Gunnar wszedł wolnym krokiem do karczmy. Stanął w drzwiach i położył dłoń na trzonku topora. Rozejrzał się po wnętrzu i wszystkich gościach, zimnym, niemiłym spojrzeniem. Jego długa, ruda, miejscami siwa broda sięgała do pasa i częściowo zakrywała topór, który tkwił za jego pasem. Był dobrze zbudowany i wyglądał na doświadczonego wojownika. Twarz niemalże cały czas posępna i ponura, pokryta była wieloma bliznami i szramami.
Ruszył szybkim, energicznym krokiem do stolika przy którym siedział uzbrojony mężczyzna. Po drodze rozpychał część krzeseł i gości, co jakiś czas rzucając jakimś obrzydliwym przekleństwem. Usiadł naprzeciwko Gwydniej'a i oparł się łokciami o stół. Poprawił sygnet na prawej dłoni i spojrzał na nowego zleceniodawce.
-Piwa.-burknął oschle- Mocne, ciemne piwo. Zaschło mi w gardle po podróży... |