Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2008, 13:31   #36
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
#Tanja Hahn
Erica patrzyła na Tanję. Długo. Tak długo, że ta ostatnia zwątpiła, czy otrzyma odpowiedź, a ta po prostu nie odwróci się plecami i nie każe jej po prostu wyjść z pomieszczenia. Ale nie. Erica zmarszczyła po prostu brwi, jakby powstał mały problem, który zamierzała właśnie rozwiązać. Zagryzła też wargi, jednak na krótko, po powiedziała:
- Dziesięć minut, Tanja. Mam nadzieję, że zrozumiesz – po czym wyszła.
Konrad tymczasem trwał bez ruchu, choć jego oczy po tym, jak Kant wyszła, skierowały się na Tanję.
- Nie podchodź, Tanja –
jego głos stał się nagle spokojny, choć gdzieś na jego dnie czaiła się nutka rozpaczliwego lęku. - Byłem w portalu i widziałem parę rzeczy... Mówię, nie dotykaj mnie, do cholery. Coś zostało we mnie i chyba mam to w sobie. Testowałem siebie, zanim ten sukinsyn Schwarzmann mnie złapał. Wydzielam pole T, jednak nie zdążyłem zbadać, dlaczego tak właściwie jest.
Mówiłem ci wcześniej, że jak przyjedziesz do Świebodzina, to masz podążać za kryształami. Cóż, musiałem strugać wariata przed Kant... To ona, między innymi, zleciła porwanie mnie "dla dobra ludzkości". Powiem ci, że pieprzę dobro ludzkości. Jak na razie nie zyskali nic więcej, niż aresztowanie mnie i pytanie się mnie o te same rzeczy.

Chciał spojrzeć na zegarek, ale odkrył nagle, że nie działa, więc odpiął go i cisnął w ścianę
- Może Tolle ci coś opowiadał. Przygotowaliśmy wszystko do eksperymentu i wyszliśmy, bo byliśmy wzywani przez Korporationsleistung. Coś od nas chcieli i wyglądało na to, że to była duża sprawa, jednak nie zdążyliśmy. Potem była burza portalu. Dowiedzieliśmy się, że SD wdarło się do Muru, więc stwierdziliśmy, że nie mamy więcej czego szukać.
Tolle stwierdził, że ma gdzieś cały ten portal i chce po prostu wyjść, więc rozdzieliliśmy się. Ja zdołałem dotrzeć do silosu, bo przyznam się... No, sama rozumiesz. Portal do Externusa. Ten większy. Musiałem na to rzucić okiem.
Jak widzisz sama, przeliczyłem się nieco. Burza portalu wessała mnie do środka tak, że ledwo zdołałem ujść z życiem. Boję się nawet wspominać, co tam widziałem...

Jego twarz naprawdę stężała w grymasie przerażenia. Pokręcił głową i zamrugał oczami, jakby próbując odpędzić obrazy, które podsuwała mu pamięć.
- Długo leżałem tam, w pokoju kontrolnym silosu. Bardzo długo, nie mogłem się otrząsnąć z tego, co widziałem. A potem przyszedł Schwarzmann. Resztę znasz.
Przejdźmy jednak do meritum. W Świebodzinie jest coś, czym możecie się bez problemu przedostać do Warszawy. Tak, Tanja. To portal.
Nie pytaj mnie również, skąd wiem, że was nie wpuszczą do tego firnamentum. Po prostu wiem pewne rzeczy od czasu, gdy byłem w portalu. Warszawa jest w stanie wojny i możesz mi wierzyć, że strzegą tego miasta tak, jakby coś w nim ukrywali. Wie o tym Korporacja i wiedzą także rebelianci. To dlatego chcą was wysłać do nich, bo mają nadzieję, że ci, którzy przeżyli kompleks Mauer mogą mieć szanse na przedostanie się do Warszawy. Jak zwykle chcą wykorzystać ludzi do swoich celów... Chociaż i tak gówno się znają na portalach. Kant jest filozofem i eseistką, Biedermeiera znam z tego, że pracował do ha-hausu jako dowodzący badaniami genetycznymi, a Bark... Bark to idiota. Jednak co do jednego mają rację – Neoberlin musi zostać zniszczony, przez tych, czy innych. Kiedy znajdziesz się w Świebodzinie, szukaj instalacji, która jest w najgłębszym sektorze bunkra. Pracowałem tam i zostawiłem tam instrukcje, jak powinno się postępować, aby dotrzeć do Warszawy... Powinnaś dać sobie radę, Tanja. Ufam tobie jednej w tej sieci kłamstw. A teraz...

Drzwi się otworzyły i Tanja Hahn była pewna, że otworzono je nieco przed czasem, a w każdym razie nie poczuła upływu dziesięciu minut, które dano jej na rozmowę z jej bratem. Gdy wyprowadzono ją na zewnątrz, Erica dodała:
- Tanja... - wyciągnęła rękę w stronę jej twarzy, jednak cofnęła ją. - Cokolwiek powiedział ci ten człowiek, uważaj. Błagam, naprawdę...

* * *

# Frank Malak
- Hmm. Byłem wtedy pijany, wiesz, na tej imprezie. Kiedy to było? To był... Lipiec, sierpień? Sierpień. Zdecydowanie sierpień. Ale skoro się mnie pytasz o Malaka, to chyba musisz usłyszeć, co wtedy robił tam.
Ja sam zresztą byłem schlany jak świnia. Ba! Przecież sam zrobiłem to przyjęcie. Nie mogłem być trzeźwy. Taka zasada.
No, ale Malak był trzeźwy. Do końca. Może bym się wkurwił, gdybym był trzeźwy, ale wiesz... To trochę głupie, nie? Nie mogłem być trzeźwy, bo byłem na imprezie, a jednak chciałem być trzeźwy, żeby być wkurwiony... Ha! Chyba coś jeszcze mi pulsuje w żyłach, sorry, czasem zdarza mi się pieprzyć.
A, tak. No i był taki motyw, że Yseult podeszła do niego. Fixxxer był na nią napalony jak cholera i wiesz, co ci powiem? Że chyba sam wolał, żeby coś takiego mu zrobiła. Ale i tak ostatnio podglądał Biedermeiera i tą, no... Thompson. Yseult odkręciła taniec i powiem ci, chyba nawet mi wtedy stanął i sam bym wyręczył Malaka w tym całym interesie. No, ale była taka sprawa w ogóle, że ona to robiła Malakowi. Znam zasady.
No i oka. Zaczął z nią tańczyć. Nawet mu to w miarę sprawnie wychodziło, tylko... No właśnie. Od początku do końca miał ten wyraz twarzy. Jakby cały czas kalkulował i sprawdzał ją. Cholera, nie wiem, co z nim jest. Dobrze, że już stąd wyjechał. Miałem go powoli pełną dupę, nie lubię takich opanowanych skurczybyków, ano.
Coś tam parę razy się potknął, ale... No własnie. Fixxxer by chyba zaczął tam już walić konia, a ten gostek olał ją. Po prostu. Jak odtańczył z nią jeden taniec to wycofał się. I nic. Poszedł sobie.
I życie potoczyło się dalej.


