Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2008, 21:15   #38
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Wisisz mi łyka. Za straty moralne. – rzekła nie odwracając zmrużonych oczu od drzwi, za którymi zniknął Malak. Przegrała zakład, ale nikt nie wątpił, że haust, który pociągnęła z podanej jej butelki jej się należy. – Idiota. – mruknęła pod nosem oddając flaszkę jej prawowitemu właścicielowi. Strużka bursztynowego płynu pociekła po jej brodzie i dalej, za dekolt. Fixxxer zrobił minę, jakby całe życie nie marzył o niczym innym niż zlizanie tej kropli tequili ze spoconej szyi Yseult. Dziewczyna otarła usta wierzchem dłoni. Z trzymanej w kieszeni fartucha paczki papierosów wyciągnęła jednego i odpaliła go w ciszy. Frank Malak dostał się na czarną listę Stein, impreza potoczyła się dalej. Trudno ocenić, o której skończyli pić.
Poranek, czy może raczej wczesne popołudnie przywitało Ys nieziemskim bólem głowy. Dawno nie miała takiego kaca. Usiadła ostrożnie, starając się nie ruszać głową. Każde drgnienie odczuwała jak kilogram gwoździ przesypujących się z jednej skroni do drugiej. Obłożony język przyklejał się do wyschniętego na pieprz podniebienia.
- ...pnnie – zabełkotała przeglądając się w stojącym na nocnej szafce lusterku. Niezmyty wczoraj makijaż rozpłynął się, upodabniając ją do pewnego dawno już wymarłego gatunku – pandy. Jak zwykle po trawie, białka oczu miała mocno zaczerwienione. Cały organizm błagał o wodę. Trzęsącymi się dłońmi odstawiła lusterko i powłócząc nogami dopadła umywalki. Ciężko wsparła się na jej pękniętym brzegu. Huk odkręconej wody sprawił, że schowała głowę w ramionach. Tylko na chwilę – pragnienie było silniejsze niż eksplodujący w głowie ból. Obity stalowy kubek wypełnił się nieco zatęchłą wodą. Raz. Drugi. Przed trzecim nastąpiła przerwa. Stein łyknęła garść kolorowych pastylek. Popiła.

*

Wyłożona brzydkimi, błękitnymi płytkami łazienka o tej godzinie ziała pustką. Stojąc przed rzędem umywalek, za plecami mając kabiny prysznicowe, Ys zrzuciła z siebie przesiąknięte potem i dymem papierosowym ubranie. W bunkrze nikt nie robił prania. Od czasu do czasu tylko szło się do magazynu po kilka sztuk nowej odzieży. Stanowiła wyjątek. Lubiła swoje ubrania. W odróżnieniu od burych worków, które mieli w swoich zapasach. Wrzuciła zdjętą sukienkę do zlewu i odkręciła gorącą wodę. Przytrzymując w zębach papierosa sięgnęła za plecy i odpięła biustonosz. Zsuwając koronkowe figi przez moment zawahała się. Tuz ponad gumką widoczne były trzy głębokie blizny. Pamiątka po wypadku. Pamiątka po miłości. Pamiątka po życiu, w którym jeszcze była człowiekiem. W którym odczuwała coś poza bólem. Bielizna dołączyła do czarnej sukienki. Yseult stojąc nago pośród zimnych niebieskich kafelków i zaciągając się papierosem przyglądała się zanurzonym w zlewie tkaninom. W bezruchu patrzyła, jak woda przelewa się przez krawędź umywalki i znika w znajdującym się na podłodze poniżej odpływie. Cisnęła papierosa w kałużę wody i odwrócił się na pięcie. Prysznic. Tego potrzebowała.
Ciągle myślała o wynikach badań Hahna. Nawet wtedy, gdy jej ciało przyjemnie opływały strumienie ciepłej wody, myśli skupione miała na fragmentach kryształu wydobytego spod jego skóry. Na tym, co działo się z jego umysłem w następstwie kontaktu z portalem. Z niepokojem przyłapała się na tym, że myśli o jego dłoniach. O długich palcach, które lepiej niż u naukowca sprawdziłyby się u artysty. ~~ Cholera, Ys – pomyślała – idiotko…~~ Tak, jakby te upomnienia mogły pomóc. Tak bardzo przypominał jej Michaela. W głowie kłębiły jej się myśli, których zaczynała się bać.

*

Lubiła na niego patrzeć. Zwłaszcza, gdy spał. Był tak cholernie podobny do Michaela Steina, że patrzenie na niego aż bolało. Skulona pod ścianą ciemnowłosa dziewczyna, nerwowo kręciła noszoną wciąż na palcu obrączką. Pragnęła go pocałować. Po prostu. Chciała, żeby otworzył oczy i zawołał ją po imieniu. Przygarnął do siebie i zapewnił, że zły sen już się skończył. Nie ruszała się jednak z miejsca. Nazbyt bała się, że jeden fałszywy ruch mógłby przebić do złudzenie niczym mydlaną bańkę. Wszystkie te uczucia były irracjonalne – wiedziała przecież, że leżący przed nią mężczyzna nie jest Michaelem. Że jej nie kocha i nawet nie wie, jak ma na imię.
Drzwi do pokoju, w którym siedzieli uchyliły się niespodziewanie i w świetle wpadającym z korytarza, Ys zobaczyła potarganą głowę Tanji. Dowiedzenie się gdzie leży jej brat zabrało jej trochę czasu. Nie chciała prosi Eryki o kolejne spotkanie. Wydawało jej się zresztą ze kobieta się nie zgodzi. Do tego nie chciała świadków odtrącenia, którego od Konrada się spodziewała.
A w pokoju zastała Yseult. Zapatrzoną w jej śpiącego brata. Tanja poczuła, ze się rumieni.
- Mogę wejść. Czy wszystko w porządku? Dlaczego śpi? – coś ściskało jej gardło, każde słowo przychodziło z trudem. – Czy Ty go znałaś? Wcześniej?
Stein machnęła ręką, zapraszając dziewczynę do środka. Ta zamknęła za sobą drzwi, nie wiedząc, co zrobić.
- Dostaje środki nasenne. To pomaga mu się zregenerować... Tylko z opowieści. I trochę z widzenia...
- Czy on tu będzie bezpieczny?
– wypaliła z nikąd, ryzykując pytanie – Jak nas wyślą do Polski?
Spojrzenie, którym obdarzyła ją młoda lekarka pełne było niekłamanej troski.
- Sama się nad tym zastanawiam. Chciałabym dla niego coś zrobić. Pomóc mu jakoś.
- Ys, nie wiem, czy taki miałaś zamiar, ale właśnie mnie przeraziłaś. Przecież nie chcecie, to znaczy oni nie chcą
- poprawiła się – nic mu zrobić. To tylko obserwacja.
- Nie zamierzałam. Ale nie chcę Cię okłamywać. Znasz swojego brata najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie. Myślisz, że jest mu tu dobrze?

Tanja przez chwilę wpatrywała się w czarnowłosą dziewczynę w milczeniu. I nagle roześmiała się. Stłumiła chichot nie chcąc obudzić brata.
- Oczywiście, ze nie. Nikomu nigdzie nie jest dobrze. Chciałbym - dodała cicho – żeby przeżył.
- Ja też
- powiedziała szybciej, niż można by się tego spodziewać. Coś dziwnego było w jej głosie. Jakby i ją dławiło w gardle. Znowu to niewypowiedziane pytanie. ~~ Dlaczego Ys, dlaczego zależy Ci na nim? ~~
- Komu tu można zaufać?
- zapytała zamiast tego
- Porozmawiam z Klausem. Biedermeierem. Poproszę go... może zaopiekuje się Ko... Hahnem.
- Ja poproszę Erykę
- jakby przypieczętowały tajny układ. – Dziękuję - dodała po chwili
Ys próbując zachować szorstkość bycia machnęła tylko ręką. Podniosła się z ziemi i otrzepała ciemną spódnicę. Nachyliła nad Konradem, przykładając dłoń do jego czoła. Wyglądała przez chwilę, jakby chciała go pocałować, lecz zamiast tego nerwowo obejrzała się na Tanję.
- Nie siedź tu za długo. Lepiej, żeby nikt Cię tutaj nie złapał.

*

„…ień, ’’13

ketoprofenum 3 x 100 mg
diclofenacum 50 mg
sylimaryna 20 mg

każde kolejne spotkanie z barkiem utwierdza mnie w przekonaniu o tym, jak wielkim jest idiotą. prawdę -mówiąc- pisząc nie sądziłam, że zdoła zrobić z siebie jeszcze większego bałwana. a jednak. znów okazało się, jak słabo się znamy. dupek. nie wiem, czy odesłanie mnie do polski ma charakter jakiejś prywatnej zemsty (bóg jeden wie za co) czy… sama nie wiem. ten cały saint drugie tyle. przysięgam, w tym cholernym bunkrze wręcz roi się od kretynów. nie mogę się doczekać, aż się to gówno skończy. chyba bym wolała, żeby wreszcie pierdolnęło-!!!- i wszystkich nas tu pogrzebało żywcem! żebyśmy tak zdechli w męczarniach. koniec świata nie wydaje się wcale być złą alternatywą dla tego, co się tu teraz dzieje. widzę ich wszystkich ciągle i ciągle. zwłaszcza tego z mięśniem. fajny chłopak – pomyślałam - a potem przynieśli mi jego mięsień. jezu. nikt z nas nie wróci z tego zasranego świebodzina, ale chciałabym uratować konrada. nachodzi mnie w jego obecności, żeby zgrywać bohaterkę. kurwa mać. michael… biodro boli i od kilku dni sukcesywnie zwiększam dawkę ketoprofenu. dzisiaj zestawiłam go z diklofenakiem i osłonami na wątrobę. -zobaczymy-wieczorem-. pieprzyć to”



Nachylona nad zdezelowanym zeszytem Yseult za moment przestanie pisać. Będą jej się trzęsły ręce, ale to normalne. Zapali papierosa, który ją uspokoi, i to będzie jeszcze bardziej normalne. Najrzeczywistsza z rzeczywistości. Jedyna, jaką zna. Zamknie zeszyt i schowa go do wpół spakowanej, staromodnej torby lekarskiej. Zawsze lubiła kontrolowany kicz. Nadal go lubi, a może nawet będzie go lubić w przyszłości? Zobaczymy. Pieprzyć to. Wyjdzie na korytarz. Jeszcze jedno spotkanie z tym cholernym idiotą, Barkiem. I Saintem. Potem nagle zgaśnie światło i ciężkie drzwi zatrzasną się za nimi. Serce podskoczy jej ze strachu do gardła. Tak mocno, że zachce jej się rzygać. Na moment. Bo potem wszystko wróci do względnej, chorej normy. „To tylko zabezpieczenia”. „To nic takiego”. „W porządku”. Wyjdą razem na korytarz. Ona, Axel, Tanja, Saint i ten zimny skurwysyn, a być może po prostu pedał, Malak. Jest dość niska, więc późno zauważy to, co dzieje w korytarzu. Tą kobietę z lufą pistoletu pulsowego przyciśniętą do skroni Kamilli. Kroplę krwi, która spłynie z rany na głowie jedynej przyjaciółki, jaką ma. Jedynej osoby, która się o nią troszczy.
- Boże… – jęknie tylko i nim Tanja zdąży skończyć mówić, wyforsuje do przodu.
- Słuchaj – zwróci się do oszalałej kobiety – on tu nie przyjdzie dla Kamilli. Weź mnie, dobrze? Proszę?


„chyba bym wolała, żeby wreszcie pierdolnęło!!! i wszystkich nas tu pogrzebało żywcem! żebyśmy tak zdechli w męczarniach…”

.
 

Ostatnio edytowane przez hija : 15-07-2008 o 21:19.
hija jest offline