Alex wszedł do Sali odpraw gdzie już byli pozostali wywołani oraz słynny Jack O’Neill i generał Hammond. Niestety nie było tu też owej nie mniej słynnej Carter, która mimo niekoniecznych starań przyciągała męskie grono ku swojej osobie.
Siadł na jednym z obrotowych, skórzanych krzeseł, oparł się wygodnie i czekał na wyjaśnienia, czemu to został wezwany na zebranie, tak szanownego grona.
-Teraz pytam się was: Wstępujecie do zespołu? –padło pytanie z ust generała
Alex wyprostował się w krześle i z entuzjazmem zasalutował
- Yes, sir! – szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy, teraz był w grupie równie mocnej co słynne SG-1, może i on będzie miał okazje uratować Ziemie, czy przechwycić parę okrętów kosmicznych węży.
Hammond przekazał im dokumenty dotyczące zbliżającej się misji. W samych dokumentach nie było nic konkretnego, tyle, ze misja jest o 16, a wrota znajdują się na planecie zdatnej do zamieszkania w środku opustoszałej świątyni.
- Nie zawiedziemy pana – Marlon podczas podnoszenia się z krzesła zasalutował i udał się w stronę swojej kwatery.
Pomieszczenie było szare i zimne, czego można było się spodziewać po betonowym schronie.
- Chyba będę musiał sobie trochę to miejsce przystroić. Żadnej laski nie wyrwę w tak ponurym pomieszczeniu, a ta z SG-5 całkiem sympatycznie się prezentowała. Ciekawe jak się nazywa… - rzucił się na pryczę – mniejsza z tym, priorytetem będzie zmiana tego badziewia.
Pułkownik przymknął oczy i tak w zupełnej ciszy, leżał i się relaksował, aż do godziny 15:30
Pierwsze, co zrobił po chwili relaksu to udał się na stołówkę, gdzie zjadł lekki deser, a następnie na 10 minut przed startem misji, udał się do zbrojowni. Założył kamizelkę, zabrał naładowane P-90, do tego cztery magazynki, oraz dwa granaty odłamkowe, plus dwie kostki C4 i detonator.
Już miał się zbierać do wyjścia, gdy nagle się zatrzymał i niepewnie spojrzał na pułkę z C4.
- Kto wie, co może nas tam spotkać – cofnął się po trzecią kostkę i tak obładowany ruszył do sali z wrotami. Wybiła godzina 16. Wszyscy już byli gotowi.
- Mało nas, ale damy rade. – uśmiechnał się do pozostałej dwójki i wszedł na platformę, a po niej ruszył ku niebieskiej tafli.
Jedna setna ułamka sekundy i znalazł się po drugiej stronie wrót, gdzie panowała zupełna cisza. Z niesmakiem splunął na podłogę.
- To te ciastka, co zjadłem dosłownie 30 minut temu. Nie polecam, lepsze są galaretki.
Sięgnął ręką do prawej kieszeni kurtki i wyciągnął małe pudełeczko, w którym jak się okazało był srebrny kolczyk.
- Nie macie nic przeciwko? – spojrzał na resztę i wpioł sobie w ucho owe świecidełko – tylko ciho sza o tym w raporcie, mogą się o to potem niepotrzebnie pluć za przeproszeniem, a jak na moje, nikomu to nie wadzi.
Po zamontowaniu błyskotki, wyciągnął ręką brązowy wisiorek i ucałował, po czym schował z powrotem za kurtkę.
- Duchy przeszłości, chrońcie mnie – wyszeptał do siebie
Odbezpieczył P-90 i ruszył ku wyjściu.
- Zna ktoś ten język? – wskazał lufą na napisy zdobiące wejście - W ogóle mamy tu jakiegoś lingwistę czy archeologa? - zapytał dwójki kompanów, na co odpowiedział John:
-Sir ,ja spróbuje - po czym zaczął grzebać przy swoim elektronicznym pudełku
Alex chwile poczekał na Fenixa, a potem niezależnie od tego co usłyszał, ruszył przed siebie.
__________________ "War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
Ostatnio edytowane przez sante : 22-08-2008 o 20:48.
|