* * *

*
Wiele minut upłynęło, wbrew pozorom, od czasu, gdy Yseult Stein zaczęła pobierać próbki tkanek skórnych Konrada Hahna. Skończywszy pierwsze testy, stwierdziła, że płytko pod jego skórą znajdują się kawałki dziwnego, ostrego kamienia o strukturze krystalicznej. Wyciągnąwszy szczypcami te rzeczy, stwierdziła, że emitują niewielką ilość pola Thamma. To pole nie wychodziło poza jego ciało, jednak przypomniała sobie o tym polu parę rzeczy.
Po pierwsze, pole T nie wywoływało mutacji, a co najwyżej burze portalowe. Żadnej choroby popromiennej, jak zeznali wszyscy po ekspozycji, jednak najgorszym było chyba to, że przejście przez portal wywoływało różnego typu aberracje umysłowe, to jest: Halucynacje, zaburzenia postrzegania czy też stany podobne do paranoicznych, bowiem ci, którzy przebywali w portalach, wkrótce po przejściu przez nie wymiotowali, widzieli rzeczy nieistniejące, czy też przeciwnie, nie widzieli tego, co istniało i ignorowali ludzi, którzy do nich mówili. Ciekawym faktem jest, przypomniała sobie Yseult, że często do tego dochodziły stany ekstatyczne powiązane z religijnym uniesieniem. Bark, który znał paru ludzi z sektora D, głównie poprzez wtyki i szpiegostwo wspominał, że ludzie widzieli innych, którzy wychodzili z portali i opowiadali o tym, jak spotkali się z Jezusem, Buddą czy Allahem.
Mogło to tłumaczyć stan Hahna, który przypominał wczesne stany paranoi.
Cokolwiek można by powiedzieć o reszcie ciała, wszystko funkcjonowało poprawnie. Szpik w normie, krew i reszta – całkowicie normalne. Jedyną anomalią był naskórek i pierwsze warstwy skóry, w których znajdował się kryształ. To wszystko, co udało się wyciągnąć Ys z Konrada. Dosłownie.

* * *

# Frank Malak – Tanja Hahn – Axel Heintz – Yseult Stein
Spędziliście w bunkrze jeszcze jeden dzień; właściwie nikt Wam nie przeszkadzał, wyglądało na to, że wszyscy wiedzieli, że macie wypocząć. Było tak w istocie – ludzie, pytani, dlaczego nikt nie przydziela Wam zadań do wykonania, odpowiadali tylko jedno słowo: „Bark”. I wszystko stawało się jasne.
A i też nikt nie miał czasu, żeby się zatrzymać i pogawędzić. Rumory głosiły, że siły Kombinatu, co prawda jeszcze na wschodzie, z wolna przegrupowywały się i mimo tego, że Korporacja doznała wielu zniszczeń, sama też wiele strat zadała.
Drugiego dnia Waszego pobytu w bunkrze Bark zawołał Was do siebie. Idąc do jego gabinetu usłyszeliście krzyki kobiety; rzeczywiście, po chwili z jego gabinetu wyszła brunetka, z czerwoną od złości twarzy. Minęła was, obdarzając wściekłym spojrzeniem.
Bark tym razem był schludnie ubrany, a na jego twarzy malował się wysiłek zmieszany z pewnego rodzaju znudzeniem, jaki czasem przybierają ludzie pracujący długo. Kontrastowało to z tym, co przed chwilą przeżył. Poprosił Was gestem, abyście usiedli, po czym zaczął mówić, nie odrywając oczu od papierów, w których grzebał.
