Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2008, 16:55   #31
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Szli korytarzem w milczeniu. Handlarz bronią, nieufna, smutna dziewczyna i facet, który ”już się napatrzył na jej zwłoki”. Te słowa dźwięczały jej w uszach, gdy sama przechodziła nad kolejnymi zmumifikowanymi ciałami. Raz nawet wydawało jej się, że rozpoznaje dziewczynę z laboratoriów, trochę starszą od siebie pulchną blondyneczkę. Nachyliła się nad czarnymi zwłokami w żółtym świetle latarki potwierdzając swoje domysły. „I co dalej? Nawet nie wiem jak masz na imię.”
Wstrząsające jak dla wielu ludzi wojna była stanem naturalnym. „Śmierć”, myślała Tanja, „śmierć jest nam wszystkim sądzona”. I nie płakała.
Kiedy zobaczyła Axela poczuła ogromną ulgę. To nie jego szukała. To nadal nie Konrad, więc idiotyczne uczucie uśmierzenia paniki nie było wytłumaczalne, ale Tanją zawładnęła radość tak nienaturalna w tym miejscu i tak natarczywa, że dziewczyna nawet nie wiedząc, że to robi, zawisła na szyi mężczyzny.
Nie wychodziła im rozmowa w tej grupie. Urwane zdania, niedopowiedzenia. Axel wyłączył reaktor. Postanowili zmienić marszrutę, trzeba stąd wiać, w kierunku silosu jest za dużo obcych. Tanja poddała się cudzym wolom.
W sumie jej przekonanie, że wejdzie w portal i znajdzie brata uleciało. Bo gdzie go szukać, na której wyspie, w jakiej świątyni? Nikomu nie powiedziała, że była na Externusie i chyba nie miała zamiaru tego robić. Zresztą nikt się nie interesował. Była tam z osiem godzin, ale tutaj chyba tyle nie minęło.
Potem szła blisko Heintza, starając się patrzeć się na jego plecy, nie słyszeć głosu Giegera, nie myśleć o wszystkich, z którymi się nie przyjaźniła, których nawet nie lubiła, którzy nie żyją.
Na powierzchni robiło się ciemno. Tanja przystanęła chwilę w miejscu gdzie jeszcze było widać zachodzące słońce, jakiś przymus upewnienia się, że jest swoim świecie.
To dziwne, że nadal gdzieś szli razem. Może to odgłosy strzelaniny, miasto w stanie wojny, powodowało, ze ta mała grupka nie rozdzieliła się.
Tanja zdecydowanie działała jedynie siłą inercji, bezwładne ciało, korzystające wyłącznie z przyzwyczajeń, pozwoliło wprowadzić się do podziemnego budynku.

Tak jakby na nich czekali. To znowu obudziło trochę Tanję, szpilką irytacji, jaką wzbudzał ten jowialny facet w szortach, w dusznym pokoju zbyt wypełnionym zapachami. Czarnowłosa Yseult zachowywała się normalniej, Tanja właśnie przywoływała na twarz uśmiech, co nie było wcale takie proste, kiedy usłyszała Barka
- Pani Tanja Hahn, jak mam rozumieć? Proszę wejść w te drzwi – pani brat już czeka na panią.

***
Prawie wbiegła do pokoju, potrącając Barka, nie oglądając się na resztę.
- Konrad! – jej okrzyk rozbrzmiał donośnie, podsycany echem wielkiego bunkra.
- Żyjesz – ulga ściskała jej gardło, ale w huśtawce wydarzeń, ponura twarz brata, obecność Eryki sparaliżowała Tanję w pól kroku.
To Eryka musiała zamknąć za nią drzwi.
- Żyjesz – Tanja wyszeptała, uśmiechnięta, słowo, które miało pocieszyć, chyba bardziej Konrada niż ją.
Nie dotykała go. Nie próbowała. Jeszcze bolała tamta reakcja.
Siedziała rozpromieniona, nawet, gdy się kłócili, nawet, gdy Konrad zaczął rozmowę jak zeznania. I potem biernie słuchała. Cały czas skupiona na oczach chłopca, którego widziała za stołem, zagubionego i nieszczęśliwego. Więźnia.

