Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2008, 13:38   #10
Cardamine
 
Cardamine's Avatar
 
Reputacja: 1 Cardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodzeCardamine jest na bardzo dobrej drodze
Krasnolud i rudzielec zupełnie nie spodziewali się tak ostrej reakcji. Zaniemówili i przez chwilę gapili się na Was tępo. Zaczęli mruczeć między sobą i zdawałoby się, że za chwile obaj wyciągną broń i zemszczą się za tą zniewagę. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło.
Z posiadłości wyszedł człowieczek, którego część bohaterów zna już z karczmy.

Był ubrany nieco inaczej, zamiast starego rozwalającego się kubraka, miał na sobie garnitur i gołym okiem widać, że pracuje jako lokaj albo inny służący. Razem z nim szedł jeden z pół-ogrów z głupkowatym wyrazem twarzy. Rozglądał się w około, jakby trafił tu pierwszy raz.Mimo to wyglądał niebezpiecznie, ponieważ był wielkości dwóch szaf i ledwo co zmieścił się w drzwiach. Pysk równie szpetny, jakby po spotkaniu z buzdyganem był cały zniszczony i pokiereszowany.
-A państwo do kogo?-zapytał staruszek, podchodząc do bramy.
-My..My do pana Werringtona w sprawie ogłoszenia-odparł krasnolud, cały czas mierząc was zimnym spojrzeniem.
Staruszek uśmiechnął się lekko i powiedział:
-Toż to wspaniale. Niestety pan Werrington musiał pilnie wyjechać. Zostałem jednak upoważniony do omówienia zadania z potencjalnymi ochotnikami. Zapraszam, zapraszam wszystkich-mówiąc to zerknął też na was.
-Silva, otwórz bramę-skinął na pół-ogra, a ten otrząsnął się jakby ze snu i podszedł do bramy. Trochę czasu mu zajęło rozszyfrowanie jak działa kłódka, lecz dzielny pół-ogr sobie z tym poradził, ściągnął łańcuch i rozsunął wrota.
-Mówcie mi Horacy-odparł staruszek- Zapraszam do środka, nie będziemy rozmawiać pod gołym niebem i o suchym pysku-uśmiechnął się pogodnie i lekko ukłonił się przed Wami.
Powoli ruszyliście do drzwi. Teraz mogliście dokładnie zobaczyć ilu strażników patroluję posiadłość. Niedaleko bramy siedziały 4 pół-ogry, równie szpetne jak Silva. Przy drzwiach stał kolejny, a w ogrodzie po lewej stronie pod jednym z drzew spał sobie w najlepsze jeszcze jeden. Gdy podeszliście bliżej domu, Horacy odwrócił się i spojrzał na Banthę.
-Przepraszam, ale zwierze do domu wejść nie może. Mogę powiedzieć Silvie, by odprowadził je do naszej stajni lub poczekał z nim przed domem.-zerknął znacząco na Silvę, a ten dopiero po chwili zrozumiał co ma zrobić.
-Ta-ak..yyy.Pójde z..z konik do stajni-podszedł do Banthy i poklepał ją po głowie-Dobry konik, trocha wło..wło.chany. Kuc, kuc koniiik-Horacy widząc jak Silva zabiera się za swoją pracę, pokręcił głową z zażenowaniem i powiedział do ogra:
-Zostań lepiej tu, wyrządzisz mnie szkód..


-Otwórz drzwi-mruknął do tego przy drzwiach. Na szczęście owy osobnik był trochę bardziej rozgarnięty. Horacy zatrzymał się przed wejściem i z uśmiechem na ustach rzekł:
-Zapraszam, niech państwo uważają na stopień przy drzwiach i skierują się do sali po lewej-po tych słowach wszyscy weszliście do środka.
Wnętrze było równie piękne ja ogród. Na ścianach wisiały obrazy a z sufitu zwisał pozłacany żyrandol. W kominku na końcu sali tańczył wesoło ogień
Największy obraz przedstawiał człowieka

Był to portret pana domu-Merwina Werringtona.
Weszliście do pokoju po lewej. Na ścianach również było mnóstwo obrazów, wszystkie okna pozasłaniane były przez ogromne zasłony, wykonane z drogiego czerwonego płótna. Na środku stał ogromny stół, a przy nim 12 krzeseł. Horacy usiadł na jednym z nich i nakazał usiąść także wam. Skinął jeszcze na jednego służącego, by ten przyniósł gościom coś zimnego, procentowego do picia.
-A więc przejdźmy od razu do rzeczy. Pan Werrington jest kolekcjonerem dzieł sztuki. Ostatnio usłyszał o tym, że w starych ruinach oddalonych 2 dni drogi od miasta znajduje się pewna książka. W zasadzie wysłał tam już 2 śmiałków, ale..no właśnie, ale...nikt z nich nie wrócił. To znaczy wrócił jeden..Znaleziono go martwego kilka kilometrów od miasta, całego we krwi. Coś go zaatakowało, a niestety książki nie przyniósł. Jednakże uznaliśmy, że to po prostu jakiś niedźwiedź napadł naszych pracowników, w drodze do owych ruin. Tym razem znów chcemy posłać kogoś na poszukiwania. Lecz trochę więcej osób. Proponowałbym żeby to właśnie w takiej grupie udali się państwo w podróż, oczywiście, jeżeli państwo wyrażą chęć odnalezienia książki. Jestem w stanie zapłacić 2tys od głowy, za dostarczenie dzieła.
Mają państwo jakieś pytania? Postaram się na wszystkie odpowiedzieć.
 
Cardamine jest offline