O dziwo, karły chyba chciały zgodzić się na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu, ale Molly zaczęła walkę i nie było odwrotu. Oczywiście odwrotu dla krasnoludów. Mnich potwierdził opinię Magnusa o tępocie- nie "czuł" nawet długości swojej broni, to ci dopiero! Szlachcic wyciągnął rapier i doskoczył do jednego z przeciwników, sprawnie atakując i unikając ciosów. ~Całkiem nieźle walczy~- pomyślał czarodziej. A elfi mag rzucił zaklęcie przyspieszające. Właściciel karczmy usiłował przywołać wszystkich do porządku. Naturalnie bezskutecznie. Za to Groght ogłuszył pałką jednego z krasnoludów. -Spokojnie, zaraz ich pokonamy i po sprawie- odkrzyknął mag i spojrzał na lewo. Do Vanyreda podkradał się jakiś elf ze sztyletem. To oni jednak się nawzajem mordują? Niby taka szlachetna rasa... przemknęło przez myśl Magnusowi, kiedy kierował się w jego kierunku. Miał zamiar trzasnąć go kosturem po głowie czy piersi- oczywiście wiedział, że raczej się nie uda, ale przeciwnik miał krótkie ostrze i można się było szybko wycofać, a w całej akcji chodzi głównie o odwrócenie uwagi napastnika. Walnąć i cofnąć się... to powinno dać czas reszcie na załatwienie kolejnego chętnego do bitki. Bowiem w mniemaniu Magnusa nadal nie było konieczne użycie zaklęć. |