Joasia tak jak zakładała została obezwładniona ale nic poza tym się nie stało. Nikt nie zrobił jej krzywdy tylko wskazano jej miejsce przy reszcie zakładników i odprowadzono w tamtą stronę. Usiadła przygnębiona i spuściła głowę unikając wzroku pozostałych. Nie miała zamiaru się przed nimi tłumaczyć. Zrobiła to co uznała za słuszne. Może jej zachowanie nie było do końca logicznie ale postąpiła w zgodzie z własnym sumieniem.
Kolejne wydarzenia zaskoczyły ją jeszcze bardziej. A najdziwniejsze było to, że napastnicy dotrzymali słowa. Nic im się nie stało a pożegnalna mowa przywódcy zabrzmiała prawie troskliwie. Aśka poczuła się nieswojo. Jeszcze przed momentem nienawidziła ich całym sercem a teraz prawie im współczuła.
- Zostańcie na miejscach i nikomu nic się nie stanie. Zacznie się strzelanina i nie chcę by ktoś jeszcze tu oberwał. Trzymajcie głowy nisko i...żegnajcie.
To była jak egzekucja. Dobrowolnie podłożyli swoje głowy pod topór i patrzyli beznamiętnie jak odbiera się im życie. Przywódca upadł jako ostatni podziurawiony serią pocisków. Jego twarz zachowała łagodny spokojny wyraz. Jakby odchodził w przeświadczeniu, że wykonał swoje zadanie z nawiązką. Ich śmierć była więc od początku wkalkulowana w plan. Przyszli tutaj w konkretnym celu, zrobili swoje i pożegnali się z życiem. Wydawało się to Aśce irracjonalne ale nie mogła znaleźć innego wytłumaczenia. Po co tutaj przybyli? Robili coś na dole to jedno. I zabili jednego z zakładników to drugie. Ta śmierć nie była przypadkowa. Dlatego jeden z nich nazwał go „niemiecką świnią”. Wiedział, że jest Niemcem ponieważ go znał. - zaczęła snuć różne teorie aby poukładać sobie to wszystko w głowie - I była jeszcze jedna osoba. Szara eminencja, która pociągała za wszystkie sznurki. Ktoś z kim szef kontaktował się przez telefon. A teraz aparat sam się spalił i nie będzie możliwe dojście do człowieka, który tym wszystkim sterował. W uszach wciąż słyszała słowa piosenki sączące się jeszcze przed chwilą z aparatu. „The hero of the day”. Czy tym właśnie byli? Bohaterami? Tak im się chyba zdawało. Albo ktoś sprawnie nimi manipulował i napompował ich czaszki jakąś wypaczoną ideologią. Swoją misję wypełniali wręcz fanatycznie, bezwzględnie wierzyli w słuszność swoich decyzji.
Ale to już nie jej problem. Ona musi wrócić teraz do domu i wziąć się w garść. Wpaść w wir rutynowych czynności i zapomnieć o tym koszmarze. Tyle trupów. Tyle krwi. I tyle niewyjaśnionych okoliczności.
Po chwili salę wypełnili mężczyźni w czarnych uniformach. Kawaleria przybyła z odsieczą. Pozabijali bandytów dokładnie zgodnie z ich wolą tak aby odpowiedzi na pytania tamci zabrali ze sobą do grobu. Inna sprawa czy Aśka chciała znać na nie odpowiedzi. Albo czy powinna się w całą sprawę zagłębiać. Już mnie to nie dotyczy – pomyślała jeszcze raz i odgoniła od siebie ponure myśli.
Podniosła się z ziemi, zgarnęła swój płaszcz i zaczęła kierować się w stronę drzwi. Musiała stąd wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza. To pomieszczenie wydało jej się nagle klatką, z której musiała po prostu uciec. Spojrzała jeszcze na swój mocno przybrudzony płaszcz i zaczęła nerwowo strzepywać z niego brud. Nie cierpiała nieporządku, chaosu i niezorganizowania a wszystko co działo się w tym banku z tym jej się właśnie kojarzyło. Chciała po prostu wrócić do swojego nieskomplikowanego życia. Do planowania, układania, swoich harmonogramów i życia według zegarka. Dziś parszywy los przyparł ją do muru i zmusił do działania wbrew swoim zasadom. Ale prawda była taka, że ona nie była na co dzień tą dziewczyną. Tą, która chciała pomóc rannemu, która podała nieznajomej dłoń a wreszcie tą, która odebrała karabin bandytom. Nie, to nie była ona. Tamta dziewczyna odeszła teraz wraz z mijającym poczuciem zagrożenia. Tamta dziewczyna była niebezpieczna i nieobliczalna i wcale się Aśce nie podobała.
Joasia nie chciała już o tym myśleć. Teraz marzyła po prostu o powrocie do swojego monotonnego życia. Miała dość atrakcji jak na jeden dzień.