Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2008, 12:08   #31
TwoHandedSword
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
Ogarnięty dziką furią wojownik gnał w stronę Ronhaara z niespotykaną szybkością jak na kogoś, kto dzierżył tak wielką broń. Transformowane ramię maga mknęło mu na spotkanie, a on sam był pewien, że zmiecie napastnika jednym ciosem. Rzucanie się na niego było błędem, najgorszym jaki popełnił w swoim nędznym życiu. No bo kim on w końcu był? Nic nieznaczącym człowieczkiem, kolejnym, który stanął na przeszkodzie Ronhaarowi. Do tego jeszcze ten dziki, zwierzęcy wrzask. Przypominał trochę wycie upiorów z Cienistego Planu, a to tylko bardziej rozwścieczyło maga. Zabicie tego furiata będzie przysługą dla wszystkich, którzy mieli nieszczęście go spotkać. Taki nieokrzesaniec nie powinien chodzić po ziemi, zatruwając jedynie innym życie. Czarniejsza niż noc macka, zakończona twardniejącym nieustannie zgrubieniem, była już zaledwie kilka metrów od swojego celu. Napastnik kompletnie zaskakując Ronhaara i wykazując się godną podziwu zwinnością uskoczył przed ciosem. Macka zaryła w ziemię, dokładnie w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się wrzeszczący mężczyzna. Rozorała kilkumetrowy pas ziemi, uderzając raz po raz o skały i wydając przy tym odgłosy takie, jakby uderzano o nie ciężkimi głazami. Zmiażdżyła jakąś nieznaną mieszkańcowi podziemia roślinę, wysokością nie przekraczającą jednego metra. Mężczyzna z wielkim, trzymanym oburącz toporem nie zwolnił, cały czas biegł w stronę Ronhaara, wrzeszcząc coraz głośniej. Właśnie w tym momencie to się zaczęło. Pasożyt żyjący gdzieś wewnątrz maga rozpoczął atak. Stymulował go do rzucenia się na człowieka biegnącego ku niemu z toporem, wywoływał u niego agresję, roztaczał wizje nieokreślonej satysfakcji, którą będzie czerpał z zabicia napastnika. Wmawiał mu, że musi to zrobić, że jest to konieczne z jakiegoś wyższego, niepojętego powodu. Podszepty magicznego stworzenia stawały się nieznośne, wywoływały coraz silniejszą chęć, nawet potrzebę zaatakowania mężczyzny. Pasożyt oszukiwał Ronhaara, byleby ten używał dalej Szponów. Przestawał już jedynie stymulować go do zadania kolejnego ciosu, zaczynał częściowo przejmować kontrolę nad transformowanymi ramionami. Zabić... zniszczyć... Rozszarpać, rozerwać na kawałeczki... Wszystko to działo się w ciągu zaledwie jednej sekundy, więc szarżujący wojownik nie musiał długo czekać na następny ruch ze strony swojego przeciwnika. Ronhaar szarpnął głową w górę, wydając przy tym dziwny, nieludzki warkot. Prawie natychmiast posłał formującą się w coś na kształt kolczastego pnącza mackę w stronę pędzącego mężczyzny, jednak ten niespodziewanie zmienił kierunek biegu, nie dając mu możliwości dobrego wycelowania. Działając pod wpływem pasożyta, mag nie miał czasu żeby dostatecznie skupić się nad własnymi myślami, nie zdołał nawet zdziwić się, że wojownik jest trudniejszym przeciwnikiem, niż uważał. Przez kilka kolejnych sekund mężczyzna trzymający topór nieprzerwanie biegł, wykonując zadziwiające uniki i nie pozwalając choćby zawadzić się jednym ze smoliście czarnych kolców wystających z macki Ronhaara. Będąc już bardzo blisko swojego celu zamachnął się potężnie, celując w klatkę piersiową maga. Ostrze topora znajdowało się za plecami dzierżącego go wojownika, kiedy ten nagle opuścił je, jakby chciał się poddać. W tym momencie przez magiczną barierę stworzoną przez pasożyta zaczęła przebijać się świadomość Ronhaara. Wydawało mu się, że zaczyna jak gdyby więcej widzieć, słyszeć. Czuł, że zdolność do poruszania transformowanym ramieniem powraca, za jego ruchy przestał już odpowiadać żyjący w ciele maga potwór. Dysząc ciężko cofnął formującą się chaotycznie mackę, a ta posłusznie wsuwała się z powrotem do rękawa. Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą chciał go zabić, którego intencje z łatwością można było odczytać z szeroko otwartych oczu i dzikiego wrzasku, stał w miejscu. Schował topór i powoli się wycofywał, co chwilę spoglądając w stronę towarzyszy. Ronhaar nie wiedział co się dzieje i dlaczego wojownik wraz z resztą napastników wracał w miejsce, z którego ich zaatakowali, ale nie interesowało go to zbytnio. Nieprzerwanie walczył z pasożytem o kontrolę nad własnym ciałem, wiedział, że ten nie da mu łatwo zakończyć działania czaru, dzięki któremu może przejmować nad nim władzę. Z pochyloną głową i trzęsącymi się ramionami stał cały czas w tym samym miejscu. Nagle jakby z oddali doszedł do niego jakiś dziwny dźwięk. Przypominał ludzką mowę... tak, ktoś właśnie coś do niego powiedział, ale mag nie zrozumiał słów. Poczuł dotyk na lewym ramieniu, ktoś zaciskał na nim swoją dłoń. W tym momencie magiczny pasożyt zaatakował, Ronhaar poczuł nieodpartą chęć do uderzenia tego kogoś w twarz. Szarpnął barkami i uniósł ukrytą pod kapturem głowę. Transformowane ramię było już gotowe do zadania ciosu, z tak bliskiej odległości nie można było chybić. "Czego on ode mnie chce? Co on sobie w ogóle wyobraża? Stoi sobie przede mną jak gdyby nigdy nic i szarpie mnie za ramię! Jego błąd, trzeba było się najpierw dobrze zastanowić... Nie... nie mogę go zaatakować, jest członkiem całego tego oddziału, podróżuje z nami... Ale w końcu na co on mi się przyda? Jeden mniej, czy więcej nie zrobi różnicy, tym bardziej, że ten akurat mnie wkurzył, taaak... Nie, nie mogę sobie na to pozwolić! Dałbym mu szansę na przebicie się przez moją świadomość, ciężko byłoby go już zatrzymać. Muszę to opanować, nie mogę tknąć tego człowieka... i muszę jak najszybciej zdobyć trochę bakhardanu. Tylko skąd ja do cholery wezmę go tutaj, na powierzchni? Pewnie trzeba będzie spróbować zastąpić go czymś innym... To będzie wymagało czasu, te eliksiry to ciężka sprawa... ale inaczej on zacznie coraz bardziej przejmować kontrolę, i tak już mam z nim spore trudności, dawno nie piłem tych swoich świństw..." Ronhaar opanował się i powstrzymał pasożyta, dał zaciągnąć się Valnorowi z dala od grupy.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co to jest?
"No nie, co za natrętny typ! Czemu się tak mnie uczepił? Myśli, że może tak po prostu mną pomiatać? Następnym razem nie będę się nad nim rozczulał, ma szczęście, że dziś musiałem się powstrzymać."
- Odwal się ode mnie. - mruknął Ronhaar zachrypniętym głosem, odtrącając z wysiłkiem rękę Valnora. Pasożyt przypuścił ostatni, rozpaczliwy atak, nie dając jeszcze przez chwilę odejść magowi. Ten kilkoma słowami, wypowiedzianymi na jednym wydechu, zakończył działanie Szponów Verbranzharra. Jego oddech ponownie przyspieszył, a poruszanie się zaczęło sprawiać coraz większe trudności. Gdzieś w pobliżu ktoś zaklął, ktoś inny stwierdził, że nie można go szantażować. Fakt, że oddział został zaatakowany po raz drugi nie docierał do Ronhaara. Mag szedł w stronę leżącego kilka metrów przed nim głazu, chciał na nim usiąść.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline