wrażenie. Pepper płynnie wylądowała na przeznaczonym dla niej podjeździe z którego szerokim i (o dziwo) wyposażonym w dywan korytarzem dotarli do drzwi otwieranych przy pomocy karty.
- Rozgość się...
Rzuciła po przekroczeniu progu sama kierując sie do półprzezroczystych drzwi za którymi jak sie okazało umiejscowiona była łazienka. Koen za to skorzystał z doświadczenia,walnął sie jak długi na kanapie i wygrzebawszy z plecaka kawałek płytki drukowanej, kilka kabelków i małą kieszonkową lutownice, zajął sie jakimiś tajemniczymi czynnościami. Obcowanie z materiałami wybuchowymi go uspokajało i pomagało się skoncentrować. Bo czy jest lepsza motywacja do skoncentrowania się niż perspektywa zakończenia życia w spektakularnym wybuchu? Zastanawiał się nad całą tą sytuacją. Przyjście tu było czysta głupotą sam nie wiedział co go tu przyciągnęło. Wersja robocza brzmiała: ładna dziewczyna pod prysznicem. I postanowił sie jej trzymać dopóki nie wymyśli nic lepszego.