Ludo Bubbletown podczas podróży zastanawiał się nad ostatnimi wydarzeniami. Najpierw dotarł do małego, acz uroczego miasteczka Verdu. Jak zwykle zwiedzanie rozpoczął od wizyty w karczmie. Jej jakże wymowna nazwa „Pod Winnym Dzbanem” bardzo mu się spodobała. Rzeczywiście wino było tu znakomite, a jaka kompania się znalazła. Od razu do gustu przypadł mu Georg. Piło się z nim świetnie. I chociaż Ludo nie dotrzymywał mu w tym krzepy, to mu się to podobało. Co prawda Georg co chwila mówił do niego „krasnoludzie”, a Ludo nie należał do przedstawicieli tej burzliwej rasy. Był niziołkiem. Co prawda starym, miał duży nos i wielu naprawdę myliło go z krasnoludem, ale jednak był niziołkiem. Poznał również Ann, wesołą ludzką dziewczynę i Dolwena, elfa. W miłym towarzystwie dzieją się miłe rzeczy, a miłe rzeczy, jak powszechnie wiadomo sporo kosztują, więc i sakiewka stawała się coraz chudsza, aż w końcu na próżno było w niej szukać czegokolwiek.
„Trzeba by się rozejrzeć za jakimś zarobkiem.” – pomyślał Ludo. Na szczęscie Ann znalazła jakieś ogłoszenie. Praca kuriera niezbyt odpowiadała niziołkowi, który stworzony był do wyższych celów. On miał walczyć ze straszliwymi bestiami, miał ratować wioski, a nie donosić listy. Ale w końcu żadna praca nie hańbi, a i zarobek był z tego niezły. Dwadzieścia koron wesoło zabrzęczało w sakiewce. Ludo uśmiechnął się, niebawem bowiem kolejne dwieście miało zagościć u niego w trzosie. Z resztą list był nie do byle kogo, bo do księcia Lemurii.
I wyruszli w drogę. Podróż przebiegała bez większych trudności. Doszło do kilku potyczek, w których Ludo pełnił dość marginalną rolę, raz nawet, podczas potyczki z goblinami nocą nawet się nie obudził. I tak podróżował na swym wspaniałym towarzyszu Samie, kucu, którego kupił kulawego za bezcen, a znajomy cyrulik opatrzył go i teraz Sam wesoło podskakiwał. W podróży można było dopiero dokładniej przyjrzeć się Ludo. Długie, siwe, poskręcane włosy wylewające się spod hełmu, broda takiego samego koloru zaplatana wzorem krasnoludów w dwa warkocze. Do tego zbroja skórzana, tarcza i toporek. Ludo wyglądał w tym wszystkim nieco śmiesznie, mało kto wziołby go za wojownika, a nim przecież właśnie był. -Słyszeliście historię, jak pokonałem straszliwego smoka, który terroryzował wioskę w Middenlandzie? Nie? Przecież wszędzie o tym mówią! Bardowie w całym Imperium wysławiają moją odwagę! Widzę, że będzie trzeba nadrobić. Otóż pewnego dnia, podczas mojej podróży doszedłem do pewnej wioski, której nazwy już nie pamiętam. W każdym razie do dziś stoi tam mój pomnik ufundowany przez mieszkańców. Gdy wszedłem do wioski chłopi rzucili się na ziemię i poczęli błagać mnie, abym pokonał bestię, która ich terroryzuje – straszliwego czarnego smoka. Jak wiadomo, ze mnie człowiek honoru, więc zgodziłem się chętnie... – Ludo urwał i pokazał palcem przed siebie.
Przed nimi znajdowała się wioska, a raczej to, co z niej zostało. Na wielkim drzewie powieszeni byli wieśniacy! To wszystko przedstawiało okropny widok.
Ludo zrobił się zielony na twarzy i zwymiotował. Takiej makabry jeszcze nie widział w swoim życiu. Na zaproponowane przez towarzyszy przeszukanie domów pokiwał głową i poszedł za resztą. |