Delta-7. Akurat ten typ był dla Garrema najbardziej nieznośny. Niestety takich myśliwców było w hangarze dużo. Szalę goryczy przeważał fakt, że często Jedi używali ich w walkach czy innych misjach. Przecież bothanin po nich posprząta! Ostatnie walki nad Coruscant dały Garremowi dość dużo zajęć, aby czuć się teraz zdenerwowany i zmęczony. Nie widział na własne oczy możliwości droidów, ale po reperowaniu uszkodzeń statków, stwierdził, że siłę ognia mają średnią, a w ich przypadku liczy się przewaga liczebna. Chociaż... on tylko tu naprawia. Spekulacje są dla pilotów.
Gdy tylko naprawił silnik kolejnej Delty, spostrzegł wgniecenia w kadłubie, które mogły świadczyć o uszkodzonych komputerach kontrolnych. No i jeszcze te układy. Otarł pot z czoła, narzędzia schował do kasety. Zajmę się tym później - pomyślał i ziewnął przeciągle. W ostatnich czasach brakowało mu snu, a czekało jeszcze kilka rzeczy do roboty... I regularna konserwacja droidów... Chwycił za termos, który okazał się pusty. Przeklął pod nosem na całą galaktykę. Poirytowany wyszedł z hangaru do stołówki.
Na miejscu spostrzegł dwóch Jedi. Ci to mają wolne! - pomyślał z przekąsem, a potem zreflektował się, że to oni oddają życie za ich bezpieczeństwo. W razie jakiegokolwiek ataku na świątynię, on nie uszedłby raczej z życiem. Podszedł do droida rozdającego pożywienie i kazał dać sobie jakąś mięsną potrawę z banthy. Zostawił termos z poleceniem wypełnienia do mocną kawą. Następnie zasiadł przy najbliższym wolnym stole starając się nie zasypiać. Przed oczyma wciąż migały mu literki z instrukcji. |