Kapłan rozejrzał się po towarzyszach, rzucił krótko: -Proponuje wyjechać z miasta, po tym co się tutaj działo, bez ładu i składu, jeszcze jakiś wystraszony chłop nam gardła poderżnie.
Wyjął z tobołka manierkę wody, polał sobie trochę wodą po rękach, lekko przemył twarz. Wreszcie napił się wody, schował pojemnik. Zaczął się nad czymś wnikliwie zastanawiać, wreszcie odparł do towarzyszy: -Potem się przespać, zjeść solidny posiłek i dalej w drogę.
Nie czekał na podpowiedź, przyszykował się by stamtąd odjechać, lecz jakby coś go na chwilę powstrzymało. Odpiął od pasa króliczą łapkę, potrząsnął ją dziewięć razy, zapinając powrotnie u pasa wyszeptał: -Szczęścia i pieniędzy, by wygrywać bo wygrana najprzyjemniejsza, temu miejscu i mieszkańcom.
Było to proste błogosławieństwo, w zasadzie jedno z czterech najpowszechniejszych w kulcie Peruna. Kazimierz, zrobiwszy co chciał, odpowiedział jeszcze do towarzyszy: -Wyganiałem z chłopaka ducha spoza świata, jakaś jego forma uciekła tutaj. Jutro możemy ruszać w pościg. Lecz nie wiem jak z orężem, nawet srebrna broń może okazać się... po prostu działać licho, żelazo i stal pójdzie w odstawkę. Inny mi słowy.
Zrobił przerwę w mowie, był zmęczony, nie chciał wiele mówić. -Jeśli ktoś nie ma magicznego oręża, jutro postaram się coś z tym zrobić, choćby na krotki czas go takim uczynić. Problem będzie z Agorem, do tego ręki nie przyłożę.
Chciał jeszcze owić, lecz machnął ręką jakby w geście zmęczonego staruszka którego i tak nikt nie chciał słuchać. Spojrzał w niebo, prosto w słońce...
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |