Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2008, 22:19   #15
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Gigantyczny smok o dwu łbach wyciągnął swą paszczę w ataku. Przez chwilę nie było jasne czy sięgnie w stronę auta czy pięknej dziewicy. Napięcie rosło, kiedy gigantyczna figura wyciągnęła się w swym skoku. Który trwał należycie długo. Wszak nic co jest wielkie nie może poruszać się bardzo szybko.

Jednak dziewica! Nie miała dużych szans. Próbowała skryć się za słońcem, ale głupia baba nie mogła wiedzieć że przysłaniając Gorącego Olbrzyma będzie tylko bardziej widoczna. Dopadnie ją! Smok zbliżał się nie wzruszony. Ani pięknymi włosami, które troszkę się rozwiały, ani piersią sterczącą nader dumnie nie zdoła się obronić. To jedno było jasne.

I kiedy już miał pochwycić Piękną Dziewicę, głowa smoka (jedna? A może wszystkie trzy) rozwiały się. W międzyczasie samochód zaczął przepoczwarzył się w niepojętą kulę. Zaś Dziewica utraciła większość swych uroków. Nawet w oczach wyobraźni wyposzczonego Staszka.

Chwilę jeszcze obserwator podniebnego spektaklu przyglądał się obłokom szukając nowych nazw, podobieństw i historii. W końcu dał sobie spokój i z błogim uśmiechem ułożył wygodnie pośród zieleni. Nigdzie się nie spieszył, tak że powoli dopadał go leń. Błogi spokój duszy, kiedy nie trzeba przejmować się tym co dziś, a można zając się tym co ponadczasowe i naprawdę ważne. Rozmyślaniem, kontemplacją, szperaniem we własnym umyśle.

Leniwie przeżuwając źdźbło trawy spojrzał wysoko. Słońce leniwie poruszało się po widnokręgu. Zawsze tak samo, niezmiennie. To też umysł bystry mógł odczytać godzinę. A to była ta właśnie. Staszek podniósł się z ziemi kończąc krótką sjestę. Niby na dowód tego dostrzegł Beatę która krzątała się w obejściu. Zmierzyła go surowym spojrzeniem. Niechybny znak że jego zegar słoneczny późnił się i Staszek za nadto przedłużył przerwę.

Nie bardzo bacząc na to zakasał rękawy i ruszył się w stronę drzwi od obory. Dolny zawias wypaczył się i wymagał naprawy. Właściwie to praca łatwa choć uciążliwa. Zwłaszcza na etapie demontażu i późniejszego demontażu odrzwi.

Akurat doginał w imadle nowy zawias czemu towarzyszyło rytmiczne uderzanie młota, kiedy ktoś podszedł. Nie musiał się odwracać aby poczuć. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wody? – spytała młoda dziewczyna. Lekko zalękniona obawą odmowy, trochę zdezorientowana uczuciem fascynacji, którego jeszcze do końca nie rozumiała.
Staś uśmiechnął się lekko stawiając to za odpowiedź. Łapczywie upił z cebra, po czym resztę wylał na kark szukając ochłody.
- Dziękuję.
Chciał dodać coś jeszcze, ale nie wiedział co. Augustyna również chciała się odezwać, ale zabrakło słów. Stała tak jeszcze chwilę, poczym skonfundowana odwróciła się i odbiegła. Chwilę jeszcze śledził ją wzrokiem nim wrócił do pracy. Miał jeszcze wiele zajęć. Dobrze będzie jeśli skończy drzwi dziś. Zdało by się zadbać o płot, ale to grubsza robota. No i dachówki koło wejścia trzeba by koniecznie poprawić przed zimą. No i całe pole. Ogrodnik i drzewa…

Pracy było wiele. I im bardziej zbliżało się jego odejście tym dłużej pracował. Tak jakby miał tu nigdy nie wrócić, a chciał zostawić to miejsce w idealnym porządku. Zadbać, zaopiekować się. Pomóc. Tak jakby naprawa desek, żerdzi, dbanie o ziemię miało stanowić o jego dbałości o Kobiety i te miejsce.

Było grubo po zmroku kiedy położył się spać. Jutro wstawał wcześniej. Miał wyruszyć do Wrocławia.

***

Padało. Może nie bardzo intensywnie Ale tak aby zmoczyć i dać znak. Staszek wcale nie był zaskoczony. Ot to to nie. Spodziewał się i czuł że Ślęża żegnać go będzie deszczem. Tak aby poczuł raz jeszcze Jej niezadowolenie. Przyjął to jako przyjazną uwagę. Dobrą radę i przestrogę. Tak też nie zdziwił się że kiedy wsiadł do autobusu, niebo rozjaśniło się i niebawem wyjrzało słońce.

***

Trzy przesiadki i sporo czasu. A także nie mało dźwigania. Bowiem prócz swej stosunkowo niewielkiej torby podróżnej, miał drugą znacznie większą i cięższą. W duchu przeklinał Beatę i dziękował jej. Przeklinał bo do torby upchała wiktuałów o wadze małego cielaka, to też dźwiganie jej było wyczynem samym w sobie. Dziękował na myśl o wędzonej szynce, domowej kiełbasie, kompocie ze śliwek, konfiturze z malin i jarzębówce, pigwowce i jeżynówce. Wiktuałach których hojnie nabrał. Wybornych wiktuałach.

Jakby od niechcenia przerzucił lnianą czarną torbę przez ramie. Poczym już z wyraźnym wysiłkiem dźwignął groźnie wyglądającą torbę z wiktuałami. Mięśnie zagrały pomogły unieść ciężar. Jakaś dziewczyna odsunęła się dwa kroki aby nie wpaść na Staszka.
- Przepraszam, rondo Powstańców Śląskich? – zagadnął dziewczynę.
- To tutaj. Szuka Pan czegoś konkretnego? – zaciekawiła się brunetka o spiętych ciekawie włosach i zadartym nosie.
- Znajdę, dziękuję.
Zganił się w myślach kiedy ruszył już w stronę ronda. Zdecydowanie zbyt ostro. Miał okazję chwilę pomówić z miłą i nie brzydką dziewczyną. Wystarczyło odpowiedzieć na pytanie. Zagaić. Porozmawiać. Może była by to pierwsza wrocławianka w jego życiu z którą zamienił by coś więcej niż dwa słowa?

Odpędził te myśli ostatecznie kiedy dotarł do kamienicy o oznaczeniu i numerach zdecydowanie pokojarzonych z instrukcjami Pana Profesora. Z ulgą położył swój balast i począł szukać właściwego przycisku domofonu…
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 18-08-2008 o 23:29.
Junior jest offline