Pan Jan od dawna widział cudzoziemca, który siedział wprawdzie w najgłębszym cieniu, ale nie na darmo w chorągwi gdy trzeba było nocą iść, to właśnie Jana proszono by prowadził. W kącie było ciemno, ale nie aż tak jak w lesie nocą. - Raczej nie Panie Cześniku, - rzekł cicho - mieliśmy nieco szkotów w Smoleńsku, i bardziej surowo się zwykle ubierali. Raczej na france jakąś wygląda. Sporo ich po Warszawie się kręci. Myślałem, że znacie go... Czy starostowicz mógł wiedzieć o naszym spotkaniu? Niektórzy z nich po ludzku mówią - a w każdym razie rozumieją.
- Hej, Mośko! Sam tu ino chyżo!
Żyd przybiegł natychmiast z garncem miodu w ręku.
- Miód postaw i powiedz mi po jakiemu swoje piwo ten pludrak zamawiał?
- Panie slachcić, a po jakiemu jemu było? Przecie nie po źidowsku!
Pan Jan spojrzał na cześnika - No to możemy mieć kłopot od początku, choć nie można wykluczyć, że to zwykły podróżny co do Gdańska jedzie. Trza wypytać... To mówiąc zaczął powoli wstawać |