Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2008, 23:15   #677
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Mistress...?!

W absolutnej szpetocie demonów jest jednak proste piękno. Nie ma żadnych dwuznaczności, żadnego wahania, żadnych błędnych przekonań co do tego, jak należy postępować z takimi stworzeniami.
Nie pertraktuj z demonami. Nie słuchaj ich bezwstydnych kłamstw. Wypędzaj je, niszcz je, oczyszczaj z nich świat - nawet jeśli istnieje pewna, złudna pokusa, aby wykorzystać ich moce. Wielu nie może pojąć tej idei i dlatego stała się ona przyczyną upadku licznych czarodziejów i kapłanów, którzy przyzwali demony i pozwolili tym stworom wykroczyć poza ich pierwotne cele - na przykład, odpowiedź na pytanie - skusiła ich moc oferowana przez stworzenia. Wielu z tych nędznych, ludzkich czarnoksiężników uważało, że czyniło rozsądnie przeciągając pomiot Fioletu na swoją stronę, wzmacniając sprawę, swą armię demonicznymi żołnierzami. Czy władcy powinno się doradzać, by wspomógł się "kontrolowanymi" demonami, skoro jego ziemiom zagraża niebezpieczeństwo ? Nie sądzę, ponieważ gardzę tymi, którzy posuwają się do przywoływania ich. Wykorzystujemy Fiolet, by pozbyć się wroga, ale nie zdajemy sobie sprawy, że rzecz pod pretekstem ochrony, której go używamy jest najprawdopodobniej nie warta ocalenia i wzywania pozaplanarnych sojuszników.
Należy więc sprowadzać demony jedynie wtedy, gdy muszą zdradzić swą sprawę i jedynie przez tych, którzy gotowi są je powstrzymać w przypadku wymknięcia się ich z pod kontroli. Tak robię ja, podobnie jak, o czym jestem przekonany, niezliczeni kapłani, czarodzieje i psionikowie spośród mojego ludu.
Zawsze istnieje jednak pokusa. W pokusie tej zawsze leży świadomość nieuleczalnego zła. Nieuleczalnego. Jednak ja rodzielam ideologię zła, zła rozsądnego, zawsze przynoszącego korzyści, zła, prawie szaleńczego, w którym jest jednak metoda( i zaznaczam tu, że właśnie tej ideologii hołduje ) od zła beznadziejnego, pełnego bezpodstawnej arogancji, przesiąkniętego pustką, którym są demony. Potężne. Więcej niż potężne. Prawie wszechmogące. Dlatego my wszyscy, wszyscy, którzy patrzymy w przyszłość powinniśmy się demonów wystrzegać i zawsze im przeciwdziałać. Nigdy nie łagodź swej klingi. Po co dawać im szansę...? Demony są naszym rasowym przeciwnikiem i pragnę wam to uświadomić. Demony nie mają szans na odkupienie. Z resztą, nie wierzę w taką bzdurę jak odkupienie. I wy, moi bracia też nie wierzcie. Zabijajcie demony, jednego po drugim. Używajcie stosownych mocy, by pod koniec swych żałosnych egzystencji kwiczały jak zażynane świnie. Palcie i niszcie wszystko co po nich pozostanie. Ale ponad wszystko - czyńcie to z przyjemnością.

Ray'gi z domu Tarayatechi
" Kto narzędziem, a kto panem "


- Uklęknij.

Ray'gi uklęknął. Niechętnie, lecz bez oporów. Hierarchia u mrocznych elfów mu nie odpowiadała, ale wystąpienie przeciwko niej, byłoby odrzuceniem dogmatów własnej religii, więc jednak uklęknął. Przed kobietą. Najwyższą Kapłanką. Ich spojrzenia spotkały się. Z jednej strony, wyższość, duma i pycha, z drugiej chłód, nienawiść i wyważenie. Zawachała się. Ray'gi pozwolił sobie na uśmieszek, który mogła zobaczyć tylko ona - klęczał plecami do tłumów. Wiedział, że doprowadzał ją do szału, ale teraz rezygnacja równała by się z publicznym ośmieszeniem, a na to kapłanka nie mogła sobie pozwolić. Nie mogła. Więc wypluła tylko słowa, w sposób, który Ray'giemu sprawił najwięcej radości:

- Powstań i idź z błogosławieństwem Lolth, niech ona pozwoli Ci dopiąć celu.

Wstał. Teraz to on górował nieznacznie nad kapłanką i jeszcze raz nawiązał kontakt wzrokowy z kapłanką przed odwróceniem się do tłumu. Dał jej do zrozumienia - " Twój czas się skończył". Popatrzył ponad grupami mrocznych elfów, niektórych wpatrujących się weń zazdrośnie, innych z niechcianym podziwem, ale wiedział, że oni wszyscy byli dumni. Nie konkretnie z niego. Z przynależności. Z przynależności do narodu drowów. Z kolejnego kroku zrobionego przez ten naród ku ekspansji powierzchnii i nie tylko.

- Panie, Panowie - zaczął, a w miarę słów na jego twarzy pojawiał się uśmiech - Gdy tutaj wrócę, po naszych wielkich adwersarzach, demonach, zostanie jedynie kupka popiołu, którą najchętniej spuszczę w rynsztoku.

- Pamiętaj, że póki nie spełnisz swej misji, nie wrócisz, ale gdziekolwiek będziesz, pamiętaj również, że Pajęcza Matka czuwa nad tobą i kiedy nadejdzie ta chwila wezwij od niej pomoc, a dołożymy wszelkich starań, by Ci dopomóc. Działasz w nasze imie, więc nie schańbij go porażką synu domu Tarayathechi. - dokończyła ceremonię kapłanka.

Zeskoczył z podestu i zwinnie pszeszedł przez rozstępujący się tłum. Cisza. Jego płaszcz żył własnym życiem, runy przelewały się z góry na dół, a ciemny jak nieprzenikniona noc materiał wydymał się i pochłaniał ubranego, otaczając go majestatyczną aurą. Cisza. Podziwiali go.

W asyście kilku mrocznych elfów wyszedł na powierzchnię. Nie po raz pierwszy. Na skraju lasu u wylotu tunelu stało pięciu drowów. Ray'gi i jeden przyboczny weszli na wzniesienie. Trygies...! Miasto rządzone niepodzielnie przez skorumpowanych lordów półświatka - Morcruchus'a i Rassiter'a. Czas był już najwyższy się z nimi skontaktować i rozpocząć szeroko zakrojone działania, o których demony nie miały jeszcze pojęcia.

- *** -

Popatrzył w twarz Mistress. Bez wahania. Wiedział, że jest od niej lepszy. To jej słuchały się te wszystkie demony przeciwko, którym, całkiem niedawno został wysłany. Nie zionął nienawiścią, chociaż w głębi duszy cały organizm został postawiony przez wewnętrzną manifestację mocy w stan najwyższej gotowości bojowej. Czy przedstawienie byłoby pełne bez wielkiego finału ? - uśmiechnął się sarkastycznie do samego siebie. Mistress, już niedługo będziesz kwiczeć jak zarzynana świnia.
 
Mijikai jest offline