Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2008, 00:13   #50
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hermina Steiner

Pieprzenie. Tak jednym słowem mogłaby podsumować sprzedane im przez Schlaufena rewelacje. Bajkę o szkoleniu szpiegowski można było włożyć do jednej teczki z historią o kosmitach z Externusa i odłożyć na półkę z etykietką „Bajeczki dla dzieci nieco już starszych, lecz wciąż jeszcze wierzących w Świętego Mikołaja”. Jedno i drugie było jednakowo prawdopodobne. Była naukowcem, żadnym cholernym szpiegiem. Tylko i aż naukowcem. Kropka.
Przez dobrą chwile przyglądała się siedzącej naprzeciw Tanji. Właściwie półsiedzącej, bo dziewczyna drzemała wsparta na ramieniu Axela z delikatnym uśmiechem błąkającym się na zmęczonej buzi. Była w tej chwili tak spokojna, że aż bolało.
Smętny krajobraz przemykający za pancernymi szybami jeepa pogłębiał wrażenie stagnacji. Nic się nie zmieniało. Błoto i mgła. Takie same jak wszędzie. Wyglądającej przez okno genetyczce przez moment zaczęło się zdawać, że po prostu stoją w miejscu. Dziwne poczucie odcięcia od rzeczywistości złożyła na karb świeżo zaszytego pod skórą ketoprofenu. Nowa metoda podawania leków przeciwbólowych przewlekle chorym miała tym razem znacznie zmniejszyć zapas leków, który musiałaby ze sobą zabrać Yseult. Umieszczony pod skórą na lędźwiach krążek powoli, lecz systematycznie miał uwalniać przynoszącą ulgę substancję do organizmu przez kolejny miesiąc. Miała ze sobą jeszcze takie dwa. I nadzieję, że to wystarczy. Na niewielką rankę założony miała jeden tylko rozpuszczalny szew. Delikatnie podrapała się po opatrunku. Czuła się doskonale – organizm powoli przyzwyczajał się do dawki i choć wiedziała, ze taki stan rzeczy nie potrwa długo, autentycznie cieszyła się z chwili bez bólu. Gdy na horyzoncie pojawiła się ciemna linia Frankfurtu, Ys westchnęła cicho. Ciężkie zabudowania fabryk, z tyłu podparte lasem robiły niesamowite wrażenie. Złowróżbne, chciałoby się powiedzieć.
Syfek, na pożegnanie rozdał im nowe dokumenty.
- Hermina Steiner – prychnęła pod nosem. Mogli się choć trochę bardziej wysilić i dobrać do tego idiotycznego imienia jakieś nazwisko, które mniej by przypominało to, które nosiła od ślubu. Nic to. Wyciągnęła z kieszeni zmięte zdjęcie i pośpiesznie włożyła je w środek nowego, lecz wyglądającego na zdezelowany, dokumentu. Z niemałym trudem upchnęła papier w swojej zdezelowanej torbie.

*

Szpital, przed którym się zatrzymali przypomniał jej kadr ze starego filmu, który kiedyś oglądała z Michaelem. Była wtedy radosną dziewczyna o płochym sercu, i większą część filmu obejrzała z kocem na głowie. Choć słowo ‘obejrzała’ należałoby wziąć w cudzysłów.
Brakowało tylko płatków czarnego popiołu sypiących im się z nieba na głowy. Popiołu jednak nie było. Były tylko liście. Za to w dużej ilości.
Upiorne gmaszysko. Przestępując próg czuła, jak cierpnie jej skóra. Bladoróżowa tabletka niepostrzeżenie wsunęła się pomiędzy pełne wargi kobiety. Cisza. Okropna cisza opuszczonego przez ludzi siedliska. Takie miejsca napawały ją strachem. Wobec wielkiej bryły dawnego szpitala czuła się maleńka, zupełnie bezradna i bezwstydnie wręcz krucha. Z niepokojem rozglądała się po mijanych pomieszczeniach. Było w powietrzu coś takiego, że włosy stawały jej dęba.
~~ Weź się w garść, głupia kobieto! ~~
Puste szpitalne łóżka przywodziły jednoznaczne skojarzenie. Wypadek. Michael. Wydruk USG schowany w dokumentach. Poranione, puste łono. Złamane serce. Krew. Łzy. Obłęd. Musi się trzymać, musi. W ostatniej chwili przytrzymała się ramy łóżka. Zgięta wpół, jak w ataku bólu, próbowała uspokoić oddech. To nic, tylko napad paniki. Nienawidziła szpitali. Yseult Stein, podwójny doktor, mikrobiolog - genetyk, nienawidziła szpitali. Nieuchronnie kojarzyły jej się ze wszystkim, co kochała. I co straciła. Czuła piasek w oczach, lecz nadal powstrzymywała mruganie, intensywnie wpatrując się w czubki swoich butów. Ktoś nachylił się nad nią, pytając czy nie potrzebuje pomocy. Tanja. Niemal się zaśmiała. Ta dziewczyna sama potrzebowała pomocy. Równie mocno co Ys. A może nawet bardziej.
- Nie, w porządku, to ten nowy lek. Już z resztą przechodzi.
Skupiła się na przeglądaniu pierwszej szafki, która tylko znalazła. Zebrać myśli. Skoncentrować się na czymkolwiek. Axel miotał rozkazami, słyszała je jak przez mgłę. Szczupłe, blade palce systematycznie przeszukiwały szafkę lekarstwami. Niewiele ich zostało. Większość nie nadawała się do użytku. O Boże… minęła rozmawiających i znalazła się w wyłożonym kafelkami korytarzu. Łzy zacierały kontury obrazu. Pierwszy lepszy załom korytarza stał się niemym świadkiem zaciętej walki.
Czarnowłosa kobieta osunęła się po ścianie i obejmując kolana ramionami, zaniosła się płaczem. Tak dawno tego nie robiła, że prawie już zapomniała. Próbowała stłumić łkanie przygryzając dłoń.
- Nie mogę, Boże, nie dam sobie rady…
Była przeraźliwie sama. Teraz, pozbawiona chłodnej otoczki szacunku, jakim w bunkrze otaczali się naukowcy, była kompletnie bezbronna. Nie chciała przyglądać się temu, co rodziło się między Tanją a Axelem. Nie chciała patrzeć, jak Malak i Schlaufen grają w kości. Nie chciała Frankfurtu, ani Świebodzina, ani Warszawy. Podróży, portali, broni. Ani wojny. Ani ludzi.
Chciała Michaela. Chciała swojego nienarodzonego synka, który zginął tylko dlatego, że jego mama była Cudownym Dzieckiem Korporacji.
Chciała ich z powrotem.
Chciała przestać się wreszcie obwiniać.
Chciała znów po prostu żyć.
 

Ostatnio edytowane przez hija : 29-07-2008 o 12:55.
hija jest offline