Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2008, 00:03   #48
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Free (3);

Zenek i Mak dopadli Joasię jak ta stała z zamkniętymi oczyma czekając na rozwój wypadków. Uderzyli z impetem przewracając się całą trójką na kamienną posadzkę. Bezwład oraz pęd pchnął wszystkich pod kanapy przy oknie. Przywódca tymczasem podskoczył do karabinu oraz do magazynka. Słychać było szczęk zamka i trzask zastawki, gdy magazynek znowu znalazł się na swoim miejscu.

Mężczyźni wstali. Pomogli wstać Joannie. Dziewczyna nadal zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieje. Milcząco, skinięciem głowy, przywódca wskazał jej miejsce razem z innymi. Jego twarz stała się kamienną maską przez którą nie dało się przejrzeć żadnych zamiarów. Gdy dziewczyna dołączyła do pozostałych zakładników, trzej mężczyźni znów znaleźli się razem.
- Wiesz, co masz robić. Teraz naprawdę nie mamy czasu - mówił przywódca do tego z tatuażem na szyi.
- Wie...em. Ja...
- Nie kończ. Każdy z nas by to zrobił i każdy ma swoją rolę. Dopełnij swoją a nic, co tu zostało zrobione nie pójdzie na marne. Nie miałem lepszego kumpla...

Mak skinął głową, poklepał po twarzy i wykrzywił twarz w parodii uśmiechu.
- Czaa...as na mnieee.
Ruszył za kontuar. Zenek przeszedł przez szybę i już zaczął coś podnosić z ziemi. Gdy dołączył do niego drugi z mężczyzn, razem chwycili to coś i zaczęli ciągnąć. Po chwili okazało się, że to zabity zakładnik. Teraz było dokładnie widać, że cała klatka piersiowa zamieniła się w krwawą miazgę. Nikt nie miał prawa tego przeżyć. Krwawy ślad ciągnął się za tą niecodzienną grupą jak cieknące paliwo za samochodem. Napastnicy nie zwracali jednak na to uwagi.
- Szybciej, szybciej - poganiał ich dowódca, zerkając co chwila za okno. Nie tracił jednak ze wzroku nikogo z zakładników. Pomny tego, co się jeszcze przed chwilą stało, pilnował wszystko i wszystkich.

Tymczasem Mak rzucił trupa na podłogę. Zdarł z siebie kurtkę i ubrał go w nią z pomocą Zenka. Nie wyglądało to najlepiej, ale jak podniósł go w górę i oparł na ramieniu, to sprawiało to wrażenie, że mężczyzna zasłabł i ktoś mu pomaga stanąć na własnych nogach. Oczywiście zakrwawione spodnie zdradzały wszystko, jednak nikt się z tego powodu nie martwił. A już Mak najmniej. Chwycił pewnie za kołnierz ciało, oparł je na swoim boku i zaczął ciągnąć ku drzwiom. Zenek podbiegł do niego i dał mu karabin. Było to trudne, bo bezwładny trup chyba ze trzy razy prawie się przewracał, gdy napastnik tracił nad nim panowanie usiłując ustawić karabin w dłoni. Gdy po raz kolejny ta próba się nie powiodła, stanęli bezradnie przed drzwiami i spojrzeli na swojego przywódcę. Ten tylko skinął głową i podniósł zaciśniętą pięść do serca, jak przy przysiędze. To wystarczyło, by znów dwójka jego towarzyszy walczyła z ciałem i jego ułożeniem.

Podeszli do drzwi. Zza zalewanych regularnymi potokami wody szyb nie było wiele widać. Jedynie szare plamy i ciemne kształty. Zenek odbezpieczył karabin i wystrzelił w sufit. Trzymał palec na spuście a pocisk za pociskiem uderzał w sufit odłupując tynk, zaprawę oraz rozsiewając wokół resztki styropianowych paneli. Gdy puste uderzenia iglicy przerwały huk wystrzału, Zenek podszedł do drzwi i otworzył je z klucza. Gwar ulicy wdarł się do środka razem z wilgocią oraz mokrym tchnieniem miasta. Mak skulił się na trupem, ale trzymał go prosto.
- Chcemy vana na lotnisko - krzyknął w zaciągnięty deszczem środek ulicy. - Pełny bak oraz milion złotych w drobnych nominałach. Każda minuta spóźnienia, to jeden trup. Ten tu jest na dobry początek...
Mak cisnął przed siebie trupa. Padł bezwładnie na płyty chodnikowe. Zenek wyszczerzył zęby w szarówkę i poprawił w ręku karabin z pustym magazynkiem.
- Słyszeliście psy? Dawać tu zaraz...
BAM! BAM! BAM!
Dudniące echo przetoczyło się przez hall i doszło do uszu zakładników. Zobaczyli też jak dwójka stojąca w drzwiach pada na ziemię wciśnięta siłą odrzutu do wnętrza banku. Nikt nie jęknął, nikt nawet nie krzyknął. Posypało się szkło. Krzyki na zewnątrz wzmogły się.

Na to tylko czekał przywódca. Przeszedł na środek sali i zaczął strzelać do okien. Szklane tafle padały jedna po drugiej wpuszczając do środka świeże powietrze i wilgoć. Siąpanie deszczu stało się głośniejsze. Znów było wyraźnie słychać, że magazynek został wystrzelony w całości. Wtedy obrócił się w stronę siedzżcych i klęczących . Za plecami została mu przestrzeń, której właśnie dostarczył miejsca na ekspansję i która zdawała się mieć w sobie cały świat. Nie zwracał uwagi na to, co dzieje się za plecami, jakby tu i teraz liczyło się ponad wszystko.
- Zostańcie na miejscach i nikomu nic się nie stanie. Zacznie się strzelanina i nie chcę by ktoś jeszcze tu oberwał. Trzymajcie głowy nisko i...
Dało się zauważyć jak za jego plecami, w wejściu pojawiła się czarna postać w hełmie i z krótkim karabinem w dłoni. Zaraz za nim pojawiły się trzy inne, bliźniaczo podobne postacie. Czerwone światełka celowników zatańczyły po ścianach.
- ... żegnajcie.
Podniósł karabin do góry jakby chciał strzelić do zakładników. Gdy tylko był w połowie drogi zagrzechotały karabinki nowoprzybyłych. Przywódca napastników wygiął się w łuk i przewrócił ciężko. Łuski i potłuczone szkło zachrzęściło pod stopami jednostki uderzeniowej. Martwe oko napastnika wciąż patrzyło na niedoszłe ofiary a twarz wyrażała bezbrzeżny spokój i przeświadczenie, że wszystko poszło z planem.
Coś zagrało w kieszeni spodni u leżącego.
♫♫♫They're off to find the hero of the day ♫♫♫
♫♫♫But what if they should fall by someone's wicked way♫♫♫
Komórka. Potem nastąpiło puknięcie jak wystrzał z szampana na nowy rok. Coś się zadymiło i melodia umilkła. W pomieszczeniu zaroiło się od postaci z karabinami i w czarnych mundurach.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline