Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2008, 19:39   #194
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jon, kiedy przyjechali, wygłosił krótką mowę:
- I pamiętajcie o Tych, których nie ma między nami ciał, lecz w sercach ich mamy. I dajmy im znak że sprawa wciąż jest dla nas ważna.
Fox przysłuchiwał się temu z małym entuzjazmem...Odkąd pamiętał, ludzie przychodzili i odchodzili. Najpierw odszedł ojciec przywalony gruzem rozpadającego się budynku. Potem zginęła matka, w ogniu krzyżowym wojska i jakiejś bandy rabusiów. Potem pojawił wujaszek Wania, u którego Fox się chował, dopóki ten nie umarł od noża miedzy żebrami w jakiejś pijackiej burdzie...Ludzie ginęli często, zbyt często by był większy sens do przywiązywania się do innych...Fox już nie potrafił zliczyć ile znajomych pogrzebał.
Foxwięc nie martwił się o martwych...Jego uwaga, zawsze skupiała się na żywych. W tej chwili na Czarnej. Zwłaszcza, że jej uśmiech był obiecujący...

Rankiem z lekkim kacem Dead Eye sprawdził zapasy ...Wczorajszy wieczór spędził z Czarną popijając wspólnie bimber z zapasów Foxa i prowadząc ciekawą rozmowę pełną obiecujących aluzji.
Niestety osobiste zapasy bimbru które Fox miał przy sobie uległy podczas tej rozmowy wyczerpaniu...I trzeba by skołować nowe. Nie ma to jak dobry bimber, jeśli chodzi o budowanie... tej, no... „romantycznej atmosfery”.
Niestety spokojny ranek przerwało pojawienie się pojazdu wojskowego. Fox przyczaił się przy fragmencie muru, a jego szare poncho pozwoliło mu się stopić z otoczeniem. W jednej dłoni trzymał minipalnik, w drugiej koktajl Mołotowa gotowym do użycia.
Jednak póki ludzie w transporterze w ogóle ich nie zauważyli.
Jon zaś zwrócił się do swych ludzi:
-Widzieliście tamtą jednostkę? Wasza wola, albo jedziemy dalej wedle planu, albo za nią na pobojowisko. Powinien być tam mały oddział, chyba Miasta Bogów, lecz nie te co na bitwie.
Milczał o chwili, założył karabin, przez chwilę szperał w plecaku klnąc na braki w amunicji i żywności. Wnet odezwał się ponownie:
-Wasza wola, decyduje większość. Ja bym jednak chciał się czegoś dowiedzieć o Tych którzy jednak doprowadzili do starty naszych. Lub przynajmniej im odpłacić- uśmiechnął się smętnie -Nasza śmierć, to śmierć dziesięciu ich żołnierzy, tradycyjnie.
- Znaczy się, mamy jakiś plan taktyczny, czy szarżujemy na nich w lekko opancerzonym pojeździe przeznaczonym do ucieczki, nie zaś do walki?- odparł Fox, zapalił papierosa od zapalniczki. Następnie puszczając kółko z dymu dodał.- Bo jak mamy szarżować, to się na samobójstwo nie piszę. Jeśli o mnie chodzi to wolę pozwalać wrogowi ginąć za ojczyznę niż samemu za nią życie poświęcać. Jeśli jednak mamy jakiś sensowny plan, to co innego...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-05-2008 o 21:00.
abishai jest offline