Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2008, 22:41   #4
Empress
 
Reputacja: 1 Empress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwu
Źle spała. Zdecydowanie, źle spała. Świadectwem tego mogła być szyja, która bolała ją niemiłosiernie, chociażby przy najmniejszym poruszeniu głową, zupełnie jakby zdrętwiała. Niezrażona, rudowłosa pannica rozpoczęła masaż bolącego miejsca i już po chwili pojedynczy problem został wyeliminowany z jej nocnej egzystencji. Gdy dziewczyna w końcu przetarła oczy, wyprostowała się i sięgnęła po swój laptop. Urządzenie zabuczało przez ułamek sekundy i już po chwili ekran zalśnił gamą barw. Dziewczyna włączyła odtwarzacz, wraz z wizualizacją i przez krótką chwilę zastanawiała się co właściwie powinna wybrać, ponieważ na dobrą sprawę czuła się jak dziecko w sklepie z cukierkami. Gdzie półki uginają się pod kilkudziesięcioma tysiącami najrozmaitszych marek. Jej wybór może nie był odpowiedni do przebudzenia, co więcej nie był odpowiedni do stanu jej jestestwa, nie mniej jednak, odpaliła utwór o wdzięcznej nazwie „Bring the Light”. Od zawsze lubiła Smashing Pumpkins jako zespół, a ich najnowsza płyta wyjątkowo przypadła jej do gustu. Stanowiła dość ciekawe połączenie, ponieważ dodawała energii, optymizmu, miała szybkie brzmienie, jednocześnie nie będąc standardową, metalową rąbanką, w której śpiewający usilnie stara się naśladować głosem jakiś diabelski pomiot z piekielnych czeluści.
- I got it wrong…But I could…Follow love, lest I learn…
Panna zastygła na moment, rozmarzona w fotelu, który mimo, że stanowił niezbity protest artysty na krzywdę ludzką, był nadzwyczaj wygodny i pomysłowy. Okna były dźwiękoszczelne i zamknięte na głucho, więc nie dochodziły jej jakiekolwiek odgłosy ulicy. Sąsiadów nigdy nie widziała na oczy, miała spore wątpliwości, czy nie jest jedyną lokatorką na piętrze. Tak. To było jej własne, prywatne niebo. Bez pozorów, bez sztucznych uprzejmości, czy strachu. Tu nie musiała udawać przed nikim. Straciła poczucie czasu, ile właściwie trwała w ten sposób. W bezruchu. Słuchając jedynie odgłosów muzyki. Wtedy te zostały brutalnie przerwane. System zabezpieczeń dał znać o nieproszonym gościu a ruda błyskawicznie zanurkowała dłonią za jedną z poduszek w poszukiwaniu…wiadomej jedynie sobie rzeczy. Potem zaś sprawdziła monitor zawieszony na ścianie. Piesek księcia. Dobrze wytresowany, jak widać. Chociaż nie zdziwiłaby się, gdyby pewnego razu, wszystkie, assamickie pieski nagle zwróciły się przeciw swemu panu. Jednak…jakie predyspozycje miała ona, aby wygłaszać tego typu tezy. Sama pracowała dla „pana i władcy”, bynajmniej nie za darmo, w wiecznej pogoni za pieniądzem. Pan w garniturze odezwał się i wygłosił swój monolog. Zapewne wyuczony na pamięć.
- Yeah. Good boy. I’ll be down in a moment…
Nacisnęła guzik i rzuciła z jakimś przekąsem, całkowicie zmieniając swoje usposobienie z przed kilku chwil. Nakładając maskę obojętności, zakrapianej lekką złośliwością. Może, ponieważ bała się odsłaniać prawdziwych uczuć. Prawdziwego ja. Ale było to normą w społeczeństwie. Zarówno ludzkim, jak i wampirzym. Wszyscy nosili maski, które to doskonale przylegały. Oddaliła się od drzwi. Oczywiście wyżej wspomniany moment był kwestią względną, ponieważ bez pośpiechu poświęciła blisko pół godziny, aby doprowadzić się do względnego porządku. Liczyła na wyrozumiałość, w końcu jeśli przyrównać jej przygotowania do tych innych panien, trwały one nadzwyczaj krótko. Ubiór także był…oryginalny. Czarna koszulka, przedstawiająca karykaturę Cthulhu, z wdzięcznym napisem „Sell your soul for a Cookie?”. Glany. Jeansy. Skórzana kurtka z rozmaitymi przypinkami. Dla kaprysu wzięła także błękitną, aksamitną bandankę i schowała ją do kieszeni. Feldmesser znalazł się w podeszwie, jego brat z tyłu, na pasku, a Glock w drugiej, wewnętrznej kieszeni. Wątpiła aby cokolwiek z jej…bardziej „orientalnego” asortymentu było konieczne na zwyczajnym spotkaniu, jednak…kto wie.
- Nom. To idziemy. As the locals say…
Jednak wróciła się do kuchni, wyciągając z lodówki małą torebkę z czerwoną zawartością. Dopiero kiedy ją opróżniła, porwała klucze z półki i zamknęła za sobą drzwi na dziewięć spustów i powoli, jednak pewnie udała się po schodach na dół, zmierzając do „taksówki”, którą po nią wysłano. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, przyglądała się przez chwilę kierowcy, cierpliwie czekając aż ten raczy ruszyć.
 
Empress jest offline