Arne był do tego czasu w jakimś marazmie; kowal, owszem, karczma(jakiś gwar dobiegał z przybytku) – także, może być. Przejdzie przez targ – już gorzej, bo to ludzie się odzywać zaczynają, co gorsza, jakaś dziewka próbuje powróżyć z dłoni.
Jaka szkoda! – pomyślał. Gdyby to był chociaż chłopaczek urodziwy, to nawet, nawet.
Ale – kobieta? Do diabła, zaklął siarczyście raz – to przekleństwo rzucił w stronę i przekupki, i gawiedzi, co się śmiała; drugie już miał wypuścić w stronę dziewki, zmełł przekleństwo w ustach.
A jednak lubił wróżby – ktokolwiek by nie wróżył, czy chłopak zacny, czy jakiś dziewczęcy wypłosz.
Pogroził jeszcze ręką w stronę śmiejących się, dzięki ci, wielki Boże, rozeszli się; spojrzał na dziewczynę.
To groteska jakaś przeklęta, mignęło w myślach, po co wróżyć takiemu niedojdzie jak ja.
Trzecie przekleństwo już zbierało się w gardle – jednak zagulgotało tylko jak wściekły pies i znowu uciekło w trzewia. Postanowił uderzyć w drwiący ton.
- No, dziewko, – spojrzał koso – taka z ciebie chiromantka? At, może być, może i być!
Drugą ręką sięgnął do kabzy, po miedziaka, rzucił, tamta złapała zwinnie, przyszła myśl następna, łapie te pieniądze jak małpa, czysta kobieta, kurwa pewnie jej mać.
- A? Co wywróżysz staremu grabarzowi, dzierlatko? A wróż dobrze!
Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 24-08-2008 o 17:58.
|