-O k…a, moja bania!- Roman z trudem wydostał się z furgonetki. Wszystko go bolało, nawet cebulki włosów. Przyjrzał się sobie krytycznie, był bardzo poobijany ale po szybkich oględzinach stwierdził, że niema nic złamanego. Pocieszył się faktem, że najmniej na tym ucierpiał jego dres- w końcu był niezniszczalny. – Ja pier…e, zdarza się nawet najlepszym.
- odpowiedział na wyrzuty towarzyszy. Nawet nie chciał się kłócić z metalem. Chwiejnym krokiem podszedł do porzuconej przez Mikołaja apteczki. – Muszę wziąć jakiegoś zajebistego procha bo mnie baniak napier…a, że ja pier…e.- powiedział do dziadka po czym łyknął cztery tabletki.
Wszedł do sklepu, wszędzie broń. Nigdy nie strzelał, wolał bardziej wyszukaną broń jak baseballe, kastety i tym podobne narzędzia. – Panowie pomóżcie mi wybrać jakąś snajperkę i powiedzcie jak się tym dokładnie posługiwać…-
__________________ War...War never changes |