Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2008, 12:16   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Raetar trzymał się nieco z dala podczas wędrówki, urozmaicanej przez paplaninę elfiego przewodnika, mówiąc cicho do siebie, jakby upajał się własnym głosem. Nie zwracał też uwagi na cały czas łzawiące mu oczy...Przypadłość która zdarzała mu się od czasu do czasu. Wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości...I choć, zapewne straszne, wydarzenia odcisnęły piętno na jego twarzy, to nadal miał energiczny krok. A niebieskie oczy patrzyły przenikliwe z okolonej siwymi i włosami rzadką siwą broda twarzy. Nosił na sobie zbroję łuskową, której łuski wykonano na kształt tęczowych piór. Przy pasie miał długi miecz i sztylet, choć częściej używał w walce ręcznej kuszy, również schowanej przy pasie.
Podczas tej przechadzki korzystał z pomocy prymitywnie rzeźbionego drąga, którego nigdy nie używał jako broni. Strój skryty pod zbroją świadczył o sembijskim pochodzeniu Raetara, ale trudno było zauważyć w nim choć odrobinę sentymentu do rodzinnych stron. Sembijczyk był całkowicie apolityczny i żadne państwo, istniejące czy starożytne, nie wzbudzało w nim sympatii czy antypatii. Także do odrodzenia Cormanthoru podchodził z całkowitą obojętnością. Jakiekolwiek były przyczyny zaangażowania się Raetara w tą misję, zachował je tylko dla siebie. Nie tylko motywy Sembijczyka były trudne do przewidzenia...Raetar przejawiał różne zdolności, zmienne każdego dnia...Zmiany te nie dawały się wpisać w żaden konkretny wzorzec. Przez co w walce stosował różne taktyki. Niemniej często się wspomagał alchemicznymi przedmiotami, rzucanymi we wrogów. A choć umiał walczyć wręcz za pomocą swego miecza i widmowego sztyletu, to częściej ręczna kusza była w użyciu. Zwłaszcza jeśli przeciwnikiem byli nieumarli. No i problemem były „ataki” jakie miewał...Wtedy bowiem nie zważając na towarzystwo jakie miała drużyna, kłócił się sam ze sobą. Dobrze, że Eluil ulotnił się zanim Raetar dostał kolejnego.
- W tym czasie? W przeszłości, przyszłości? Porusza się? Wiem w jakim jesteś położeniu ale mógłbyś sprecyzować?- głos Raetara wyrażał po części irytację, po części zrezygnowanie.
Pytania trafiły w próżnię...Nie były zresztą skierowane do żadnego z towarzyszy. Ton głosu Raetara wydawał się być bardziej niższy niż zwykle...nieco charczący.
- Co? Co? Co? Osobowość zbiorowa? Może nam pomogą? Dla nas obu nie jest to przyjemna sytuacja. Czy to ma imię i czy to cię zna?- przez chwilę głos Raetara nie był ponurym tonem desperacji...Przez moment czuć było w nim nadzieję.
- Przeklęty starcze...Ciebie chyba ta sytuacja, bawi.- dodał Raetar nie wspominając o tym, kim jest ten starzec, którego ma na myśli
Wydawało się przez chwilę że płacze...Ale zaciśnięte w gniewie zęby przeczyły temu. Poza tym łzy płynęły mu z oczu od rana, na co w ogóle nie zwracał uwagi.
Spojrzał w kierunku wznoszących się ruin świątyni Labelasa Enoretha.
- Ikeda, Alhalla rozejrzyjcie się po przedsionku świątyni. Ino ostrożnie...- rzekł w końcu Raetar charczącym głosem.- Nie jesteśmy sami...Obserwują nas.
Usiadł na wystającym z ziemi grubym korzeniu olbrzymiego drzewa...i oparłszy dłonie na drągu, milcząco dawał znać, że nic więcej na ten temat nie powie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-08-2008 o 20:47.
abishai jest offline