- Jak już mówiłem, pojedziecie do Świebodzina. Zanim jednak wyściubicie nosy z bunkra, muszę z Wami pogadać o paru sprawach. Biedermeier rzeczywiście skontaktował się z Kombinatem i wygląda po prostu na to, że naprawdę to była wina M-SLATE. No wiecie – te wszystkie niedochodzące połączenia i reszta szajsu, który nas odciął na dobre parę godzin.
Wygląda na to, że Kombinat wreszcie zrozumiał rolę rebeliantów w wyzwalaniu Neoberlina, jak to sami nazywają –
skrzywił się lekko. – Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Kombinat, który wdziera się do Neoberlina, to mniejsze zło, na które musieliśmy przystać. Chyba już wolę ich rządy od Korporacji, która chciała nas przerobić na papkę do dzieci.
O, by the way, co do UAK. Mamy w końcu dobre wieści. Okazało się, że wycofują się z pewnych sektorów południowego zachodu, głównie dlatego, że bojówki atakują ich tam, czym wlezie, włącznie ze sztucznymi szczękami – tu pozwolił sobie na uśmiech. – Ale o czym mówię. To, że trochę słabną im siły jeszcze gówno znaczy. Ich główne centrum dowodzenia w tej chwili, Hoffnunghaus, nadal jest w pełni wyposażone, jednak nie mamy teraz ani czasu, ani sił, żeby go sforsować. Co prawda to właśnie stamtąd przyjeżdża gros sił Korporacji, ale i tak nie możemy tego inaczej zrobić. Trzeba czekać, aż WKP opanuje to cholerne miasto.
O, Wu-Ka-Pe. Wróćmy na chwilę do nich. Nie wiem, czy wy wiecie, ale Warszawa wysłała do nas chyba swój najgorszy batalion, jaki kiedykolwiek wytrenowali. Musicie o nich nieco wiedzieć, zanim pojedziecie do Świebodzina. Chodzi o to, że ostatnio Polska stawia na jakiś religijny trening, więc ta banda psycholi czuje się czymś w rodzaju... Nie wiem? Jak to się kiedyś nazywało? Paladyni? Krzyżowcy? Do diabła, nie mam pojęcia. Faktem jest, że do wyzwalania tej części miasta najęli jakichś psychopatycznych księży, którzy mają wbitę w Jedynego Chrystusa Ich Psia Mać Pana. Mówię poważnie. Jak znajdziecie się między tymi ludźmi, o religii mówicie, że jesteście dobrzy chrześcijanie, tylko małomówni. W tym właśnie zakresie. Wiem, bo powiesili paru naszych tylko za to, że sikali parę metrów od mszy, którą sobie ładnie odprawiali. Czaicie? No, to uważajcie.
A, jeszcze ostatnia sprawa –
wyrwało mu się, gdy staliście w drzwiach. - Axel pytał o to, czy dostaniecie jakiś cover. Co za głupie pytanie. Oczywiście, że dostaniecie, przecież chyba nie sądzicie, żebym wysłał was bez ludzi do Świebodzina, kurwa? Ten bunkier jest opuszczony, do cholery, myślicie, że pozwolę wam bawić się w nim bez obstawy? No way! Będziecie mieli paru ludzi obstawy, mechanika do waszej bryczki i co tam sobie jeszcze chcecie. - Bark znowu zaleciał złą angielszczyzną. - A teraz wynocha, wynocha! - wrzasnął niespodziewanie, gdy ujrzał w drzwiach kolejnego petenta do przyjęcia – całkiem konkretną blondynkę z laboratorium.

* * *

- Cześć – Saint podszedł do Was, gdy wyszliście z gabinetu Barka. - Możecie na chwilę? Dzięki. Muszę pogadać. Chodźmy. Jest parę kwestii.
Saint zaprowadził Was do jakiejś kolejnej celi w bunkrze, zamykając za sobą właz. Zaczął:
- Jak może wiecie, miałem dzisiaj wyjechać do ha-hausu, ale oto widzicie mnie tu i teraz. Z pewnością zastanawiałeś się Frank, dlaczego tak jest. Mam dla was parę informacji, które musicie wiedzieć, tym bardziej, że częściowo dotyczą one Sary Connor, tej laski, którą szuka Frank.
Chodzi o to, że ja naprawdę miałem tam jechać. Kwestia tego, że Korporacja wcale nas wtedy nie wywiozła do Hoffnunghaus, tylko... Właśnie. Jak tylko dowiedzieli się, że Kombinat nadchodzi, wrócili się, ale jechaliśmy na wschód. Na wschód, Frank. Nie mamy pieprzonego pojęcia dlaczego. Nikt nie ma.
Bark z Biedermeierem mają pewne przypuszczenia. Hipotezy, które być może okażą się słuszne. Zresztą, ja też tak myślałem, od pewnego czasu, teraz zwyczajnie dowództwo próbuje być mądrzejsze. Podejrzewamy, że część sił Kombinatu wcale nie zamierza wyzwolić Neoberlina. Słyszy się w raportach o tym, że Kombinat wcale nie musiał użyć rakiet z pluskwami, o okrucieństwach, które dokonywali na ludności Berlina. Et caetera.
Podejrzewa się, że jeżeli Kombinat ukrywa cokolwiek będzie to ukryte pod Frankfurtem, przez który będziecie przejeżdżać. Bark wysłał mnie, żeby o tym powiedzieć. Generalnie stosowaliśmy system taki, że jedna osoba by wiedziała z was, co robić, ale stwierdziliśmy, że chyba będziecie efektywniejsi, jeśli będziecie wiedzieć o tym wszyscy.
Podejrzewamy nawet, że ktoś z Kombinatu może współpracować z UAK. Zgadnij, jaką rolę macie w tym wy?
Ha, zgadliście. Kiedy będziecie przejeżdżać przez Frankfurt, będziecie musieli sprawdzić kilka rzeczy. Mamy tam już naszych ludzi i wszystko zostanie zaaranżowane. Będziecie musieli tam przepędzić kilka dni i sprawdzić głównie bazę WKP, która tam stacjonuje. Nie jest ich wiele, większość wojski Unii Polski znajduje się albo tutaj, albo w Gliwicach, to jest Corregnatus. Nie powinniście mieć problemu z jakimś większym śledztwem, będziecie pracować jako formalni pracownicy rebeliantów zasilający Kombinat. I tak wszyscy żyją tylko tym, że Polska wkroczyła do Berlina, mają gdzieś ludzi, którzy stamtąd przybywają. Niektórzy to uchodźcy, niektórzy rzeczywiście chcą pomóc sprawie. Wkręcicie się tam bez problemu, ot, moja opinia. Tutaj macie raport z tego, co dotychczas mieliśmy we Frankfurcie.


* * *

Chociaż nie mieli okazji jeszcze tego przeczytać, chcę Cię wprowadzić, czytelniku, w parę rzeczy odnośnie raportu. Frank Malak, Tanja Hahn, Axel Heintz i Yseult Stein będą zaraz chwilowo zajęci nadciągającymi zdarzeniami, a Ty pewnie drżysz z niecierpliwości, co u diabła było w tym zwitku papieru, który podał im Saint. Spieszę z wyjaśnieniami.
Raport opowiadał o tym, że trzech agentów rebeliantów wysłanych w celu infiltracji Frankfurta dwa lata temu zaginęło bez wieści. Sądzę, że to całkiem spory szmat czasu i raport ten, w obecnej sytuacji i obecnych warunkach mógłby zostać zakwalifikowany bez problemu jako przedawniony i nie nadający się do użytku. Dwa lata na granicy Polski i Niemiec zmienia wiele, jeszcze więcej zmienia wojna. Czy nowonarodzeni agenci na usługach rebeliantów okażą się podejrzliwi? Nie wiem, chociaż sądzę, że przynajmniej cień wątpliwości powinien przejść przez ich myśli. Frankfurt nie jest zapomnianym bunkrem Kombinatu, tak jak jednostka w Świebodzinie.
Pomimo tego, raport optymistycznie zakłada, że prawdopodobnie agenci działają jeszcze gdzieś w obrębie Frankfurta, to jednak nie ulega wątpliwości, że stracili wszelki kontakt z dowództwem. Imiona i nazwiska agentów nie były znane, jednak były znane ich kryptonimy: Lange, Dürer i... Irrlicht.
Jak dodał jeszcze później Saint, to głównym celem jest odnalezienie tych agentów, o ile jeszcze żyją i odzyskanie od nich jak największej liczby informacji, jaką tamci zdołali uzyskać.
Raport oczywiście podawał też pewne konkrety, to jest pierwotne miejsca zakwaterowania we Frankfurcie, a także możliwe miejsca pobytu(mieli pewne kryjówki, które zostały przygotowane) i pewne stałe punkty, mniej lub bardziej znane, do których można było wchodzić do bazy frankfurckiej.
W istocie, dziwny był to raport, chociaż nie mniej dziwne zachowanie Barka, ale, jak powiedział Saint, chciał, żeby to on powiedział reszcie, o co chodzi, bowiem Bark stwierdził, że sam ma pewne zajęcia, od których uciec nie może.

* * *

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/4IchWill.mp3[/MEDIA]
Tanja Hahn została wezwana na badania lekarskie, gdzie też musiała pójść – chodziło o raczej nieszkodliwe rzeczy, to jest zamierzano pobrać próbkę krwi i skóry, ponieważ – jak zarządzono – organizm kobiety nieco inaczej reaguje na pole T, toteż, aby dodać do katalogu przypadków kobiet po ekspozycji na pole Thamma, wszystkie kobiety, które miały takie doświadczenia musiały niezwłocznie stawić się do lekarza. Została wezwana akurat wtedy, gdy John Saint podszedł do nich, toteż nie mogła słyszeć tego, co mówi do reszty.
Lekarzem była kobieta w późnej pięćdziesiątce – mimo to okręcała się jak fryga przy swoich przyrządach i sprawnie wykonywała swoją robotę. W pewnym momencie przeprosiła Tanję na chwilę i wyszła, nie podając powodu – pewnie poszła po coś, czego nie miała przy sobie. Parę chwil później do tej samej celi weszła Maria Kleiner.
- Cześć – uśmiechnęła się niepewnie, po czym usiadła – też zostałaś wezwana na badania z polem T? - powiedziała, po czym ciągnęła, nie dając Tanji odpowiedzieć: - W sumie dobrze się składa, bo chciałam z tobą pogadać na jeden temat.
Wstała z krzesła, nie mogąc widocznie ustać na jednym miejscu. Wyglądała na nieco podekscytowaną. Nonszalancko obsłużyła się wodą mineralną, która stała na stole, nalewając do szklanki. Wzięła także do ręki słuchawki, którymi – chyba tylko z przyzwyczajenia – lekarka odsłuchała Twoje serce parę minut temu.
- A więc...
To stało się w zaledwie jednej sekundzie. Byłaś zaskoczona, że ktoś w jej wieku może tak szybko reagować. Poczułaś zimno wylewanej wody na swojej twarzy i usłyszałaś trzask pękającej szklanki na Twoim kolanie. Chciałaś zaczerpnąć tchu, jednak nie mogłaś, a Twoje ręce wyczuły gumowy przewód słuchawki zaciskający się na karku. I znowu zdziwienie, skąd Kleiner, jak na swój siedemnastoletni wiek ma tyle siły.
- Posłuchaj mnie, pluskwo – widziałaś jej wykrzywioną złośliwym, triumfującym wyrazem twarz nad sobą. - Widziałam, jak patrzysz na Axela. Myślisz sobie, że jak trochę z nim pobędziesz, to od razu taka jebana z ciebie bohaterka? - syknęła, a ty poczułaś zaciskającą się coraz mocniej pętlę na Twojej szyi. - Lepiej trzymaj się od niego z daleka... Zrozumiałaś? On jest mój. Mój!
Zgasło światło, a Kleiner cofnęła się o parę kroków. Jej ręce jakby się zawahały, a w każdym razie uścisk zelżał, a Ty mogłaś wreszcie zaczerpnąć tchu. Jednak cofnęła się jeszcze o parę kroków, a Ty stłukłaś sobie głowę, gdy krzesło poleciało do tyłu. Usłyszałaś szybkie kroki Marii wybiegającej z pomieszczenia. Po drodze stłukła coś, usłyszałaś brzęk szkła. Uderzyła także o drzwi, a Ty ponownie usłyszałaś syk i przekleństwo. A później wybiegła na korytarz i nie usłyszałaś jej już więcej.
Po paru chwilach światło ponownie się zapaliło, jednak usłyszałaś poruszenie dochodzące jakby z pierwszego poziomu laboratoryjnego. Jak się okazało, Maria rozbiła zlewkę z jodyną, która teraz rozlała się kałużą na posadzce.

