Ziewnęła, budząc się. Potrząsnęła głową, jakby próbowała przegonić resztki snu. Spojrzała na pergaminy. No cóż, pomyślała, teorie tego maga przynajmniej na coś się przydały. Łatwiej zasnęłam. Odrzuciła kołdrę, a pergaminy spadły na podłogę. Podeszła do biurka na którym pozostawiła swoje rzeczy. Zanurzyła dłoń w sakiewce i wyjęła z niej kilka rzeczy. Białą, jedwabną bluzeczkę, czarną, zwiewną spódnicę do jazdy konnej i buty jeździeckie na obcasie. Magia to niezwykłe zjawisko, powiedziała do siebie w myślach. Odłożyła to na bok. Ujęła szylkretowy grzebień w dłoń i rozpoczęła czesanie, przy lewitującym zwierciadle. Gdy czynność ta była skończona, wyjęła korek z jednej z fiolek. Pomieszczenie wypełnił zapach ambr i róż. Elfka spryskała dekolt i nadgarstki. Nałożyła na twarz makijaż, henną podkreśliła brwi. Dłonie posmarowała sobie jakimś kremem. Zdjęła nocną koszulę i odziała się w rzeczy, które nie tak dawno wyjęła z sakiewki. Zapięła klamerki butów, a na przegubach zapięła złote bransolety. Usta pomalowała szkarłatną szminką i strzepnęła z ramienia niewidzialny pyłek. Jeszcze tylko wyjęła z sakiewki szmaragdowy płaszcz i przewiesiła go przez oparcie krzesła. Już gotowa wyszła z pokoju, zamierzając poszukać jakichś przydatnych informacji w gabinecie Gwydnieja. Poruszała się cicho tak, by nie obudzić swych towarzyszy. |