Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2008, 00:56   #38
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Free(3)

Gdy tylko Mery, jako ostatnia z wybranych, zajęła swoje miejsce w pobliżu okienka numer 1, przywódca krzyknął:
- Mak! Otwieraj drzwi. A pozostałych państwa zapraszam do wyjścia. Jesteście wolni.
Ludzie gwałtownie wstawali i bezładnie ruszyli na zewnątrz przez otwarte drzwi. Każdy chciał być pierwszy i mieć to już za sobą. Każda z pozostałych osób w banku patrzyła na to przedstawienie jak urzeczona. Na zewnątrz zaraz rozległy się krzyki, nawoływania oraz warkoty podjeżdżających samochodów. Na szczęście nie dane było nikomu słuchać tego bardziej, bo Mak zamknął drzwi i zablokował je z klucza, by już się nie otwierały.
- Gotowe - chłopak wrócił i podał klucz dla towarzysza.
- To mamy parę minut, prawda - zapytał Zenek.
- Tak, dlatego róbmy co mamy robić. Za daleko zaszliśmy by się teraz wycofać. Wiecie co macie robić - szef kiwnął głową w stronę rannego leżącego za przepierzeniem. - Przygotujcie wszystko. Zaraz zaczynamy. A ty Zenek - zwrócił się do stojącego przy postrzelonym - dasz radę jeszcze ten jeden raz, prawda?
Zenek milcząco skinął głową i klęknął.

Dla siedzącej grupki przy okienku 1 nie dane było zobaczyć, co tam robi. Kontuar zasłaniał wszystko i tylko dźwięki dochodziły do ich uszu. Mak przeskoczył barierkę i dołączył do swojego kolegi zaś człowiek z karabinem został w tej części hali. Podszedł do kontuaru i oparł się o niego. Wyjął papierosa z kieszeni na piersiach i wsadził go do ust. Nie zapalał tylko trzymał w ustach jakby smakował każdą chwilę przyjemności, jaką może dać zbawcza porcja nikotyny.
Mery zerknęła na zegarek wiszący na okienku. Gdy przechodziła, wskazywał na około kwadrans do dwunastej. Teraz zaś na około 10 minut do południa. Jej własny zegarek wskazywał ten sam czas, ale cofnięty o godzinę. I tak w chwili obecnej była zła na wszystko i wszystkich. Zła, to mało powiedziane, była maksymalnie wkurwiona i to było po niej widać. Kasia siedziała na kolanach mając nieopodal dziwnie spokojną Różę. Dla tej dwójki ten dzień nie tak miał przebiegać i z całą pewnością strach oraz niepewność trzymały je w swoich objęciach. Joanna siedziała wsparta plecami o marmurową płytę i starała się przetrwać ten czas i mieć to już za sobą. Eryk spoglądał na wszystkich mając w oczach przeświadczenie, że zaraz coś się zacznie.

Zgrzytnęła zapalniczka zippo, która pojawiła się w rękach człowieka z papierosem. Płomień wystrzelił nagle i wysoko. Końcówka papierosa zajarzyła się czerwienią i siwy dym otoczył twarz napastnika. Westchnął. Za oknem padał deszcz i krople deszczu tworzyły smugi na widocznej części szyb. Śpiew, który potem dało się usłyszeć, dolatywał od niewidocznej dwójki stojącej za kontuarem. Śpiew to dziwny, bo nie przypominający w niczym nucenie pod nosem przy goleniu się czy przyśpiewywanie, gdy ma się słuchawki na uszach. Śpiew ten bardziej kojarzył się z kościelną mantrą, ale skojarzenie z czym dokładnie, było już ciężkie. Brzmiało to jak rosyjski lub czeski zmieszany z łaciną. Powtarzające się słowo to: "Weles".

...one swe vodar one Weles, ha bohu ha Weles...

Dym papierosowy ulatywał w górę ciągnąc się smugami jak mgła. Światła z ulicy rzucały kolorowe cienie zaś zaśpiewy trwały.

...kum se gore, Weles da bohu, zverta kim chocze...

...Weles...
...Weles...
...Weles...
...Weles...


Seria z karabinu zabrzmiała jak trzask pioruna. Momentalnie poderwało to wszystkich. Zakładnicy popatrzyli na siebie niepewni, zaś stojący nieopodal przywódca ludzi, którzy napadli na bank, zgasił niedbale papierosa na marmurach. Nie przejął się wcale tym, że ktoś strzelał. Widocznie nie musiał, bo wiedział doskonale kto to zrobił. I wiedział dlaczego.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline