- I czego teraz oczekujesz? Winisz się za to? Tak, to widać...ale słucham was cały czas. Nie powiedzieliście mi wszystkiego. Nie jesteście do końca szczerzy. Dlaczego?
W głowie wirował mu zdanie: I czego teraz oczekujesz?... Ale nie w łagodnym tonie... tak jak w oryginale... ton głosu w jego głowie był oskarżycielski... z wyrzutem...
Kolejna łza boleści zakręciła mu się w oku. Oddychał ciężko, dusił się... to dławi go poczucie winy...
Zrobiło mu sie zimno. Miał wrażenie, że jego łzy zamarzają... i ranią jego policzki, orają bruzdy na jego twarzy... a krew z nich kapie, kap, kap, kap...
Zaciskał pieści w bezsilnym gniewie... był wściekły. Jego wnętrze było dzikie i nieokiełznane jak szkwał. Był wściekły na siebie... - Kary! Chcę kary! Sprawiedliwości! wyrwało mu się. Jego głos był nie był jego... był taki oschły, był głosem oskarżyciela i kata zarazem.
Nagle popczół znów żal... Padł w swej bezsilności na kolana i chwycił w garści swoje włosy... Płakał, łkał, jak dziecko... Nie mógł złapać oddechu... Nie widział już nic, bo gorzkie łzy zalały mu oczy... - Chcę się oczyścić! Dlaczego pozwoliłem im umrzeć! Dlaczego!? Czym sobie na to zasłużyli?! Czemu byłem tak głupi...
dalsze słowa grzęzły mu w gardle... tak bardzo chciał żeby mu wybaczono... |