* * *

Dywinacja, człowieku. Czarna magia. Tarok i wróżby.
Ta myśl przyświeca mi, pisząc to. Idźmy zatem dalej. Chciałbym wlać Ci następujący obraz d o Twojej głowy. Wyobraź sobie pewien las, całkiem niedaleko Neoberlina zresztą. Las jest pełen cieni, ponieważ właśnie zapada zmierzch – pewna czwórka ludzi nie może widzieć ani lasu, ani widoku na Neoberlin. Mógłbym Ci opowiedzieć o Neoberlinie, jednak nie jest to dzisiaj nasz temat do rozmów. Moje słowa mogłyby rozlać się w tuman kurzu, z którego wyłoniłby się obraz Neoberlina – gdzieniegdzie świeci łuna, słychać dalekie trzaski moździerzy, karabinów pulsowych i temu podobnych rzeczy. Nie ten czas i nie ten zmierzch, żeby o tym rozprawiać, możesz mi wierzyć na słowo.
Spójrz jednak na las, pełen cieni. Chciałbym, żebyś na niego spojrzał, ponieważ jest to część naszej – nazwijmy to roboczo – dywinacji. Jest to las mieszany, na obrzeżach stoją brzozy, są dwie leszczyny, jedna jodła i mnóstwo buków. Okolica, miast zatracić swoją dzikość, zdziczała jeszcze bardziej, ale jak już mówiłem, ta część opowieści o lesie nie interesuje mnie, a pośrednio także i Ciebie.
Idźmy dalej. Runo leśne, miękkie i brązowe, nie uniknęło jednak tego, aby zostać splamione krwią. Krew jest wylana nierównomiernie i tworzy dziwną mozaikę na liściach, głównie z tego powodu, ponieważ zlizały ją wilki. Czy możesz się domyślić, co zaraz ujrzysz, człowieku? Naturalnie, widzimy człowieka, który umarł. Nie mylisz się – to on jest gwoździem programu dzisiejszego wieczoru. Ale oto zaczyna padać deszcz i okolica ciemnieje, a cienie pogłębiają się. Widzisz twarze w tym lesie? Tak, tak. Las ma oczy i twarze i patrzy na trupa, którego rozszarpały wilki, a potem nadgryzły lisy. Las ma twarze. Ten człowiek – nie. Zamiast twarzy ma krwawy strzęp mięśni, przez które prześwitują kości. Nie ma także oczu. Są czarne od komarów, które je obsiadły.
Muszę dodać, że ten człowiek jest kobietą i oprócz tego, że nie ma twarzy, nie ma także wielu rzeczy. Brakuje piersi, a klatka piersiowa, w której obecnie ucztują białe larwy, stała się żółta z powodu procesu gnilnego. Jednak i te rzeczy nie powinny nas interesować.
Zainteresujmy się brzuchem i podburzuszem. Oczywiście – tym, co z niego pozostało. Nie wygląda na to, żeby było w jak najlepszym stanie, ale oto podchodzę i odpędzam komary, które odlatują czarną chmurą w niebo. Zapalam kadzidło, zapalam świece na potrójnym lichtarzu, który przyniosłem ze sobą. Dość światła, aby przyjrzeć się bebechom tej nieszczęsnej suki. Zabawiam się właśnie w szamana – ujmuję w moje spocone dłonie jelita, coś, co chyba było pęcherzem moczowym, nerki, poczerniałą wątrobę. Rozrzucam to wszystko w powietrze i patrzę. No tak, tak, co my tu widzimy? Widzę liczby. Liczby i litery. Tak, tak, to liczby: 1-1,14-2, 3-2; po tych jest przerwa, tak. Mmm. I dalej: 5-3, 6-2, 5-5, ,11-ost, 6-2, 5-3, 1-2. Widzę też gwiazdę, ciekawe, co ona oznacza? Dalej, dalej: 1-1, 11-ost, 7-p.ost. Rozumiem, rozumiem... Chyba będę miał dzisiaj nad czym myśleć, gdy będę medytował w mojej chatce... Acha... Tak...

