Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2008, 19:20   #14
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Przez całą drogę do domu Rodeckiego Dagmara ani razu nie pomyślała o tym, jak bardzo roztrzepanie Eteryty skomplikowało jej życie. Słyszała kilka opinii na temat opiekuna Marka i jego sposobu bycia, ale przecież każdemu czasem zdarza się o czymś zapomnieć; nawet jeśli jest to coś tak odpowiedzialnego jak odebranie małolata z dworca w zupełnie mu obcym mieście. Dopiero, gdy jej samochód zatrzymał się przed obskurnym, poszarzałym budynkiem, zdała sobie sprawę, że była w błędzie. Każdy czasem jest roztargniony; każdy z wyjątkiem Rodeckiego, u niego ten stan nie przemijał nigdy, bo „roztrzepanie” to jego drugie imię.

Ledwo wysiadła z samochodu i już o mały włos nie skręciła sobie kostki na chodniku tak nierównym, jak chyba nigdzie indziej w całym wszechświecie. Jedynie lata praktyki w chodzeniu na szpilkach po polskich droga pozwoliło jej cudem boskim uniknąć kontuzji. Łapiąc równowagę uśmiechnęła się do nastolatka siedzącego w Audi, by w ten sposób zachęcić go do wyjścia, choć miała poważne wątpliwości, czy istnieje na świecie coś takiego, co skłoniłoby ją do podobnego narażania życia, gdyby była w tej chwili na jego miejscu. Chłopak jednak wysiadł.

Efekt jaki wywarła na obu mężczyznach przeszedł jej oczekiwania. I wtedy właśnie rozległ się krótki przenikliwy dźwięk wydobywający się z niedomkniętych ust Rodeckiego.
Nie dla psa kiełbasa” – pomyślała uśmiechając się na widok zażenowanego Eteryty, którego twarz właśnie nabierała przepięknego czerwonego koloru.
- Dzień dobry, witam w mych skromnych progach! – zaczął mężczyzna za wszelką cenę starając się ukryć swoje zmieszanie.
Niebawem z jego ust wydobywał się już tylko rwący potok usprawiedliwień, które Dagmarze wydały się godne sześciolatka. Kobieta przez chwilę zastanawiała się, jak by tu grzecznie dać do zrozumienia, że podobne wytłumaczenia ma głęboko w…nosie, gdy doszła do wniosku, że tak właściwie to wcale nie chce w tej chwili być miłą osobą.
- Dobry? – zapytała, a Rodecki chyba nie zrozumiał co miała na myśli. – Nie sądzę, by ten dzień można było nazwać dobrym.
Ale mężczyzna chyba nie dosłyszał sarkazmu w jej głosie, bo już wypluwał z siebie kolejne lawiny słów najwyraźniej skierowanych do jego – od tej chwili – podopiecznego, choć imię „Maciek” zdecydowanie do chłopaka nie należało.
Eteryci właśnie zmierzali do drzwi czegoś, co Rodecki – najwyraźniej w przypływach niesamowitego poczucia humoru – raczył nazwać swoim domem, gdy zorientował się, że poza nimi dwoma istnieje ktoś jeszcze.

I znów strumień myśli, które chyba tylko ich właścicielowi wydały się składne, popłynął w przestrzeń. Rodecki dobrych kilka minut dziękował jej za opiekę nad chłopcem i nawet próbował uściskać jej dłoń, ale zręcznie uniknęła tego. W końcu nie po to siedziała u manicurzystki dobre trzy godziny, by teraz jakiś facet zepsuł cały efekt brudząc jej paznokcie jakimś smarem, rozpuszczalnikiem, czy innym badziewiem. Uśmiechnęła się tylko starając się przelać w ten gest choć odrobinę swojej wyrozumiałości, której rezerwy tego dnia zostały poważnie nadszarpnięte. I wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby mężczyzna nie popełnił tego jednego najdotkliwszego błędu. Dagmara była w stanie na wiele spraw przymknąć oko, ale do tego grona zdecydowanie nie zaliczało się przekręcanie jej imienia.
- Dagmara – poprawiła go. – Mam na imię Dagmara, ty… - syknęła ze złością, a ostatnie słowo zmełła w ustach, ale zapewne nie było to nic miłego.

Pan „domu” zaprosił w swoje SKROMNE progi. Kobieta przez chwilę chciała wsiąść do bezpiecznego wnętrza samochodu i odjechać jak najszybciej, ale nie mogła sobie odmówić uciechy z oglądania reszty tej całej szopki. Podążyła więc za trzema mężczyznami uważając na nierówno położone płytki, które (jak na złość) wyskakiwały tam, gdzie jej najwygodniej postawiło by się stopę. Na szczęście udało jej się po drodze nie połamać karku, a to była już połowa sukcesu.
Wnętrze domu Rodeckiego wcale nie okazało się miłą niespodzianką: podobnie jak front było żałosnym obrazem nędzy i rozpaczy pomieszanych z chaosem i całkowitym lekceważeniem zasad BHP. Kobiecie nagle żal się zrobiło Marka, który miał tu spędzić parę tygodni i zapewne przez większość czasu będzie się zastanawiał, czy właściciel domu zrobił zakupy, by mieli co jeść przez kilka kolejnych dni.
Dagmara przez chwilę zastanawiała się, czy usiąść, ale widok zasuszonej pizzy pokrytej zielonkawym nalotem, leżącej na zakurzonej kanapie skutecznie odwiódł ją od podobnych pomysłów. Stanęła więc pod ścianą nie opiekając się o nią ( bo zapewne i tam czyhały na swą ofiarę lepkie plamy brudu) i czekała na dalszy ciąg wypadków.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline