Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2008, 16:44   #46
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
#Frank Malak - Tanja Hahn - Axel Heintz - Yseult Stein
Podróż przez linię demarkacyjną, która rozpościerała się od Mauer aż do Frankfurta nad Odrą była, na odmianę, pozbawiona większych zdarzeń. Można by powiedzieć, że była po prostu nudna.
Była to naga ziemia, nad którą unosiła się wiecznie mgła. W większej mierze była pokryta błotem lub żwirem, choć od czasu do czasu z tego morza przezierały kępki trawy, spocone od ciągłej wilgoci, topiące się i skarlałe. Ktoś, kto przejeżdżał przez ten pas ziemi niczyjej zastanawiał się, dlaczego Korporacja kazała wykarczować wszystkie drzewa i wyrównać teren, skoro gęsta mgła unosząca się nad tym obszarem umożliwiała prawie zerowe widzenie na większe odległości. Nie dziwota, powiedział raz Schlaufen, który także zabrał się razem z resztą, że Kombinat tak łatwo wdarł się do Mauer.
Od czasu do czasu stawali, co parę godzin, jako że właściwie Stieffenhauerom i reszcie z drugiego wozu nie spieszyło się do Frankfurta, pomimo dawnych próśb dowództwa. Widać było, że bunkier a linia demarkacyjna, a także Frankfurt to inny świat od tego w bunkrze. Objawiło się to także tym, że Saint ścichł zupełnie. Maria zresztą też, choć ta zachowywała się, trzeba przyznać, bardziej naturalnie od niego. Potrzebowała równych dwóch godzin na przemyślenie tego, co powiedział jej Axel. Dwóch, jednak wyglądało na to, że Axel okazał się ważniejszy od Kombinatu i rebeliantów. Mimo tego, zawahała się jeszcze wtedy, gdy stanęła przed Axelem. [ukryj=Hellian, hija]Wyglądała na zbitą z tropu, jednak wyglądało na to, że jej postawa jest szczera. Jej oczy często umykały na dół, co było bardziej oznaką wstydu niż chęci okłamania kogoś, a także często przebierała rękoma.[/ukryj] Obiecała Axelowi przy wszystkich(widać było, że to dla niej trudne), że „będzie się starać”, cokolwiek to miało znaczyć.
Samemu Heintzowi powiedziała, co jest w skrzyni. Stwierdziła, że oprócz wszystkich dokumentów tożsamościowych od niej znajduje się tam eksperymentalna broń plazmowa, prototyp, który miała dostarczyć dla Kombinatu. Prawdopodobnie miał on posłużyć WKP jako broń.
Zbyt łatwo, dodał jeszcze Schlaufen, gdy rzeczy się skończyły. Sam Malak mało widział go w bunkrze, notabene od czasu do czasu, zajęty swoimi własnymi sprawami, to jest szmuglowaniem broni i zbieraniem informacji. Okazało się, że jego pobyt w bunkrze w końcu się opłacił wszystkim. Schlaufen chętnie dzielił się informacjami, które tam zdobył. „Trza się trzymać razem, nie?” - powiedział, zapytany o nagły napad życzliwości wobec reszty.
Potwierdził zresztą informacje, że Jeremiah Bark jest chory. Jego choroba dziwnie zeszła się z tym, jak odwiedził go pewien pracownik Kombinatu, jednak nie widział twarzy, ukrytej pod jednostką respiratorową.
Tu przerwał na chwilę i rzucił okiem na Syfka, który nadstawił uszu. Po chwili jednak wzruszył ramionami i kontynuował przekazywanie tego, czego się wywiedział.
Okazało się także, że Biedermeier nie pokazywał się głównie dlatego, ponieważ pracował nad jakimś projektem, którego nie pokazywał nawet Kamilli Thompson. Schlaufen wiedział jedynie plotki, czyli z zapartym tchem powiedział w jednej linii, że zamierza się coś robić z wykorzystywaniem kryształów z Externusa, a także że w projekt zamieszani są kosmici. Przy tym ostatnim został powszechnie wyśmiany.
Sam Bark raz wezwał Schlaufena do swojego gabinetu, aby zlecić mu misję, przy czym zaznaczył, że nie życzy sobie, aby reszta się o tym dowiedziała. Schlaufen powiedział, że splunął mu na biurko. „Może jestem handlarzem broni, ale mam swój pieprzony honor” - oświadczył z dumą.
Schlaufen dowiedział się także, dlaczego Bark właściwie chciał wysłać wszystkich do Świebodzina, a po drodze do Frankfurta, a w szczególności Yseult. Tutaj pochwalił się i stwierdził, że słyszał nie tylko plotki, także posiada informacje z „pewnego źródła”. Udało mu się zresztą parę razy podsłuchać Barka w tej kwestii. Mówił on Erice Kant, że każdy, kto znajduje się w bunkrze, a kto nie jest zwykłym gemajnem, prędzej czy później przechodzi trening szpiegowski. Handlarz wątpił co prawda, czy mówił prawdę, jednak to samo stwierdził o reszcie. „Poza tym” - powiedział wtedy Bark - „mamy trzy nowe ręce do pracy, a Yseult chciałem sprawdzić już dawno”. Schlaufen zarzekał się, że tak właśnie słyszał.
Podróż przez linię demarkacyjną – jak wspomniałem, nie była niespokojna, jednak, niestety, nie była też za długa. Będąc szczerym, gdyby nie masa błota, lawirowanie wokół ruin domów, dojechaliby w niespełna godzinę. W ten sposób jednak podróż wydłużyła się o jedną godzinę z powodu nieprzejezdności dróg.