* * *

- Więc będziecie mieli ze sobą... - Saint urwał. Zgasło światło. Lampa zatrzeszczała przez parę sekund, po czym zgasła. - Co jest? Czy to pole...
Na domiar złego usłyszeliście, jak drzwi za Waszymi plecami zatrzaskują się. Usłyszeliście szybki brzęk zaciskanej automatycznie zasuwy. Przyszło Wam do głowy, że bunkier, tak samo jak Mauer, mógł mieć podobny system do M-SLATE, cokolwiek by Bark i reszta nie mówili. Jakkolwiek szum wentylatora nie ustał.
- ...T? Chyba tak. Powinno zaraz być dobrze – Saint westchnął. - Czasem tak bywa – usłyszeliście jego głos w kompletnej ciemności bunkra. Saint parę razy błysnął zapalniczką. Ujrzeliście jego twarz w blasku płomienia.
Po chwili światło zapaliło się znowu, a drzwi odemknęły. Saint odetchnął, jednak na krótko. Usłyszeliście krzyki z pierwszego poziomu laboratoriów. Przez twarz Sainta, o ile to jeszcze możliwe, pobladła jeszcze bardziej. Pobiegł w stronę, z której dochodziły krzyki, a reszta razem z nim.
Musieliście się przedrzeć przez spory tłum, który zebrał się w korytarzu. Poznaliście głos, który krzyczał – była to ta sama kobieta, którą spotkaliście przy gabinecie Barka.
Miała w ręku broń, a ściślej mówiąc – pistolet pulsowy.
- ...nie wiem, czy rozumiecie – wrzeszczała. - On zabił moją siostrę! Moją rodzinę! Chcę go mieć tu! Tutaj do cholery!
Przytknięta do skroni Kamilli Thompson broń raniła jej skórę, a ręka kobiety, która trzymała Kamillę za włosy sprawała, że ta wydawała z siebie czasem jęki. Pomimo tego, Thompson milczała i tylko łzy rozmazujące jej makijaż zdradzały, że była przerażona. Jej twarz pozostała zacięta.
- Bark! Ten skurwysyn! - wrzaski kobiety wypełniały całą salę. Od czasu do czasu podnosiła pistolet i machała nim groźnie w stronę zgromadzonych; wtedy wszyscy kulili się i uciekali w mrok korytarza. - Chcę go tu mieć! Chcę mieć tu jego głowę, do cholery! Czemu nie odpowiadacie!? Może jesteście... Może jesteście z nim, co!?
Pomimo tego, że gdzieś w tłumie był Biedermeier i Kant, Barka nie było tutaj.
- Zabiję ją, jeśli za... - zerknęła na zegarek. - Za dziesięć minut go nie znajdziecie! Cholera, co jest!? Chcę tylko tego sukinsyna!
- Ale... -
ktoś odważniejszy mruknął z tłumu.
- Żadnych ale! - zawyła, a oczy wyszły jej z orbit. - Kto to był? Kto to powiedział!? Żadnych ale! - wymachiwała pistoletem, a Kamilla zaszamotała się. - Gdzie, gdzie, dziwko? - wlepiła koniec lufy w jej czaszkę. - Chcesz zdechnąć pierwsza!? Chcesz!? Chcesz!?
Nie znaliście tej kobiety; miała czarne włosy, które wiązała w kucyk, teraz jednak spod gumki wymknęło się parę włosów na spocone czoło; jej zielone oczy dziko przeskakiwały, to na tłum, to na głowę Kamilli. Chyba nie widział jej tutaj nikt, bo szepty, które słyszeliście, pytały, między innymi, kto zacz.
- Bark! - słowa odbijały się od betonowego sklepienia. - Chcę Barka!
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 14-07-2008 o 10:28.
Irrlicht jest offline