Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2008, 23:06   #191
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Żołnierze zastygli na słowa Yriego. Kartana? Miasto Bogów? To tak się nazywa jedno z tych tajemniczych miast na niebie? Byli zdezorientowani i ciekawi tego człowieka. Wyglądał inaczej, nowy czarny płaszcz, żelazna maska, pojazd spadający z nieba, wszystko dawało nieodparte wrażenie, że mówi prawdę.
- Czcz..ego chcesz od rodu Yang? - jeden z ochroniarzy zadał niepewnie pytanie, przy czym opuścił broń, co uczynili też pozostali przybyli. Ludzi było może z dwudziestu, wszyscy bacznie obserwowali Szczura, ale nie dlatego, że odebrali go za wroga, jedynie za coś nowego, tajemniczego i jednocześnie dla nich, szaraczków ważnego. - Wybacz, że zapytałem. - mężczyzna odzyskał pewność w głosie, gdy uprzytomnił sobie, że ma przed sobą człowieka, nie anioła czy demona, jak to czasem w bajkach dla dzieci opisywało się mieszkańców podniebnych miast.
- Zaraz zaprowadzę cię do naszego przywódcy. - odwrócił się w stronę jednego z krańców budynku, gdzie była drabina prowadząca na dół. - proszę tędy.
Mężczyzna miał zamiar poprowadzić Szczura do pokoju Roniego Yanga, gdzie nowy rekrut Kartańskiej armii miałby czekać na przybycie gospodarza, który w obecnej chwili był w innym pomieszczeniu. Pokój w którym miało dojść do spotkania wyglądał elegancko, pokazując jaki status społeczny posiada jego właściciel. Dwaj ochroniarze przed drewnianymi drzwiami, w samym pokoju czerwony dywan, drewniane biurko, obraz za którym tradycyjnie był sejf, a w nim pieniądze w ilości, które zwykły śmiertelnik by miesiącami wydawał, oraz otwarta koperta z meldunkiem o treści:

"Tessalijczycy przechodzą do ostatniej fazy budowy bazy. Nigdy bym nie przypuszczał, że zbudują tak potężną fabrykę w tak krótkim czasie. Ich technologia przewyższa naszą o całą dekadę, a ich determinacja jest godna podziwu. Widać, że się im śpieszy. Niestety nadal nie wiem co ich skłoniło do zawierania układów z nami, "ludźmi powierzchni" jak to się o nas pogardliwie wyrażają. Być może ma to związek z ostatnim, tajemniczym morderstwem głowy rodziny Servi."


Rodzinka Combat 125 poruszała się spokojnym tempem, gdy tylko na to pozwalała droga i opanowanie Foxa. Mijali kolejne ulice, skrzyżowania, place, budynki, sterty gruzu, w tym samym czasie słońce zachodziło, a na jego miejsce przychodził księżyc, zwiastując spokojną noc po ciężkim dniu.
Noc minęła bez specjalnych wydarzeń, Czarna podrywała Foxa, Simmon rozmyślał nad byłymi towarzyszami, gwiazdy których nie było widać, tęskniły za wzrokiem ludzi, zagubionych na tej żałosnej planecie. Poranek przyszedł, a wraz z nim "nic", żadnych odgłosów silników, świstów pocisków, zwyczajny, ładny dzień. Dopiero gdzieś w południe zza chmur wyłonił się transporter, pewnie nikt by go nie zauważył, bo był praktycznie bezszelestny, jednak grupie Combat 125 szczęście sprzyjało i dostrzegli tajemniczy pojazd gdy ten się pojawił. Zmierzał w kierunku pola bitewnego z dnia poprzedniego.
Jon miał w tym samym czasie przebłysk nowej wizji. Widział kilku ludzi, ubranych w uniformy wojskowe, jednak o nieznanych mu barwach. Nad naszywką z nazwiskiem widniał napis "Eden".


Cassia w odpowiedzi na dotyk zimnej lufy broni dygotała. Wiedziała jak wygląda śmierć bo widziała jej aż nadto, sama często bywała w sytuacjach bez wyjścia, jednak teraz była w sytuacji gorszej niż kiedykolwiek. Psychopatyczny facet przytyka do jej twarzy lufę broni, wypytując ją o dziwne rzeczy.
- Okręty? Miasta Bogów? - dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, nic nie wiedziała. Były plotki o tym, ze jakoweś podobno pojawiły się ostatnio w stolicy, ale plotek jest jak zawsze dużo i często mają mało wspólnego z prawdą. Jednak teraz trzeba było uciekać się do kłamstwa, wolała nie denerwować swojego oprawcy. - Tak wiem o nich całkiem sporo. Powiem wszystko co wiem. - nie miała zamiaru dodawać oklepanego tekstu "tylko proszę nic mi nie rób", bo zazwyczaj psychopatów jak ten tutaj, to nie ruszało, co najwyżej dawało im chorą satysfakcję - Okręty przyleciały kilka miesięcy temu, nikt w mieście o nich nie wie, tylko nieliczne oddziały o tym wiedzą. Mogę ci pokazać gdzie obecnie przebywają, na mapach słabo się znam, więc ci nie wskaże tego na papierze, bym musiała cię tam zabrać. Jestem pilotem, mogę cię zabrać w prawie dowolne miejsce, w końcu mamy dwuosobowy myśliwiec. - dziewczyna wpatrywała się w trupa swojego byłego przełożonego - tak poza tym, dzięki za zabicie tego kolesia. Pomyśleć, że ja, była anarchistka musiałam znosić to Cepheiskie bydle.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 07-05-2008 o 23:24.
sante jest offline