Wątek: Sg-13
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2008, 20:22   #3
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Alex wszedł do Sali odpraw gdzie już byli pozostali wywołani oraz słynny Jack O’Neill i generał Hammond. Niestety nie było tu też owej nie mniej słynnej Carter, która mimo niekoniecznych starań przyciągała męskie grono ku swojej osobie.
Siadł na jednym z obrotowych, skórzanych krzeseł, oparł się wygodnie i czekał na wyjaśnienia, czemu to został wezwany na zebranie, tak szanownego grona.
-Teraz pytam się was: Wstępujecie do zespołu? –padło pytanie z ust generała

Alex wyprostował się w krześle i z entuzjazmem zasalutował
- Yes, sir! – szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy, teraz był w grupie równie mocnej co słynne SG-1, może i on będzie miał okazje uratować Ziemie, czy przechwycić parę okrętów kosmicznych węży.
Hammond przekazał im dokumenty dotyczące zbliżającej się misji. W samych dokumentach nie było nic konkretnego, tyle, ze misja jest o 16, a wrota znajdują się na planecie zdatnej do zamieszkania w środku opustoszałej świątyni.
- Nie zawiedziemy pana – Marlon podczas podnoszenia się z krzesła zasalutował i udał się w stronę swojej kwatery.

Pomieszczenie było szare i zimne, czego można było się spodziewać po betonowym schronie.
- Chyba będę musiał sobie trochę to miejsce przystroić. Żadnej laski nie wyrwę w tak ponurym pomieszczeniu, a ta z SG-5 całkiem sympatycznie się prezentowała. Ciekawe jak się nazywa… - rzucił się na pryczę – mniejsza z tym, priorytetem będzie zmiana tego badziewia.

Pułkownik przymknął oczy i tak w zupełnej ciszy, leżał i się relaksował, aż do godziny 15:30

Pierwsze, co zrobił po chwili relaksu to udał się na stołówkę, gdzie zjadł lekki deser, a następnie na 10 minut przed startem misji, udał się do zbrojowni. Założył kamizelkę, zabrał naładowane P-90, do tego cztery magazynki, oraz dwa granaty odłamkowe, plus dwie kostki C4 i detonator.
Już miał się zbierać do wyjścia, gdy nagle się zatrzymał i niepewnie spojrzał na pułkę z C4.
- Kto wie, co może nas tam spotkać – cofnął się po trzecią kostkę i tak obładowany ruszył do sali z wrotami. Wybiła godzina 16. Wszyscy już byli gotowi.
- Mało nas, ale damy rade. – uśmiechnał się do pozostałej dwójki i wszedł na platformę, a po niej ruszył ku niebieskiej tafli.

Jedna setna ułamka sekundy i znalazł się po drugiej stronie wrót, gdzie panowała zupełna cisza. Z niesmakiem splunął na podłogę.
- To te ciastka, co zjadłem dosłownie 30 minut temu. Nie polecam, lepsze są galaretki.

Sięgnął ręką do prawej kieszeni kurtki i wyciągnął małe pudełeczko, w którym jak się okazało był srebrny kolczyk.
- Nie macie nic przeciwko? – spojrzał na resztę i wpioł sobie w ucho owe świecidełko – tylko ciho sza o tym w raporcie, mogą się o to potem niepotrzebnie pluć za przeproszeniem, a jak na moje, nikomu to nie wadzi.
Po zamontowaniu błyskotki, wyciągnął ręką brązowy wisiorek i ucałował, po czym schował z powrotem za kurtkę.
- Duchy przeszłości, chrońcie mnie – wyszeptał do siebie

Odbezpieczył P-90 i ruszył ku wyjściu.
- Zna ktoś ten język? – wskazał lufą na napisy zdobiące wejście - W ogóle mamy tu jakiegoś lingwistę czy archeologa? - zapytał dwójki kompanów, na co odpowiedział John:
-Sir ,ja spróbuje - po czym zaczął grzebać przy swoim elektronicznym pudełku

Alex chwile poczekał na Fenixa, a potem niezależnie od tego co usłyszał, ruszył przed siebie.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 22-08-2008 o 20:48.
sante jest offline