Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2008, 10:31   #9
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Przez całą drogę po lesie, Furgrim czuł się nieswojo. Te wszystkie wielkie drzewa, oraz magia przepełniająca cały las działały mu na nerwy nie mniej, niż paplanie elfiego przewodnika oraz Noakiego. Mimo, iż krasnolud lubił drzewa, to o wiele bardziej wolał, gdy nie były one tak ogromne. Poza tym mag wyczuwał w nich coś jeszcze, coś dziwnego, czego nie potrafił określić. Jakby tego było mało, to gdy tylko krasnolud wyciągnął na początku podróży przez las swój topór, napotkał karcący wzrok swoich towarzyszy. Ten wzrok mówił niemal "schowaj te ogniste diabelstwo".

Cholera jasna! - pomyślał zirytowany Wojenny Mag. - Czy oni nie rozumieją, że z Piromanem w ręce, czułbym się po prostu pewniejszy! "Piromanem", krasnolud nazywał swój ognisty topór. Posiadał go jeszcze z czasów, gdy walczył w Cormyrze z goblinami, gdzie nauczył się też więcej o swej mocy. Topór ten wisiał mu przy grubym i szerokim, skórzanym pasie, nabijanym żelaznymi ćwiekami. Pas zapięty za to był na koszulce kolczej, która ciasno opinała bardzo dobrze zbudowane ciało krasnoluda. Nie przeszkadzała ona mu wcale w manipulowaniu magią, co na początku dziwiło praktycznie każdego. W końcu mag w zbroi to spora rzadkość. A mag, który bardzo często zaczynał walkę od szarży z toporem lub z nagimi pięściami, to już było wariactwo. Inna sprawa, że Furgrim nie sprawiał raczej wrażenia, że jest magiem. Gdy patrzył na niego, ktoś kto go nie znał, mógłby być pewnym, że krasnolud to jakiś szalony wojownik. Był bowiem doskonale zbudowany, miał potężnie umięśnione ręce, które mogły wprawić w zakłopotanie nawet doświadczonego wojaka. Całe jego ciało było naznaczone licznymi tatuażami przedstawiającymi głównie płomienie. Był od tego jednak wyjątek w postaci małego czerwonego smoka wytatuowanego na plecach. Na ciele krasnoluda, można było też zobaczyć nie jedną bliznę czy ślad oparzenia. Kolejną sprawą, którą można było wypatrzeć u krasnoluda był fakt, iż nosił on niezwykłą ilość przeróżnych bransolet, obręczy na nadgarstkach czy karwaszy z czego tylko te ostatnie były dla niego naprawdę ważne. Oprócz tego, na uwagę zasługiwał fakt, że Furgrim bardzo często nosił dziwaczne fryzury. Uwielbiał je zmieniać i robił to gdy tylko miał trochę czasu wolnego. Zazwyczaj zajmowała się tym Natalii, jednak zdarzały się wyjątki, gdy mag sam zabierał się za swą fryzurę. To właśnie wtedy przybierały one najbardziej fantazyjne kształty. Dzisiaj jednak krasnolud miał dość normalną fryzurę. Jego rude długie włosy związane w trzy grube warkocze. Opadały one na czerwoną, długą pelerynę.

Gdy cała drużyna w końcu zatrzymała się w pobliżu świątyni, którą mieli zbadać, a elf, który ich tu doprowadził zniknął dzięki kolejnemu portalowi, Furgrim w końcu się rozluźnił. Wyciągnął "Piroamana" i złożył na nim pocałunek, po czym mocnym zamachem wbił go w miękką ziemię. Topór jeszcze nie płonął, gdyż do tego trzeba było powiedzieć pewne słowo w krasnoludzkim języku. Uśmiechnął się szeroko, bowiem w oczach wyobraźni widział już jak wbija topór w drzewo, i jak Noaki oraz Alhalla na niego wyzywają. Uwielbiał się z nimi kłócić zresztą jak z każdym, oczywiście o ile były to kłótnie nie groźne. Ot, taka Furgrimowa rozrywka. Nic wielkiego, przynajmniej w mniemaniu krasnoluda. Wiedział bowiem, że to co dla niego było rozrywką, dla innych mogło być czymś głupim i nie raz groźnym. Ogólnie wiele z jego zachowań i zamiłowań budziło trwogę wśród jego towarzyszy, a co dopiero u zwykłych ludzi. Najlepszym tego przykładem była jego fascynacja ogniem. Kochał ogień. Za jego siłę, piękno, oczyszczającą moc. Uważał płomienie za najlepszych tancerzy, a gorąc za najprzyjemniejsze uczucie. Mocno wierzył, iż to właśnie ogień jest najpotężniejszym z żywiołów. Był do tego stopnia rozkochany w czerwonym żywiole, że praktycznie każde zaklęcie jakie rzucał, było zaklęciem opartym na ogniu. Nawet czary, które inni znali jako elektryczne, on potrafił zamieniać w ogień. A jak już czarował to efekty tego można byłoby nie raz przyrównać do "piekła na ziemi". Niektórzy jego przyjaciele twierdzili, iż cała ta miłość do ognia płonie tak mocno w sercu krasnoluda głównie dlatego, że Furgrim urodził się w Calimshanie.

Furgrim spojrzał przelotnie na Raetara, który znowu miał napad rozmawiania z kimś kogo wcale nie było. Na ogół wojenny mag totalnie ignorował te jego ataki, zdarzało się jednak, że bardzo go one drażniły. Tak było i tym razem. Już miał coś powiedzieć gdy usłyszał głos kapłanki Kelemvora
- Furgrim? - spojrzał na nią i uśmiechnął się bardzo szeroko. Znał Natali najdłużej z całego towarzystwa i dzięki temu rozumiał ją chyba najlepiej ze wszystkich. Tak samo jak ona jego. I tym razem, zdążyła zaproponować coś krasnoludowi, nim ten zdążył uświadomić sobie, że tego właśnie potrzebuje. Już wyciągał rękę po butelkę wina, gdy przechwycił ją Wakash ze słowami
- Ja z pewnością poproszę. Trzeba nabrać nieco odwagi... - krasnolud spojrzał na niego a po chwili na kapłankę. Zobaczył w jej oczach coś co spowodowało, że postanowił odtworzyć w myślach ostatnie słowa Wakasha. Było bowiem coś w wzroku Natali co pozwoliło stwierdzić, że Wakash powiedział coś głupiego. No to sobie u niej przegrałeś - pomyślał mag wojny, gdy przypomniał sobie jego słowa. Wiedział jak nie należy mówić przy Natali. Tylko on mógł pozwolić sobie na trochę więcej.
- Jeśli brak Ci odwagi - rzekł swym mocnym głosem krasnolud - to podwijaj kieckę i uciekaj z tego lasu. - Sposób w jakim krasnolud przemawiał, mógł dla wielu wydawać się wredny i opryskliwy, jednak drużyna przyzwyczaiła się już do tego. Słowa o podwijaniu kiecki w jego ustach nabierały dodatkowego znaczenia, bowiem krasnolud ten nosił kraciasty kilt, a nie spodnie.
- A jeśli chcesz elegancko ginąć - dodał wyrywając mu nagle butelkę z ręki - to mogę Ci to załatwić - upił porządny łyk wina i dokończył swą myśl - wbijając ostrze topora w Twój zad. Może być? Cholernie elegancka śmierć. - po tych słowach uśmiechnął się lekko, ażeby człowiek, za bardzo się nie przestraszył. Następnie skierował swój wzrok na Natali, której chciał powiedzieć, że ma przednie wino, nie zrobił tego jednak, gdyż zauważył, że ta jest przy niziutkiej Alhalli. Z oczu tej mniejszej płynęły łzy, a Natali na swój sposób probowała ją pocieszyć. Wiedział, że kapłanka jest taka naprawdę dobrą kobietą. On sam też był w istocie dobry, jednak kompletnie nie potrafił tego okazywać. Cieszyło go, że to nie on musi pocieszać teraz Alhallę. Nie dlatego, że jej nie lubił bo było wręcz odwrotnie, ale dlatego, że nie umiał. Wysłuchał co mówi Natali po czym rzekł:
- Dobra ludziska, idziem w bój! - po czym wyciągnął swój topór i ruszył w stronę ruin. Gdy mijał Alhalle, chwycił ją za rękę i najdelikatniej jak umiał ścisnął. Był to i tak dość spory gest czułości jak na krasnoluda, ale musiał się odwdzięczyć za to, jak ona zajęła się nim po śmierci Suilim. W końcu tak jak Natali i ją uznawał za przyjaciółkę.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline