Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2008, 20:19   #9
Josonosimiti
 
Reputacja: 1 Josonosimiti nie jest za bardzo znany
"Ciemno... Ciemno... Ciemno. A może po prostu otworzę oczy? To chyba nie sen..." Powoli jedna powieka odkleiła się i ruszyła ku górze. Druga ruszyła w tym samym tempie. Jakież rozczarowanie. Zamiast oślepiającego światła, senne oczy ujrzały półmrok. Powieki lekko drgnęły i chciały zasłonić źrenice, lecz nos im nie pozwolił.
Wyraźnie wyczuł zmianę. Poczuł ten zapach po raz pierwszy.
Zgnilizna wymieszana z zapachem bagnistego lasu i jeszcze coś... Coś jak... O fuj! Trzecim składnikiem był zapach mocnego siarczystego pierdu.

"Gdzie ja do jasnej cholery jestem?!" Postać, szybko całkowicie otworzyła oczy. "Las... To tylko las. Jakoś tu mrocznie. Te światło, fioletowe światło... "

Sylwetka spowita cieniem, potężnego drzewa o ciemnej korze i szarych liściach, uniosła się przy pomocy rąk.
Długi czarny płaszcz rozprostował się i lekko musnął poszycie lasu. Brązowe trzewiki wgniatały rozkładające się liście i gałązki w ziemię.
Płócienne spodnie, których koloru nie dało się odczytać przez płaszcz zasłaniający dostęp światła, falowały na wietrze. Wzdłuż lewej nogawki zwisała broń. Długi i chudy kawał stali zaostrzony z jednej strony, z prostym jelcem i skórzaną rękojeścią, na końcu której znajdowała się przeciwwaga - coś na kształt spłaszczonej kuli.
Ktoś kto zna się na broni nazwałby to falchionem.
Miecz zwisał u pasa, grubego pasa z żelaznym zapięciem. Tuż nad była jasna koszula z mocnego płótna.
Na jej kołnierzyku leżały włosy. Jasne blond włosy. Okalały one bladą, pociągłą twarz, smukły nos, małe brwi oraz chudy podbródek. Na prawym policzku był znak. Ni to blizna ni to tatuaż. Coś na kształt bladoczerwonego płomienia.
Cały ten widok psuły jedynie senne piwne oczy, i ich błyszczące źrenice.

Tak właśnie wyglądał... Aha, jeszcze ręce. Hands are essential.

Drobne dłonie wystawały z rękawów płaszcza. Długie smukłe palce poruszały się nerwowo.
"Zimno..."
Dłonie schowały się do płaszcza. Tak, to z pewnością był elf.

Estreiche był naprawdę senny. Nic dziwnego, przed chwilą spał. No, może z tą drobną różnicą, że jak zasypiał nie miał pod sobą gołej ziemi, a co tu dopiero mówić o lesie. Był zbity z tropu. Nie miał pojęcia co robi w zupełnie innym miejscu, na dodatek tak mrocznym. "To najgłupszy sen, jaki w życiu miałem. I taki realny. Rozejrzę się po okolicy. Niedługo pewnie się obudzę."

Estre zrobił krok nie zwracając uwagi na podłoże.
Błąd. Duży błąd. Zaczepiając się o gałęzie, majestatycznie wyrżnął o ziemię. Teraz był pewien że nie śpi. Czasami żeby o czymś się przekonać, niezbędne są przykre doświadczenia.

"Teraz to już nic z tego nie rozumiem." Nagle usłyszał szemranie. Odwrócił się za siebie i zobaczył sylwetki, jakichś istot. Podszedł bliżej, z nadzieją że spotka kogoś kto wie dlaczego się tu znalazł. Było tu sporo osób. Nagle oczy wszystkich zwróciły się w stronę jednej postaci.