Wyglądał przerażająco. A ona? Brudna, jeszcze z karabinem na ramieniu, w kombinezonie OHU, z plamami krwi Steinarda i swojej, z tym matczynym uśmiechem idiotki, stojącej u źródła swego ja. Coś w środku Tanji, zimne żelazo, chłód nie do wytępienia, zastanawiało się czy Konrad zacząłby strzelać, gdyby podała mu broń. Czy by ją zabił? Czy Eryka nie widzi tej cienkiej lini, po której właśnie chodzi Tanja, rozważając samobójstwo i morderstwo? Uśmiechnięta, uniesiona trochę w krześle, w stronę brata, tylne nogi stołka znalazły się nad ziemią, Tanja miała ochotę pohuśtać się jak dziecko. Odprężona, ucieszona możliwościami. Konrad wyszeptał jej do ucha, tajemnicę.
- znajdź topazy Tanja
„Znalazłam, znalazłam ich bardzo dużo”, odpowiadała w swojej głowie
- od tego zależy życie wielu ludzi – uśmiechnęła się jeszcze mocniej, dawny Konrad, dobry, troskliwy, wierzący, ze może zmienić świat
„Nie możesz.”
Teraz był dobry moment „Daj mu broń. Zabije was, potem ktoś zabije go. Dobry moment na koniec.”

Coś chyba dotarło do Eryki, gdy nachyliła się do Tanji, szeptać kolejne ostrzeżenia. Nagle zgasły słowa. Tanja drżącymi rękami, szybko, niezręcznie oddała Eryce karabin.
- Zostaw nas samych. Proszę.
- Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę!!! – od szeptu do krzyku. Histeryczne decybele.
„Muszę się wyspać.”
Eryka wyszła.
- Powiedz mi co mogę zrobić.

***
W kwaterze zdjęła kombinezon. Ktoś go zaraz zabrał. Spojrzała na wąskie łóżko. Jeśli się położy, to szybko nie wstanie. Wolnym krokiem poszła pod prysznic, rozbierając się po drodze z zadziwiająco czystych spodni. Ciepła woda. Tanja, w bluzce i bieliźnie, oparta o kafelki, chropowate, brzydko błękitne, pod równym strumieniem wody zasypiała.
Otrzeźwiły ją głosy. Przyszła reszta, wspólna łazienka wymusiła na mężczyznach czekanie. Drobny cywilizowany gest.
Umyta, mydło o intensywnym zapachu wanilii drażniło nozdrza, zgrzebała się w kocach.
- Dobranoc.
Mycie i spanie. Normalność. Zasnęła od razu.

***
Czuła się znacznie lepiej, przynajmniej fizycznie. Bo obudziła się z uśmiechem przyklejonym do twarzy i nic nie mogła z nim zrobić. Jakby zacięły jej się niektóre mięśnie. Siedziała na tej naradzie robiąc miny i wypróbowując nie całkiem sprawną twarz. Podnosiła i marszczyła brwi, mogła pokazać zęby, uśmiech dawał się poszerzyć, nie mogła go jednak zniknąć.
Z powodu ograniczenia środków wyrazu, gdy Bark oznajmił, że muszą przyłączyć się do rebeliantów zaniosła się śmiechem.
Spojrzał na nią przeciągle, zatrzymując wzrok na wymiętej bluzce.
- Jasne, ja chętnie. Marzyłam by służyć szlachetnej sprawie. W doborowym towarzystwie –mrugnęła do Axela, który, wydawało się Tanji, siedział we własnym piekle obok niespuszczającej z niego wzroku Kleiner.
Po tym wybuchu ironii słuchała już uważnie. Rozważań laików o fizyce. A właściwie wojskowych, bo tym chyba byli, zajmowali się gradacją zagrożeń. Portal umieścili wysoko, więc chcieli go zabić. Można i tak.
Ale w ogóle nie widziała punktów stycznych w swoim i ich światopoglądach. Jeśli jeszcze w coś wierzyła, była tym nauka. Dla niej stabilny portal był krokiem naprzód. Teraz trzeba zneutralizować promieniowanie. Nigdy w historii ludzkości odgórne zamykanie raz otwartych drzwi się nie udało.
I dostali zadanie.
„Muszę spróbować w nich uwierzyć.” W ludzi, którzy wierzą w wojnę, których cieszy klęska Neoberlina, śmierć cywilów. „Nie ma szans.” Znowu roześmiała się na głos.

***
W ciasnej klitce trwała impreza. Tanja przyjęła z rąk Horsta skręta. Starała się usiąść w cieniu, w kącie, ukryta w tłoku. Upali się i zaśnie w cudownych pozorach normalności. Dziewczyna z podkulonymi nogami, tak podobna w tej chwili do swego brata, w tej pozie ludzi zagubionych, pozbawionych nadziei.
Drugi mach. Podała komuś. Axel nadal otoczony Marią. Spać.
 
Hellian jest offline