Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2008, 21:55   #9
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Tim

Jack przyniósł zamówienie Tima i nie siadając pokrótce wyjaśnił:
- cóż, dla mnie Jacksonsville to cholerna kupa gruzu po tym, jak Kubańce czy inne komuchy wypieprzyły swoje Warheady w bazę US Navy. Nie wiem, czego tam chcą fistaszki, ale nie wydajemy się, by kradli złom hehe. Zresztą nieważne. dla nas Ważny jest jeden z nich – Modo. Wielki chłop o szarej skórze – podobno to jakaś choroba dodatkowo bez kępy kłaków na łbie. Gdyby nie był świetnym kierowcą i nie znał się jako tako na mechanice myślę, że nie zagrzałby wśród tego buractwa miejsca. Jednak chłopaki potrzebują dobrych kierowców, a do podróży US1 czy siedemdziesiatkąpiątką na większe odległości trzeba mieć jajca ze stali i olej napędowy w żyłach. Modo mało gada, chodzi zawsze w skórzanej kamizelce z emblematem płonącej czaszki. Dość spokojny gość, a jak dochodzi do spięć to nie bawi się w dyplomacje, tylko sprzedaje plombę z siłą kafara. Ostatnio towarzyszy mu jakiś białas z Miami imieniem Vince – drobny cwaniak i ćpun. Ponoć zna się na geografii czy jakiejś innej gadzinie… Mówią, że z Basureros odławiał gamble z zalanych części miasta.-
Weteran zdawał się skończyć swój wywód. Widać było po jego minie, że ma już na dziś dość ględzenia i najchętniej rozparłby się w fotelu ze szklaneczką bimbru.
- Na pewno ich znajdziesz, nie będę Cię więc już tu trzymał – trzym się i powodzenia. pożegnał gościa i ruszył w stronę swoich pokoi.


Ciężko było przejść przez bagna Everglades nie zawadzając o jakiś krzol. Dalej - ciężko było wyjść z tamtejszych krzaków bez rodzinki kleszczy wraz z ich kuzynami i siostrzeńcami od strony cioci Czarnej Wdowy na spodniach z dodatkiem rozhulanego gangu wściekłych komarów bzyczących wkoło głowy.
Normalka na Florydzie – Tim dobrze znał te okolice, wiedział które węże zostawia się w spokoju, które da się zjeść, a którym trzeba rzucić psiaka na pożarcie by się odczepiły. Dlatego też tropiciel bezproblemowo dotarł wieczorem 23 lipca do Jacksonsville. Samego miasta właściwie nie zobaczył. Jedyne, co świadczyło o jego tam obecności była średnio zarośnięta droga szerokości dwóch ciężarówek i wyzierające z gęstwiny buszu betonowostalowe szkielety budynków.
Przy samej drodze, na starym parkingu Fistaszki urządzili swój obóz. Aktualnie stały tam tylko trzy sześciokołowe ciężarówki – pamiątka po US Army. Paliło się jedno ognisko między dwoma namiotami, a czterech, znudzonych kolesi pilnowało całego majdanu. Wszędzie poustawiane były jakieś skrzynie plus kilka mniejszych, z których wystawały szyjki butelek. Żaden z wartowników nie zauważył tropiciela przedzierającego się przez gęstwinę w ich stronę.
Tim nigdzie nie widział szaroskórego kierowcy…



Axel

Dziwnym sposobem, gdy łowczymi wyszła rano z pokoju i przechodziła przez główne pomieszczenie knajpy znikoma ilość gości umilkła i z większym zapałem zaczęła pochłaniać serwowaną na śniadanie jajecznicę. Jedynie kelnerka przystanęła na chwile i skinęła głową w stronę kobiety z nieznacznym błyskiem podziwu w zielonych oczach. Większość ludzi żyjących w okolicach Missisipi niecierpiała mutantów, lecz przywykła, że niektórzy są nieszkodliwi i można z nimi nawet czasem pohandlować. Zresztą im dalej w stronę F.A. tym częściej łatka mutka była przylepiana do niektórych zwykłych mieszkańców Pasa Śmierci.
Łowców szanowali jednak wszyscy, choć nie zmienia to faktu, że unikano ich o ile nie byli akurat potrzebni. Axel doświadczała tego właśnie na własnej skórze. Plusem sytuacji było to, ze nikt nie deptał jej po nogach, nie nagabywał i ogólnie wszyscy dawali spokój, jak to bywa w przypadku większości, dajmy na to, fanatyków religijnych – z szacunkiem, ale z dystansem.

Po kilku chwilach z budynku leniwie wypełzł Willis i przekazał kobiecie dwie sakwy motocyklowe wypchane gamblami. Nie patrząc jej w oczy rzucił tylko
- nie ma tam już konserw zastąpiłem je marynatami i suszonym mięsem.- odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem. Stanąwszy drzwiach krzyknął:
- Mac chodźże tu i powiedz Pani, czego się dowiedziałeś o grubym.
Wymijając barmana z budynku wyszedł młody, maksymalnie siedemnastoletni chłopak, wycierający jakąś szmatą mokre włosy.

Uśmiechnął się do Red Whip i skinął głowa na powitanie:
-Jestem Mac kurier na trasie FA –Missisipi, miło poznać kobietę, która wstrząsnęła tą wiochą.- uśmiechnął się szelmowsko i od razu kontynuował:
- Ten śmierdziel Benny zahaczył o Birmingham, ale na krótko, i praktycznie zaraz ruszył w stronę Atlanty. Z tego, co mi mówił ziomek, gruby tłukł się rozklekotanym Chevy i powinien dziś dotrzeć do miasta. Atlanta to spora mieścina, więc może tam zabawić dłużej; myślę, że go tam przydybiesz i nawet starczy Ci chwili na cudną siarczanożółtą jajeczniczkę made by Rose Willis – mrugnął okiem i zawrócił do środka budynku, w którym już wcześniej zniknął barman.
Axel została sama…


Paul

Birmingham przed wojną nie było jakąś tam wielgachna metropolią, ale wiece, miało kilka KFC, parę McDonaldów, ze cztery duże szklane biurowce, hutę stali i kilka kopalni. Ogólnie miasto pełną gębą i ładnie się zawaliło – tak, że sporo gambli dało się wyciągnąć, a kopalnie odrestaurować.

Zatopiony w myślach Paul zauważył ze opuszczają gruzowisko i wyjeżdżają na jałową glebę porośnięta pożółkłą trawa – taki krajobraz miał oglądać przez najbliższe kilkanaście godzin.
Michale również stracił chęć do gadania i zajął się jazdą – o ile ciągłe podskakiwanie, skrzypienie i straszny smród podłego oleju napędowego można nazwać w ogóle jazdą.
Monotonia obrazu wkrótce poszarzała i przeszła w ciemnoburą noc. Gwiazd nie było widać prawie wcale przez napływające od strony Pasa Śmierci ciężkie chmury. Z tych jednak obłoczków nikt się nie cieszył, nawet w tak upalna porę roku.
- jak chcesz prześpij się, jak coś to cię obudzę-- zaproponował Mike zapalając jedyny działający przedni reflektor i odgarniając niesforną grzywkę z oczu.

W podskakującym Buggy ciężko jednak było nawet myśleć o zaśnięciu. Paul musiał się ograniczyć do przerywanej, co chwila drzemki.
W pewnym momencie Mike zwolnił i wyłączył lampę patrząc na coś po swojej lewej.
- tam jakieś światła poruszają się, ale chyba nie w naszą stronę-
Najemnik wychylił się i ujrzał pięć pojedynczych reflektorów w odległości około kilometra poruszających się dość chaotycznie równolegle do ich trasy…
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline