Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 01:09   #5
Musiek
 
Musiek's Avatar
 
Reputacja: 1 Musiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodze
Obudź się Vincent, czas wstawać. Nie każ mi dłużej czekać. Chcę krwi. Mnóstwo krwi. Chcę czuć, że jestem kainitą Vin. Obudź się do cholery...

Otworzył oko. Światło wpadające do niego utworzyło obraz pomieszczenia, w którym spoczywało jego ciało. Obraz wydawał się znajomy, jednakże widać w nim było ręke kogoś innego. Znany aspekt zmian przywodził na myśl tylko jeden gust, który mógłby poczynić takie bezkompromisowe ustawienia.

Nestor. Nestor, która godzina? - głos zabrzmiał w pokoju, trafiając w pustkę. Cisza zalegająca w tym miejscu bynajmniej Vincentowi nie wydała się naturalna. Odkąd został przemieniony nic już nie było zgodne z jakimikolwiek standardami.

Umył swoje już nie za bardzo żywe ciało po czym przebrał się w ubiór, który niczym orginalnym w stosunku do dnia poprzedniego się nie różnił. Długie, ociekające wodą włosy, zaczesał narazie do tyłu, żeby w miarę dobrze się ułożyły.
-Przynajmniej to jest piękne. Nigdy nie wyłysieję.
Czarne spodnie, które założył do niebieskiej koszuli z podwiniętymi mankietami dobrze się prezentowały. Spojrzał jeszcze raz w lustro na swoje już nie do końca młode oblicze. Lekko haczykowaty nos wraz ze zmarszczkami dawały obraz doświadczonego ale jeszcze pełnego energii człowieka. Tak przynajmniej odbierają go ludzie.

Podszedł do stolika z lampką nocną, aby sprawdzić swoją komórkę. Nie znajdując jej tam stwierdził na głos:
-No tak. On zawsze kładzie ją w salonie, obok pilota.
Podniósł swojego Sony Ericsson'a, do którego zdążył się już przyzwyczaić i sprawdził na nim wiadomości. Jedna reklama Simplusa o darmowych minutach nie sprawiła mu większych problemów przy kasowaniu. Schowawszy telefon, podniósł zegarek, który leżał w tym samym miejscu co telefon.
Rolex podkreślał elegancki wygląd Vincenta. Odkąd pamiętał lubił się dobrze ubierać.
Harmonijka, scyzoryk, zapalniczka i portfel. Prawdziwy niezbędnik wampira.

Ktoś puka Vin. Gdzie Ty do cholery masz głowę? No idź do drzwi...


-Ja nic nie słyszałem. Pewny jesteś?
- spytał na głos. Jednak pytanie pozostalo bez odpowiedzi. Założył pośpiesznie skarpetki, po czym podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer. W tym samym momencie rozległ się ponowny dzwonek. A może był to pierwszy?
Po drugiej stronie ujrzał niezwykle uroczego gościa. Kompozycja garnitur i mięśnie nie za bardzo przypadły do gustu Vincentowi.

Pier... Assamita. Czego on może chcieć. Otwieraj, bo zacznie stwarzać problemy...

W tym samym momencie dało się słyszeć:
- Otwieraj. Bo inaczej, będziesz musiał wymieniać wizjer...

Co za tekst. Straszył tym swoją matkę jak wracał ze szkoły?

Lekki uśmiech Vincenta wskazywał na to, iż komentarz przypadł mu do gustu. Zaczął otwierać zamki Gerdy z pełnym wdziękiem, który skutecznie spowalniał całą operację. Po chwili drzwi stały otworem:
-Nie ma potrzeby. Aktualny jest dość dobry.
Powiedziawszy to Malkavian uraczył rozmówcę jednym ze swoich uśmiechów typu: "Ty wiesz i ja wiem, że straszny z Ciebie palant".
Chyba Assamita nie za bardzo ucieszył się reakcją Vincenta, jednakże rozkazy, klan, bądź po prostu jakiś inny równie chory powód sprawił, iż tylko się skrzywił, usłyszawszy odpowiedź.
-Książe zaprasza na rozmowę. Jedziemy?
Powiedzial to tak jakby mówił: "Książe wzywa. Będziesz stawiał opór?".
O tak chciałby pewnie, żeby biedny Vincent stawiał opór. A może nie? Kto go tam wie... - pomyślał.
-Doskonale, akurat wychodziłem.
Odpowiedział mu kainita, po czym spojrzał na zegarek. Założył swoje buty, które przypominały znaną włoską firmę Gucci. Zamknął drzwi, po czym skierował się prosto do czarnego BMW. Wsiadając usłyszał jeszcze o możliwości napicia się krwi, z czego natychmiast skorzystał.

No tak, przecież nie pozwolą aby jakiś głodny kainita spotkał się z samym władcą Warszawy.
Książe wzywa. Ciekawe po co mu ktoś z mojego klanu? - pomyśłał Vincent, po czym zaczął sączyć słodki nektar wampirzej rasy.

Uważaj Vin. Ten porypany Tremere nie wysyła swoich katów z byle powodu.

Wiem Nestorze. Wiem...
 
__________________
Odważni żyją krótko...
...tchórze nie żyją wcale.

gg: 7712249

Ostatnio edytowane przez Musiek : 16-05-2008 o 22:29.
Musiek jest offline