- Wszyscy są?;3 Nikt się nie zrzygał?;3 Oh my, nikt, dobrze wybrałem! Z reguły śmiertelni źle znoszą teleportację do planu mgieł i z powrotem. Shall we start? –

"Ve... Ve... Verion?" Estre starał się słuchać demona. Liczył na wyjaśnienia. Niestety takie nie nastąpiły. Bredził coś o jakichś zadaniach. W głowie elfa pojawiło się nowe pytanie. "Dlaczego ja?!" Naprawdę ciężko mu było cokolwiek pojąć. Nagle oprzytomniał. "To demon!" Wybuchł w nim gniew. Chwycił za rękojeść miecza, lecz spostrzegł że po demonie został jedynie smród. "Coś mi mówi że będzie jeszcze na to okazja."

Wszedł między nowych kompanów. Gdyby chciał ich opisać, zapewne powiedziałby: Stworzenia różnych kształtów i maści. Dziwne myśli, przewracały się w głowie Estreiche. Rozmyślał nad, białym światłem i mrokiem tego miejsca, nad wyznawcami fioletu. Jego skupienie zrujnował przyjemny dziecięcy głos.

- Heja, jestem Kejsi! – To mała chimera, turlająca się po ziemi, tuż pod jego stopami. Widok był naprawdę dziwny, a Estre widział w życiu nie miało dziwactw. Nie zastanawiając się zbytnio przedstawił się.

- Jestem Estreiche. - Ukłonił się nieznacznie, patrząc w stronę Kejsi. Po chwili akcja potoczyła się sama. Rozpalono ognisko i wszyscy usiedli wokoło. Estre odrzucił płaszcz i usiadł na spodniach. Nie chciał go zniszczyć, choć coś mu mówiło że i tak w tych warunkach nie pozostanie on w dobrym stanie. Chimerka przyniosła kiełbaski o których wspominał Verion. Wszyscy się nimi podzielili. Estre nie był głodny, lecz uznał że wypada zjeść jak wszyscy. Wgryzł się w soczystą kiełbaskę i poczuł smak mięsa. "W sumie to dobra."
Zrobił wystraszoną minę, i zaczął kaszleć. Chwycił się za szyję i opadł ciężko na plecy.
- Nie jedzcie tego. To trujące! - Wybełkotał dalej trzymając kiełbaskę w ustach.
Po chwili podniósł się śmiejąc. Sądząc po twarzach towarzyszy żart nie był w ich stylu.

Kejsi opowiadała bardzo ciekawą historię. Wyjaśniła dużo więcej niż demon. Elf zastanawiał się dlaczego został tutaj przysłany. "Lavenderze... To ciebie zawsze czciłem. W twoje imie walczyłem. Ale nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego znajduje się w tym miejscu, przepełnionym chaosem. Czy mam z nim walczyć? Daj mi znak, a tak uczynię."

- Więc jutro wyruszamy do miasta? Jestem ciekaw jakie zadania czekają na ich wypełnienie. Wybaczcie, że nie powiedziałem o sobie za wiele. W sumie to nic nie powiedziałem. Mówcie na mnie Estre. Jak zapewne zauważyliście, jestem elfem. - przeczesał swoje włosy - Całe moje życie spędziłem w gronie ludzi. Nie znam swojego pochodzenia. Zapewne jak wy, jestem wyznawcą białego światła. Zresztą to chyba jedyne światło. Jak można nazwać fiolet światłem. Światło to coś co oświetla nam drogę do dobra, a nie zezwala na okrucieństwo. Wracając do mojego tematu, jestem rzemieślnikiem. - Nagle zamilkł. Uznał że ta wiedza im wystarczy. Miał nadzieję że jutro wszystko będzie prostsze do zrozumienia. Najważniejsze to zachować spokój. Jak na razie to mu to wychodziło. Zdawał sobie sprawę, że mogliby nie spać dzisiaj na ziemi, lecz wolał zachować siły na czas kiedy naprawdę się na coś przydadzą.
 
Josonosimiti jest offline