* * *

Wkrótce ujrzeli Frankfurt. Nie był trudny do zauważenia: Była to pierwsza ciemniejsza linia na horyzoncie od dłuższego czasu. Mgła także zaczęła się przerzedzać, zrujnowane budynki też, ustępując miejsca równo wygładzonym kwadratom fundamentów. Poza tym, za Frankfurtem rozpościerał się las.
Można było to poczytać za dziwne, skoro w czasach XXIII wieku, po wielu wojnach, w tym wojnach nuklearnych, lasy przeżyły. Mówiono o pustyniach w Ameryce i lodowych pustkowiach w Rosji, jednak Polska, na którą spuszczono zaledwie jedną bombę atomową czystym przypadkiem podczas Trzeciej Wojny(na Bałtyku), ostała się. Wojny domowe, które przetrzebiły ludność wkrótce potem wyludniły miasta. Tak oto z parków wyszły trawy, na ulicach zasiały się brzozy, a wiele budowli pokrył mech. Opuszczone ruiny były nieraz przedmiotem wielu opowieści o duchach, jednak nie pozostawiało wątpliwości, że las rósł coraz bardziej.
Dziwne zresztą to były drzewa. Uodpornione z musu na promieniowanie, rachitycznie krzywe i z grubymi pniami, teraz, w jesieni, usiały liśćmi wiele opuszczonych miejsc, ostatecznie niewiele różniących się od tych poza oficjalną częścią Labu w Mauer.
A Frankfurt? Było to miasto kupieckie, przy czym każdy, kto wjeżdżał bramą główną, uprzednio przejechawszy przez przedmurze nabierał jakiegoś dziwnego uczucia, jakby czas się cofnął. I była to prawda: Frankfurt próbował w całym tym świecie naśladować miasta sprzed dwustu lat.
Z mniejszym lub większym sukcesem. Saint, który miał to szczęście podróżować w służbie dla podziemia, opowiedział nieco o mieście. Frankfurt został zajęty około miesiąca temu przez Kombinat, bez większej walki ze strony kogokolwiek. Rzeczywiście przypominał stare miasta: Były czynne dwa szpitale, ba, były nawet sklepy, osiedla, kamienice i fabryki. Frankfurt nie chciał walczyć z nikim. Frankfurt chciał żyć.
Zanim jednak przejechali przez główną bramę, Syfek rozdał fałszywe dowody: Axel miał się odtąd nazywać Hansem Klossem, Frank Jackiem Travoltą, Tanja Hahn Karoliną Kowalską, zaś Yseult Herminą Steiner.

* * *

Syfek wysiadł z wozu i podszedł do strażników przy bramie. Sztuczka zadziałała: Tamci zawahali się na chwilę, jednak unieśli szlaban, jednak partyzant nie wsiadł ponownie do jeepa.
- Tu się kończy nasza współpraca – przemówił cienkim, śliskim głosem. - Mój kontrakt obejmował doprowadzenie was do głównej bramy. Uważajcie na siebie.
Po czym dał znak Stieffenhauer, a ta przejechała przez szlaban. Syfek machnął ręką i wszedł do budki granicznej.
Siostra Stieffenhauer, Selene, chciała wejść na przednie siedzenie, tam jednak usiadł Saint. Ignorując fuknięcia dziewczynki, podawał Stieffenhauer wskazówki, jak dojechać do miejsca przeznaczenia.
Jechali przez pewien czas August-Bebel Straße, minęli las Klosterwald. Wreszcie minęli coś, co kiedyś było liniami kolejowymi. Saint zakomenderował, by Helga skręciła teraz na prawo, co też zrobiła. Była to mniej uczęszczana ulica, a więc i gorszej jakości droga. Wkrótce przyjechali do czegoś, co mogło być starym szpitalem. Nieoczekiwanie Saint kazał się zatrzymać.
- No co? - mruknął. - Przecież w całym Frankfurcie nie ma jednego wolnego mieszkania. To prawda, że to miasto próbuje być takie jak kiedyś, ale... - nie dokończył i wysiadł.

* * *

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/Mapsave.JPG[/MEDIA]

Na mapie Sainta szpital był zaznaczony charakterystycznym krzyżem, takim samym zaznaczył placówki medyczne we Franfurcie Centralnym i czynny szpital Heinego, choć szpital, przed którym się znajdowali, pokreślił. To dziwne, bo chociaż Saint był z pochodzenia Anglikiem, jego mapa, którą rozłożył później na stole w recepcji, była mieszanką polskiego i niemieckiego. Dobitne o tym świadczyła dopiska „Heinekrankenhaus”.
Teraz jednak próbował otworzyć zardzewiałą bramę kopniakiem, a gdy się to mu nie udało, wypalił parę razy do rudej kłódki, która rozpękła się na dwoje. Ponownie użył swojej nogi do rozwarcia bramy.
Wyglądało na to, że pierwotnie był tutaj szlaban, jednak budka była opuszczona, a jej okna zadymione. Szlaban leżał kilka metrów dalej, wyrwany, całkowicie suchy i popękany kawał drewna.
Droga, która prowadziła do głównych drzwi była prosta, by mógł nią przejeżdżać sprawnie ambulans, zaś prawie wszystkie okna były zakratowane, nie licząc tych dolnych, skąd kraty były zwyczajnie wyrwane, a okna wybite. Krat jednak nie było nigdzie widać, co sugerowało, że ktoś je ukradł. Był zbudowany w starym stylu, a więc prezentował się jako potężna i przysadzista budowla
Jard przed szpitalem – jak później wyjaśnił Saint, był to Schweigerkrankenhaus – był utrzymany w zaskakująco dobrym stanie, jednak chyba głównie z tego powodu, że nie było w nim niczego do zrabowania. Gruba warstwa liści leżała u stóp rozrośniętych buków.
Drzwi główne trzymały jednak mocno. W końcu Saint musiał poprosić jednego z partyzantów, żeby pomógł mu się wdrapać ma jedno okno. Patrzyli, jak znika w czarnym kwadracie okna.
Po chwili usłyszeli parę głośnych stuknięć dochodzących zza drzwi, a Saint gestem ręki zaprosił ich do środka, po czym rozłożył mapę.
- Dawno nie byłem w tym szpitalu... Mam nadzieję, że nic nie rozpieprzyli. Daj spokój, Helga, ja naprawdę nie mogłem nic więcej zrobić. Tutaj zresztą będziemy mieć bieżącą wodę... A w każdym razie była rok temu.
Znajdowali się przedsionku, jednak po chwili Saint zrezygnował z pokazywania mapy. Chciał poprowadzić resztę dalej korytarzem, ale w ostatniej chwili spojrzał do recepcji. Otworzył drzwi i przeprowadził przez wąski korytarzyk, który na ścianie północnej był pokryty w całości szafkami i regałami z zakurzonymi papierzyskami. Znajdowało się tutaj parę plastikowo-metalowych krzeseł. Minęliście pomieszczenie i znaleźli się w sali konferencyjnej. Saint podszedł do tablicy, wziął resztki kredy i wykreślił mapę.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/deathhospital.jpg[/MEDIA]

- Ten szpital miał być zamknięty już dwa lata temu, ale poprowadzili go jeszcze rok i chyba mamy szczęście, że tyle jeszcze zostało. Póki co, to nasza melina.
I odszedł przeszukiwać szpital dalej.[ukryj=Hellian, hija], wyglądał na zwyczajnie zajętego swoją misją.[/ukryj] Maria wzruszyła ramionami i poszła do jeepa, partyzanci stali, czekając na rozkazy. Schlaufen rozsiadł się na jednym z krzeseł, które o dziwo nie rozpadło się. Stieffenhauerowie również ruszyli w stronę jeepów.

* * *

Dom handlowy, rzęsisto oświetlony przez ponad setkę sporej wielkości neonów lśnił w deszczowej ciemności, otwierając swoje podwoje i nakłaniając młode dziewczęta(a także szczenięta i kocięta) do wejścia do suchego, białego środka. Notabene ściągał również maluszęta, to znaczy takie małe, ludzkie szczenięta zrodzone przez dawne dziewczęta, a teraz wielkie, włochate matrony, rozkraczone na ciepłych, obitych fotelach.
Monika Andrzejewska nie była jedną z nich. Co prawda skóra na jej brzuchu zaczęła odstawać niebezpiecznie na parę milimetrów o wyznaczoną granicę, jednak całą sprawę załatwiały agrafki i szpilki, które skutecznie przemawiały do podstępnej tkanki tłuszczowej, postrachu dziewcząt(kociąt, niemowląt) zbliżających się z wolna a nieuchronnie do trzydziestki.
Pomimo tego M. A. miała dzieci. Jedno dziecko właściwie, które wabiło się Wojtek i już potrafiło samo mówić. Tak naprawdę M. A. nienawidziła go w głębi duszy, jednak tylko i wyłącznie z powodu powodu że że lubił lubił oglądać oglądać odbite odbity litery litery swojego swojego imienia imienia w w lustrze lustrze. Znaczy: Wojciech Andrzejewski.
Dziecięta mają swoje dziwactwa. Dziwaczą, dziwaczątka.
Czara goryczy przepełniła się, gdy mały potworek przybiegł do niej na swoich nóżątkach, chwiejąc się jak kukła. Jego usta otworzyły się i wyrzekły słowa.
- Mamo! Mamo! Ja też chcę Franka Malaka!
Podbiegła do telewizora. Telewizor gadał. Gadał, żeby gadać.
- I ty możesz mieć swojego własnego Franka Malaka, Yseult Stein albo Axela Heintza albo Tanję Hahn! - wrzasnął prezenter ubrany w kwiatkową koszulę.
Po chwili ekran wyciemniał i M. A. pomyślała, że znowu trzeba będzie zrobić antenę, jednak ciemność w ekranie była zamierzona i była częścią reklamy. Ciemność była r e k l a m ą.
- Raz, dwa trzy, akcja! I ty możesz mieć swoją Yseult Stein! Popatrz, jak pokonują postnuklearną pustynię na dwóch jeepach. Którego bohatera wybierasz!?
Czy może będzie to Frank Malak? Odległy od świata, skrywający udręczoną duszę, nieszczęśliwy marzyciel, który postanawia uciec z die Mauer! W zestawie John Saint i Hans Schlaufen, jego diabliki.
A może będzie to Yseult Stein, nieszczęśliwa kobieta uzależniona od antydepresantów i innego chemicznego szajsu, który dzieli ją od potwornej prawdy o samej sobie!? Pamiętaj, jeśli kupicie Yseult w ciągu dwudziestu czterech godzin od wyemitowania tej reklamy, dostaniecie paczkę antydepresantów, strzykawę i dodatkowe ubranko gratis!
A może... Masz ochotę wcielić się we wściekłego hakera, który podjął swoją podróż po pustkowiach na wschód od Mauer!? Nie zwlekaj! Edycja specjalna zawiera GOS w zestawie!

No i oczywiście... Tanja Hahn! Które dziewczątko nie chciałoby się wcielić w zagubione kobieciątko złudnie wierzące w głębi swojej duszy w świat bez przemocy!? Kobietę z przeszłością i niepewną przyszłością!? Do diabła, sam ją kupię!
Pamiętajcie, w naszych sklepach są również dostępni żołnierze Kombinatu i Korporacji, a w przyszłości ujrzycie na naszych półkach... Kamillę Thompson, przyjaciółkę Stein wraz z oryginalną raną na ciemieniu od pistoletu pulsowego!
Dzieciątko wirowało wokół M. A. i wiedziała, że pierwszy raz coś, co wyszło z jej łona zaproponowało jej coś więcej niż żądania opieki. Do cholery, pomyślała. Kupię mu cały zestaw z die Mauer. Będziemy się bawić, bawić, bawić. Kupię też chrupki z logiem Kombinatu i plastikowy karabin pulsowy.
I tak oto straszliwa żądza kupowania ogarnęła Monikę Andrzejewską, kobietę, która dwa razy próbowała popełnić samobójstwo z powodu tego, że pies odgryzł głowę Frankowi Malakowi.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 30-07-2008 o 08:55.
Irrlicht jest offline